Mini-poradnik: Nasmaruj łańcuch, dopompuj koła

Z dnia na dzień mój czas dojazdu do pracy rowerem, skrócił się o kilka minut. Jak to się stało? Proste: nasmarowałem łańcuch i dopompowałem powietrza do dętek.

Jeszcze niedawno mój czas przejazdu z Białołęki na Uniwersytet Warszawski wynosił 28 minut. Był to czas, który zwykłem nazywać "zimowym" - tłumaczyłem sobie, że odpowiedzialna za to jest pora roku i aura. Zimą ulice są śliskie i mokre, dlatego zwykle jeżdżę wolniej i spokojniej. Do tego grubsze ubrania krępują i ograniczają ruchy - to odbija się negatywnie na mojej formie, a więc także i na tempie jazdy.

Ale to tylko część prawdy. Wystarczyło kilka minut spędzonych przy rowerze, by czasy przejazdu na trasie dom - uczelnia - dom z typowo zimowych, zmienić się na typowo letnie.

Po pierwsze - nasmarowałem łańcuch. Woda, błoto pośniegowe i sól, dały mu ostatnio mocno w kość. Wystarczyło kilka kropel oliwki - po jednej na każde ogniwko - by wszystko znowu zadziałało lekko i płynnie (a przy okazji ciszej).

Po drugie - zwiększyłem ciśnienie w oponach. Zwykle zimą nie chcę brudzić rąk i zupełnie nie zwracam na nie uwagi. Zwłaszcza, że na niewielkim "flaku" koła mają lepszą przyczepność na śliskiej nawierzchni. Ale lodu na ulicach już nie ma, przyczepność nie jest już najważniejsza. Za to niższe opory toczenia się przydają, warto więc nieco dopompować, by jechało się lżej.

"Najprawdziwsi rowerzyści" dodatkowo jeszcze myją po zimie rower, by nie obciążał go brud. Ja jestem na to zbyt leniwy, bo nie zależy mi na tych 100 gramach różnicy. Zresztą, już po wcześniejszych szybkich zabiegach, czas dojazdu na Uniwerek skróciłem o 3-4 minuty - do normy "letniej". Znowu mam czas na spokojne wypicie herbaty przed rozpoczęciem zajęć.

Czego i Wam życzę.

Rafał Muszczynko

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.