Michał Wanke*: Problemem wciąż są bariery społeczne. W Polsce mamy do czynienia z bardzo silnym podziałem klasowym społeczeństwa - mamy klasę wyższą, aspirującą do niej klasę średnią i walczącą codziennie o przetrwanie klasę pracującą, robotniczą, ludową. Ludzie z poszczególnych klas - jak pokazują badania, na przykład ostatnio Macieja Gduli i Przemysława Sadury z Uniwersytetu Warszawskiego - co innego widzą w jeździe na rowerze. Uogólniając: człowiek z klasy niższej jeździ na rowerze, bo musi, bo go nie stać na samochód, bo chce zaoszczędzić na biletach. Dla niego to jest pragmatyczne rozwiązanie. To osoba, która w weekend nie pojedzie na rowerze, bo wtedy odpoczywa po tygodniu pracy. Człowiek z klasy wyższej wybierze rower, ale nie z powodu użyteczności jednośladów, a raczej ze względu na samorozwój, pasję jazdy na kolarzówce, lub chęć odstresowania się po pracy. Natomiast największy problemem jest z klasą średnią. Ona aspiruje do klasy wyższej, ale w sensie ekonomicznym nie jest w stanie tego zrobić, więc próbuje się przynajmniej odciąć od klasy robotniczej. Innymi słowy, ci ludzie postrzegają przyjazd na rowerze do pracy jako coś niestosownego. Uważają, że tak po prostu nie wypada. Jazda na rowerze jest czynnością fizyczną - bardzo mocno kojarzoną z klasą robotniczą. Rower nie świadczy o wysokim statusie społecznym, samochód tak.
Jest wąska elita ludzi- na przykład były trener Wisły Kraków, który jest Holendrem, dyrektor jednej z opolskich instytucji kulturalnych, czy jeden z profesorów naszej uczelni- którzy mogą sobie pozwolić na codzienną jazdę na rowerze. W oczach innych, w najgorszym przypadku zostaną uznani za dziwaków, ale ich reputacji, czy tożsamości nic nie grozi. To czy się spocą, czy nie jest pozbawione znaczenia- na nich nie patrzy się takimi kategoriami. Natomiast w klasie średniej bardzo mocno drżymy o to, co pomyślą o nas ludzie, szukamy potwierdzenia naszych aspiracji do wytworności bogatego życia i w tym wyobrażeniu nie mieści się plebejskie pedałowanie . Z czy można skojarzyć nasz dojazd do pracy na rowerze? Z byciem niepoważnym, nie mającym odpowiedniego samochodu, nieeleganckim.
Sport też jest klasowy, to znaczy dla klasy robotniczej sport jest najwyżej rozrywką, lub czymś co pozwala osiągnąć np. wyższy status poprzez rywalizację. Stąd też dzieciaki z klasy robotniczej uczą się gry w piłkę, trenują taekwondo, boks. W tym przypadku sport ma jakiś cel. Natomiast sport służący do samorozwoju, przyjemności, obcowania z naturą - to sposób patrzenia osób z klasy wyższej. Dlatego sam wyjazd klasy średniej na rowerze wiąże się z profesjonalnym strojem, lateksem, lajkrą, kaskiem - całym rynsztunkiem. Bo trzeba wyraźnie oddzielić użytkowość od rekreacji.
To przykłady skrajne, ale da się je zauważyć, sam widzę takich rowerzystów codziennie. To osoby, które nie pojadą na byle jakim rowerze, tylko muszą mieć dobry i drogi sprzęt, inaczej nie wypada.
Wypożyczalnie rowerów demokratyzują społeczeństwo, bo każdy otrzymuje taki sam jednoślad. To również moda, która dla wielu ludzi jest wymówką: "jadę bo mogę" a nie "jadę bo muszę". By klasa średnia, czyli wszyscy niezagospodarowani rowerowo ludzie chcieli jeździć na rowerach, potrzeba przykładu idącego z góry. W tej chwili jazda na rowerze jest definiowana w kategoriach "muszę, bo jestem skazany" lub jako coś ekstra, np. sport. Mówią o tym nasze, uniwersyteckie badania: ankietowani przez nas ludzie deklarują, że jeżdżą na rowerze, ale... w weekend, lub po południu. Tymczasem nam, czyli miastu chodzi o wykorzystywanie roweru przede wszystkim jako środka transportu. Dzisiaj społecznie, to nie jest jednak postrzegane jako coś normalnego, tylko dziwactwo.
Rower jest trendem. Są studenci, którzy na ten trend - podobnie jak na inne - reagują, ale jest też grupa żaków, która nie wyobraża sobie przyjazdu na zajęcia na rowerze. Nie wiem z czego to wynika, są przecież młodzi, zdrowi, studiują kilka kierunków. W ostatnich latach, kiedy postępował boom na rowery prowadziłem zajęcia na UO i na Uniwersytecie Jagiellońskim. W obu miastach: Opolu i Krakowie zauważyłem większą liczbę rowerów parkujących pod uczelnią. Ale w Krakowie to nie był wzrost, tam jest szaleństwo, wszyscy jeżdżą na rowerach a u nas to jest wciąż awangarda.
Sam wychowałem się w Kolonii Gosławickiej, która kiedyś była wioską. Pamiętam, gdy jako nastolatek bywałem zaskoczony widząc ludzi z mojej okolicy jeżdżących rowerem po centrum Opola. Kulturowo miałem zakodowane, że jazda rowerem przez miasto nie przystoi. To przekonanie jest zakorzenione u wielu osób do dziś. By pozwolić sobie na poruszanie się jednośladem po ulicach, trzeba mieć bardzo wysoką pozycję, wysoki status społeczny. Wszystko po to, by mieć w nosie, co pomyślą o nas inni i co my sami pomyślimy sobie o nas.
Gdy rozmawiam o naszym mieście mojemu koledze, profesorowi z Waszyngtonu, on zauważył, że Opole musi być strasznie drenowane intelektualnie. Na przykład, wszystkie dzieciaki, które kończą opolskie licea - wyjeżdżają. To jest normalne, bo w taki sposób postępuje również młodzież w innych miastach, na przykład w Krakowie. Problemem jest jednak to, że ludzie którzy tu przyjeżdżają są w pewien sposób spętani, mało odważni, skrępowani. Można pomyśleć, że nie są w stanie zastąpić rodzimej, bezkompromisowej, odważnej młodzieży, nie przejmującej się tym, co ludzie powiedzą. To jest duży kłopot i nie rozmawiamy tutaj tylko na poziomie uczniów i studentów, ale również kadry zarządzającej, pracowników administracji, naukowców i tak dalej. Opole jest miastem urzędniczym z bardzo zachowawczym klimatem - właśnie urzędniczym. Brakuje nam decydentów, którzy podjęlibyszalone, rowerowe decyzje . A Opole jest właśnie miastem w którym można sobie na tej płaszczyźnie zaszaleć. To nie jest Warszawa, pełna korporacyjnego stresu, managerów, czy szefów przejmujących się tym, co ludzie powiedzą. Jestem przekonany, że Opole jest potencjalną Kopenhagą, rowerową Mekką. To małe, płaskie miasto z umiarkowanym klimatem, idealne do jeżenia na rowerze. Musimy tylko zacząć myśleć i decydować o tym śmielej.
*Michał Wanke socjolog Uniwersytetu Opolskiego, zajmuje się badaniem m.in. socjologii kultury oraz socjologii sportu.
Artykuł pochodzi z opolskiego wydania lokalnego Gazety.