W tej chwili rowerem jest także rower elektryczny o mocy do 250 W, w którym napęd elektryczny działa jedynie podczas pedałowania (jest tylko wspomaganiem do napędu siłą ludzkich mięśni) i jest automatycznie odłączany po przekroczeniu 25 km/h lub wtedy, gdy cyklista przestanie pedałować. Pojazdy o większej mocy lub osiągające na wspomaganiu wyższe prędkości nie są rowerami według tej definicji. Nie mogą więc korzystać z przywilejów jakie te posiadają.
Jak podaje serwis bikebiz.com , we wtorek 20 listopada Parlament Europejski głosował nad zmianą definicji roweru. Zmiany miały wyłączać rowery elektryczne (zwane też pedelecs) spod definicji roweru. Mogłyby to być otwarciem furtki do wprowadzenia dla cyklistów jeżdżących na rowerach elektrycznych obowiązku jazdy w kasku, posiadania ubezpieczenia OC lub rejestracji pojazdów - podobnie jak ma to miejsce w przypadku skuterów i motocykli.
Na szczęście Parlament Europejski pomysł zmian odrzucił. Głosowanie w Parlamencie musi jeszcze zostać ratyfikowana przez Radę Europejską, ale jest to raczej formalność. Rowery elektryczne pozostaną rowerami, ze wszystkimi zaletami tego rozwiązania.
Rowery elektryczne modne w Europie
W Polsce nie jest to aż tak istotne. Rowery elektryczne to u nas na razie rynkowa nisza, choć dynamicznie rosnąca. Pojazdy te odniosły jednak w ostatnich latach ogromny sukces w Europie. W 2011 roku sprzedano ich ponad 700 tysięcy. W samych tylko Niemczech jest ich już milion, z czego 310 tysięcy sprzedanych w zeszłym roku. Liczby te (choć duże) niewiele mówią, póki nie porówna się ich z na przykład z ilością sprzedanych samochodów elektrycznych. Tych w Europie Zachodniej było w 2011 roku zaledwie 11,5 tysiąca, pomimo dużych dotacji do ich zakupów w niektórych krajach.
Rafał Muszczynko
