Chcesz zostać oficerem rowerowym? Zgłoś się w Łodzi

Jak sprawić, żeby w 2020 roku 15 procent łodzian jeździło po mieście rowerem? Obecny oficer rowerowy uznał, że tego celu nie zrealizuje. Czy uda się to nowemu, jeśli w łódzkim magistracie nie ma zgody co do podstawowych kwestii dotyczących jazdy rowerem?

"Chcesz zostać oficerem rowerowym? Zgłoś się" - takie ogłoszenie, bardziej pasujące do kolejnego programu telewizyjnego, w którym poszukuje się talentów, zawisło na stronie internetowej Zarządu Dróg i Transportu. Miasto szuka osoby, która rozwinie w Łodzi komunikację rowerową. Witold Kopeć, który był tą osobą przez ostatnie dwa lata, zrezygnował.

Powołanie pełnomocnika prezydenta do spraw polityki rowerowej było następstwem podpisania przez Hannę Zdanowską w 2011 roku Karty brukselskiej. To zobowiązanie do rozwijania transportu rowerowego i zwiększenia udziału tego typu komunikacji do 15 procent w 2020 roku. Kopeć niedawno uznał, że nie jest w stanie wypełnić tego zadania należycie.

Oficer jako powód swojej rezygnacji podaje brak porozumienia z Radosławem Stępniem, swoim resortowym wiceprezydentem odpowiedzialnym za transport w Łodzi. Kopeć chciał zwiększać liczbę pasów rowerowych na ulicach Śródmieścia, a Stępień wolał przy każdym remoncie, tam gdzie to możliwe, budować separowane drogi dla cyklistów.

Do różnicy zdań doszedł również konflikt. Bez wiedzy wiceprezydenta i dyrektora Zarządu Dróg i Transportu Kopeć usunął z projektu remontu ulicy Kopernika drogę rowerową. W jego ocenie ulica jest zbyt wąska, aby wprowadzić na niej takie rozwiązanie.

Stępień nie ukrywa, że jest zwolennikiem ruchu separowanego i w tej kwestii poróżnił się z Kopciem, ale deklaruje, że jest otwarty na dialog. Choć uważa, że to niedopuszczalne, aby oficer zmieniał projekt ulicy bez rozmowy z nim i dyrektorem ZDiT, to mówi, że był zaskoczony jego decyzją i nie oczekiwał po sprawie z ulicą Kopernika dymisji oficera. Niemniej przyjął ją.

Nieporozumienia mogłoby nie być, gdyby powstała strategia wdrażania celów Karty brukselskiej. Kopeć mówi, że to jedna z rzeczy, która mu nie wyszła. Gdyby taki dokument, zaakceptowany przez prezydenta, posiadał, to nie byłoby dzisiaj dyskusji, kto ma rację. To kuriozalne, że po dwóch latach zastanawiamy się, w jaki sposób doprowadzić do 15 procent udziału rowerzystów w ruchu, a nie, jak zrobić to szybciej, bo cel wydaje się ciągle nieosiągalny.

Oficer rowerowy powinien zajmować się rozwiązywaniem konfliktów na drogach, a nie w magistracie. Z szacunków - badań na ten temat nie ma - wynika, że dzisiaj rower wybiera 2-3 procent łodzian. Żeby w 2020 roku osiągnąć pożądany wskaźnik, trzeba nie tylko przekonać ludzi do jednośladu, ale także wytłumaczyć kierowcom, że "zrowerowanie" miasta to nie jakaś fanaberia, ale standard w rozwiniętych krajach, i powinni podzielić się ulicą z innymi uczestnikami ruchu. A kierowcy dzielić się nie lubią i zwykle wychodzą z założenia, że ulica = jezdnia, więc trzeba poświęcić temu dużo uwagi i wysiłku.

Ale żeby skupić się na drogach i osobach z nich korzystających, trzeba przynajmniej w urzędzie mieć poparcie. Tymczasem dzisiaj problemem jest nie tylko wizja tego, po czym cykliści mają jeździć, ale także ułamkowy w budżecie udział wydatków na rozwój transportu rowerowego czy brak przekonania wśród urzędników, że zimą należy odśnieżać także drogi rowerowe, a nie tylko jezdnie. A bez zgody co do rzeczy podstawowych (jak choćby wspomniane odśnieżanie), w 2020 roku 15 procent łodzian może po mieście poruszać się... co najwyżej na nartach, a nie rowerem.

Artykuł pochodzi z łódzkiego wydania lokalnego Gazety.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.