- Przecież ten pan nie sprzedaje z wózka chińskich majtek! - oburzała się jedna z klientek, która po południu stała w długiej kolejce do kawiarenki zbudowanej na rowerowej rikszy.
Jarek Malejewski sprowadził oryginalny pojazd z Holandii. To coś w rodzaju rikszy, tyle że zamiast kanapy dla pasażerów jest bar z ekspresem. Tydzień temu wyruszył pierwszy raz na Jasne Błonia. Podjeżdżał do spacerowiczów, osób wypoczywających na ławkach. Proponował kawę i herbatę.
W środę wieczorem Jarek napisał na swoim profilu na Facebooku
Dlaczego? Okazało się, że chociaż prowadzi działalność gospodarczą legalnie i uiścił w magistracie opłatę targową, to na rower na Jasnych Błoniach nie zgadza się Zakład Usług Komunalnych administrujący terenem.
- Zaproponowali mi dzierżawę terenu - opowiadał w czwartek swoim klientom Jarek. - Tyle że jeszcze minionej zimy musiałbym wystartować w przetargu. Poza tym moja kawiarenka nie stoi w miejscu. ZUK nie wiedział, co z tym przypadkiem zrobić, i na wszelki wypadek zakazał mi sprzedaży kawy.
Kłopoty Cafe Rower wywołały ogromne poruszenie, wiadomość rozprzestrzeniała się po portalu społecznościowym lotem błyskawicy, kolejne osoby proponowały nawet zorganizowanie protestu. Głos w obronie przedsiębiorcy zabrał nawet Związek Pracodawców Lewiatan.
A sam Malejewski w czwartkowe popołudnie zaprosił szczecinian na Jasne Błonia. Rozdawał kawę za darmo i zbierał podpisy w obronie Cafe Rower. Cały czas miał długą kolejkę klientów, którzy wrzucali mu do puszki "napiwki" i dziwili się, że urzędnicy próbują zabić tak sympatyczną inicjatywę.
- Mam nieoficjalny sygnał z ZUK, że jakoś jednak da się zalegalizować moją działalność w parku - mówił nam po południu Jarek, przygotowując kolejne espresso.
Oficjalnie ZUK komentarza "Gazecie" nie udzielił.
Artykuł pochodzi ze szczecińskiego wydania lokalnego Gazety. Tam znajdziecie też więcej informacji i opinii o sprawie Cafe Rower .