Przyjezdny o Veturilo: Trzeba przystosować centrum do roweru

Jeśli władze stolicy zdecydowały się na tysiąc rowerów publicznych, to powinny też pomyśleć, jak ludzie mają z nich korzystać. Zakładanie, że pojadą chodnikami, jest absurdem.

Na co dzień pracuję w poznańskiej redakcji "Gazety" i od lat jeżdżę rowerem po moim mieście. Działający równo od miesiąca warszawski system Veturilo prowadzi ta sama firma Nextbike, która wiosną uruchomiła takie rowery w Poznaniu. Zarejestrowałem się już dawno, ale wypróbowałem dopiero w Warszawie - zapisywać się już nie musiałem, a rejestracyjne 10 zł mam opłacone u siebie.

Jazdy chodnikiem nie uznaję

Zanim udało mi się wypożyczyć Veturilo, przeszedłem przez ciężkie doświadczenia. Jeśli już udało mi się znaleźć stację, w której czekał rower, to albo miał przebitą oponę, albo nie dało się go odpiąć z zamka - stały tylko uszkodzone jednoślady. Wypożyczałem je, zwracałem i straciłem na to w sumie ponad pół godziny. To irytujące, z drugiej strony puste stojaki świadczą o ogromnym sukcesie miejskich rowerów! A przecież w mieście nadal nie ma jeszcze studentów.

Wreszcie mi się udało - na ul. Traugutta przy Krakowskim Przedmieściu. Nie działało tylko oświetlenie, a w czasie gdy szamotałem się z niesprawnymi rowerami i zaciętymi zamkami, na dworze zdążyło się ściemnić. Poruszałem jednak trochę kabelkami i pomogło. No to w drogę.

Na chodnikach widzę mnóstwo rowerzystów, ale ja takiej jazdy nie uznaję - chyba że na bezludziu. Sunę więc szybko Krakowskim Przedmieściem razem z autobusami, trzymając je z tyłu na dystans. Warunki są tu niezłe, na Nowym Świecie - przyzwoite. Skręcam w stronę Dworca Centralnego i zaczynają się już kłopoty. Chodniki w Al. Jerozolimskich wąskie, zatłoczone, jazda po nich rowerem to byłaby granda. Wybieram więc jezdnię. Słowo honoru - to straszne doświadczenie. Pasy ruchu są tak wąskie, że jazda rowerem zamienia się w horror, staje się nieustającą ucieczką przed autami, które nie mogą mnie wyprzedzić. Jazda buspasem przy tej liczbie autobusów też się nie sprawdza.

Na gościnnych występach

Jakoś dobrnąłem do skrzyżowania z Marszałkowską, ale tej trasy nie chciałbym już powtarzać. I mam coś do przekazania warszawskim drogowcom: skoro powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B. Jeśli władze miasta lokalizują stację Veturilo przy skrzyżowaniu Al. Jerozolimskich i Marszałkowskiej, a należy ona ponoć do najbardziej uczęszczanych, to niech zdają sobie sprawę, że jakoś trzeba się tam dostać. Trasa z Krakowskiego Przedmieścia na dworzec wydaje mi się całkiem typowa - to przecież bardzo wygodne pojechać sobie rowerem na pociąg. A dziś bezpiecznie pokonać się jej nie da. Zakładanie, że ludzie znają boczne ulice albo pojadą chodnikami, jest absurdem. Już teraz jest mnóstwo konfliktów pieszych z rowerzystami. A pamiętajmy, że ci, którzy jeżdżą na wypożyczonych rowerach, mają mniejsze doświadczenie, więc ulicą, a zwłaszcza taką jak Al. Jerozolimskie, nie pojadą. W dodatku coraz więcej będzie takich jak ja - słabo znających miasto rowerzystów "na gościnnych występach". Przecież kompatybilne z Veturilo systemy rowerowe działają nie tylko w Poznaniu, ale i we Wrocławiu i Opolu czy w Berlinie.

Już słyszę głosy protestu: gdzie zmieścić w Al. Jerozolimskich ścieżki rowerowe? Jest przecież ciasno. Tak, bo w każdą stronę są aż trzy pasy ruchu, i do tego miejsca parkingowe. Czyli jest z czego wykroić miejsce i dla rowerzystów, i na poszerzenie chodnika, w wielu miejscach zbyt wąskiego jak na tak ważną, reprezentacyjną arterię stolicy. Jak to miejsce znaleźć - to zadanie dla specjalistów.

Macie tu rowerową rewolucję

Obserwuję, że w Warszawie w ostatnich latach dużo robi się dla rowerzystów, powstało dla nich sporo świetnej jakości dróg, np. w Al. Ujazdowskich. Jest z tym lepiej niż w Poznaniu. To jednak ciągle za mało, bo już na pierwszy rzut oka widać, że Warszawa przechodzi rowerową rewolucję. Czytam, że powstaną kolejne stacje Veturilo, że każdy rower miejski w Warszawie jest dwa razy bardziej intensywnie wykorzystywany niż podobny w Paryżu. Może dzięki rowerom publicznym w stolicy szybciej powstanie sensowna sieć ułatwień dla cyklistów nie tylko tam, gdzie jest akurat miejsce, ale gdzie są najbardziej potrzebne? Życzę tego wszystkim mieszkańcom i gościom Warszawy, bo miasta, po których wygodnie przemieszcza się na piechotę i rowerem, to najfajniejsze miasta świata.

Artykuł pochodzi z warszawskiego wydania lokalnego Gazety.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.