Rower na prąd - nie tylko dla leniuchów

Drogi, ciężki, dziwnie wyglądający gadżet dla pseudo-ekologicznych leniuchów. Tak często postrzegany jest rower ze wspomaganiem elektrycznym. Oczywiście o ile w ogóle ktoś wie, że coś takiego istnieje. A przecież rower elektryczny może znacząco zwiększyć liczbę rowerzystów w miastach. Przyjrzyjmy się, co to za pojazd i jakie może mieć zalety.

Trochę techniki

O tym, jak działa rower ze wspomaganiem elektrycznym, można napisać osobny artykuł, a nawet książkę. Najogólniej rzecz biorąc, rower elektryczny ma trzy dodatkowe elementy, których nie ma w zwykłym rowerze:

1. silnik (najczęściej w piaście któregoś koła, rzadziej napędzający bezpośrednio łańcuch lub korbę),

2. akumulator (tani i ciężki ołowiowy lub lżejszy i droższy np litowo-jonowy),

3. kontroler (i zespół połączonych z nim czujników)

Naładowany akumulator napędza silnik, którego obroty przenoszone są pośrednio lub bezpośrednio na koła roweru. Mózgiem całego układu jest kontroler. Jego rolą jest wiedzieć, czy rower potrzebuje akurat wspomagania, czy nie, i w razie czego pobrać odpowiednia moc z akumulatora i przekazać ją do silnika. Kontroler również odcina zasilanie, gdy prędkość pojazdu przekroczy 25 km/h (jeśli rowerzysta chce jechać szybciej - może, ale musi radzić sobie sam).

Prąd używany do ładowania kosztuje bardzo mało. Jest to z reguły kwota nie przekraczająca kilku złotych na tysiąc kilometrów. Więcej kosztuje nas bieżące utrzymanie roweru (przeglądy, wymiana łańcucha, nowe dętki) niż prąd wspomagający rower elektryczny.

Ale koszt wspomagania to nie tylko koszt prądu, którym ładuje się akumulator, ale przede wszystkim koszt amortyzacji samego akumulatora. Jego trwałość zależy nie tyle od liczby przejechanych kilometrów, co od sposobu obchodzenia się z nim. Aby jazda ze wspomaganiem elektrycznym była nie tylko łatwa, ale również pozostała ekonomiczna, należy dokładnie zapoznać się ze wskazówkami producenta dotyczącymi sposobu eksploatacji akumulatora.

Rower elektryczny - nie tylko dla leniuchów

Mimo wspomagania elektrycznego rower z silnikiem nie zwalnia z pedałowania. Co nie zmienia faktu, że z pewnością trudno jest zmęczyć się zbytnio jadąc na takim rowerze. Szczególnie, jeżeli nauczymy się nie przyspieszać do granic możliwości, tylko szukać swojego idealnego rytmu. Nie dziwi wiec, że najczęstszym sposobem reklamowania rowerów elektrycznych jest "brak potu po dojechaniu do pracy".

A co, jeżeli świetnie sobie radzę na normalnym rowerze, nie boję się wysiłku ani podjazdów? Czy wtedy taki rower nie jest dla mnie? Nic podobnego!

Na przykład średnia prędkość w mieście bardzo zależy od faz przyspieszania. Rower ze wspomaganiem ułatwia szybki start. Nie pomoże ci co prawda poprawić maksymalnej prędkości, ale znacznie podniesie średnią. Rower ze wspomaganiem elektrycznym jest również bardzo przydatny na podjazdach. Kiedy jedziemy pod górkę, wystarczy, że wybierzemy bardziej miękkie przełożenie a silnik wykona resztę pracy za nas, pozostawiając nasze plecy suchymi. Inne rozwiązanie - wysiłek zostaje taki sam, ale za to podnosi się prędkość.

Mimo że rower ze wspomaganiem pozwala nam jechać średnio szybciej, to dzięki niemu łatwiej nam przestrzegać przepisów. Skąd ten paradoks? Po prostu nie wahamy się już zatrzymać na znaku "Stop" czy "późnym żółtym". Przyspieszanie nie jest już tak bolesne i nieprzyjemne. Oczywiście przekłada się to pozytywnie na bezpieczeństwo.

Na poprawę bezpieczeństwa przekłada się również to, że łatwiejsze starty, to starty stabilniejsze. A przecież każdy rowerzysta obawia się właśnie bycia wyprzedzanym na pierwszych kilku metrach po ruszeniu z miejsca, kiedy jeszcze łapie balans.

Dodatkowo, łatwiejsze pedałowanie to lepsza koncentracja na kierowaniu rowerem. Zamiast koncentrować się na odpowiednim oddechu czy wybraniu odpowiedniego przełożenia, możemy dokładniej obserwować, co dzieje się wokół nas i pilnować zachowania innych uczestników ruchu.

Ogólnie jazda staje się na tyle łatwa, że wiek czy pogoda przestają przeszkadzać. Wiatr przestaje być naszym bezwzględnym wrogiem, a w czasie deszczu możemy założyć coś nieprzemakalnego bez ryzyka, że jadąc pod górkę ugotujemy się w sosie własnym. Dodatkowo w warunkach słabej przyczepności, na przykład na deszczu czy śniegu, fenomenalnie sprawdza się napęd na 2 koła, częsty w rowerach ze wspomaganiem.

Skoro jedziemy z wyższą średnią prędkością a na dodatek towarzyszy temu mniejszy wysiłek, kolejnym atutem okazuje się możliwość pokonywania większego dystansu. Rowerem elektrycznym dojazd do pracy na dystansie 30, czy nawet 40 kilometrów nie jest wielkim wyczynem. Musimy tylko mieć warunki do ładowania akumulatora w pracy, ale to zazwyczaj nie stanowi problemu.

Przeciwnicy rowerów wspomaganych elektrycznie często argumentują, że ktoś, kto zacznie jeździć e-rowerem, szybko się "rozleniwi" i będzie miał trudności z powrotem do roweru bez wspomagania. Nie będę się kłócił. Komuś może tak się zdarzyć. Ale ze mną było dokładnie odwrotnie: zacząłem od roweru ze wspomaganiem, bo nie byłem w stanie dojechać do pracy normalnym (po drodze mam 12-procentowy podjazd). Z tygodnia na tydzień jeździłem coraz szybciej, aż w końcu poczułem, że ograniczenie wspomagania do 25 km/h mnie hamuje. Po 2 latach jazdy zacząłem jeździć po pagórkowatym mieście zwykłym rowerem. Jednym słowem - rower elektryczny może stanowić dobry trening i drogę do "normalnego" roweru dla tych, którzy a priori z różnych względów nie wyobrażają sobie, że mogliby na nim jeździć.

Rower ze wspomaganiem to... po prostu rower

Po tym wszystkim należy podkreślić, że z prawnego punktu widzenia nie ma różnicy między rowerem ze wspomaganiem, a zwykłym rowerem napędzanym jedynie siłą waszych mięśni. W większości krajów Unii Europejskiej, a od majowej zmiany przepisów - także w Polsce, rower ze wspomaganiem elektrycznym to rower wyposażony w posiłkowy silnik elektryczny, z kilkoma ograniczeniami. Moc nie przekracza 250 W a napięcie 48V. Poza tym silnik wyłącza się jeżeli rowerzysta przestanie pedałować lub rower przekroczy 25 km/h.

Co z tego wynika? Najważniejsze jest to, że rower ze wspomaganiem w przepisach ruchu drogowego jest traktowany identycznie jak każdy inny rower. Może korzystać z udogodnień dla rowerzystów (ścieżek, przejazdów), nie wymaga rejestracji, okresowych przeglądów technicznych, ubezpieczenia OC, czy uprawnień takich jak prawo jazdy. Jazda na nim nie wymaga zakładania kasku. To wszystko sprawia, że staje się atrakcyjną alternatywą dla skutera.

A co ma więcej klasy? Przeraźliwie bzyczący skuter, czy ledwo słyszalny piękny elektryk? Odpowiedz zostawiamy Wam.

Olivier Schneider, kom

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.