To wspólna akcja "Gazety Wyborczej" i Stowarzyszenia Rowery.Rzeszow.pl. Chcemy wprowadzenia w Rzeszowie programu prewencyjnego, który funkcjonuje w większości polskich miast.
Hostessy z transparentami z hasłem "Chcemy znakowania rowerów" zbierały podpisy pod apelem skierowanym do władz miasta. Inicjatywą byli zainteresowani nie tylko rowerzyści, ale też rzeszowianie przechadzający się po rynku. Zebraliśmy prawie 650 podpisów.
- Pochodzę z Krakowa. Od dwóch lat mieszkam w Rzeszowie. W Krakowie znakowanie pamiętam już z podstawówki. Słyszałam, że w Rzeszowie w tym roku skradziono ponad 120 rowerów, u mnie w domu złodziej zabrał rower z piwnicy. Uważam, że znakowanie to podstawa - mówiła Ania.
- Mam kilkanaście rowerów i chciałbym wszystkie oznakować. Jeśli w Rzeszowie uda się wprowadzić taki program, pierwszy ustawię się kolejce - dodał Gerard.
Policjanci i strażnicy miejscy z Wrocławia, Łodzi, Kielc czy Krakowa od wielu lat znakują rowery. Efekt? Spada liczba kradzieży, oznakowane rowery nie giną, a odzyskane szybko trafiają do właścicieli.
Rowerzyści ze Stowarzyszenia Rowery.Rzeszow.pl zorganizowali też pokazy cięcia zabezpieczeń, mające uświadomić, jak łatwo ukraść źle zabezpieczony rower. - Większość rzeszowian zabezpiecza swoje rowery zwykłą linką za kilkanaście złotych, którą można przeciąć w parę sekund, nie używając specjalnych narzędzi - przestrzegał Jarek Dyląg podczas pokazu.
Masa wystartowała z rynku i przejechała ulicami miasta. Metą była Lisia Góra, gdzie zorganizowano grill.
Na ramie graweruje się specjalnym urządzeniem (engrawerem) numer z kilku cyfr i liter. Policjanci przyklejają też naklejkę informującą, że rower jest oznakowany. Numer zostaje potem wpisany do policyjnej bazy i do karty pojazdu, którą otrzymuje właściciel. W niektórych miastach policja korzysta z niezmywalnego markera, widocznego tylko pod światłem ultrafioletowym.
Artykuł pochodzi z rzeszowskiego wydania lokalnego Gazety.