Tor Interlagos koło Sao Paulo jest bardzo specyficzny, przede wszystkim szalenie wymagający. Nie tylko jest tam zawsze gorąco i wilgotno, gdy się siedzi w nagrzanym do 50 st. C bolidzie w kombinezonie, kasku, niepalnych ochronnych strojach to bardzo przeszkadza; teren nie tylko jest wyboisty - oczywiście w kategoriach Formuły 1, bo dla normalnego kierowcy idealna płaszczyzna przypomina lustro - ale też jeździ się po nim w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara. Niby drobny detal, ale przy przeciętnej ponad 200 na godzinę przeciążenia działają przez blisko 2 godziny na przeciwną stronę ciała niż w 16 pozostałych wyścigach Formuły 1. To jest męczące, dekoncentrujące i po ludzku wkurzające. Kilka faktów w niedzielnym GP tak bardzo przypominało wcześniejsze wyścigi, jakby kierowcy rzeczywiście jechali w drugą stronę czasu.
Michael Schumacher już na drugi zakręcie wyprzedził nową gwiazdę wyścigów, pięknego, nieobliczalnego Latynosa Juana-Pablo Montoyę, zdobywcę pole position. Kolumbijczyk i Niemiec spotkali się na dwóch pierwszych miejscach na starcie po raz drugi z rzędu, bo dwa tygodnie wcześniej, w GP Malezji Schumacher zdobył pole position przed Montoyą.
W Interlagos obaj jechali jak zwariowani do końca prostej, wydawało się, że dalej będą jechać prosto, kiedy Niemiec zaczął hamować. Niebieski williams Montoi jako pierwszy wszedł w pierwszy zakręt, ale wyrzuciło go zbyt szeroko. Niemiec wślizgnął się w powstałą dziurę. - Myślałem, że będę przed nim na zakręcie, ale Juan zaczął hamować tak późno, że było dla mnie jasne, że go wyrzuci - powiedział Schumacher.
I znów, jakby czas cofnął się o dwa tygodnie - obaj się zderzyli, tyle że tym razem to Montoya stracił przedni spojler. W Malezji było odwrotnie. - Ja myślałem, że Michael jeździ fair, ale oczywiście się oszukałem - mówił w niedzielę po wyścigu Montoya. - Zajechał mi drogę. Kto za to płaci? Ja. Ja znowu płacę (w GP Malezji Montoya został ukarany za zajechanie drogi Schumacherowi karą tzw. drive-through, czyli przejazdu przez boksy).
Kolumbijczyk musiał zjechać do garażu, naprawić przód samochodu i rzucić się do odrabiania strat. To on wykonał najszybsze okrążenie wyścigu, ale jego szaleńcza jazda pozwoliła mu zająć tylko piąte miejsce.
A Schumacher musiał przygotować się do odparcia następnego ataku - Rubensa Barrichello. Ten to dopiero jest pechowiec. Montoya - ze swoimi niedzielnymi przeżyciami - to przy Barrichello dziecko szczęścia, przynajmniej jeśli chodzi o tor Interlagos. Przez ostatnie osiem lat Rubens nie ukończył tu żadnego wyścigu, jedynego brazylijskiego wyścigu w całym sezonie. Aby mieć pełny obraz pecha, trzeba dodać, że jest Brazylijczykiem. Tym razem wydawało się, że pech się skończył. Po nieudanym treningu, po którym musiał startować z ósmego miejsca, Rubens znalazł się po zaledwie szósty okrążeniu między Schumacherami, na drugim miejscu! Mało tego: potem, na 14. kółku, na prostej wyprzedził swojego kolegę z drużyny Ferrari - Michaela - i prowadził, wśród owacji blisko 150 tysięcy kibiców.
Zielono-żółte flagi przestały powiewać zaledwie trzy okrążenia później, kiedy samochód Barrichello zwolnił, turlał się przez chwilę, aby w końcu zjechać z toru - w jego czerwonym ferrari zawiodła hydraulika. Znów na czele byli dwaj bracia Schumacherów.
Starszy tylko na chwilę dał się wyprzedzić zwycięzcy z Malezji Ralfowi - kiedy zmieniał opony i tankował. Szybko odzyskał prowadzenie, kiedy młodszy brat musiał zrobić to samo. Wyścig przypominał zeszłoroczne GP Kanady, ale wtedy Ralf wygrał. - Nawet jeśli byłem na prostej szybszy od Michaela, nie mogłem zbliżyć się na tyle, aby spróbować go wyprzedzić. Zrobię to następnym razem - powiedział Ralf Schumacher, który przez ostatnie dziesięć okrążeń siedział bratu "na ogonie", szukając sposobności do wyprzedzenia. Następny wyścig - GP San Marino - za dwa tygodnie na torze Imola.
W niedzielę na torze Interlagos Michael wygrał, mając wolniejszy samochód niż williams Ralfa, używając jako jedyny w czołówce ośmiu najlepszych zawodników opon bridgestone, choć opony michelina są uważane za najlepsze na gorącym brazylijskim asfalcie, wreszcie wcale nie osiągając najlepszych czasów na torze - tu lepszy był Montoya. Ale mistrza właśnie po tym można poznać - wygrywa wbrew okolicznościom.
Dla Schumachera, czterokrotnego mistrza świata, było to 55. zwycięstwo w karierze, drugie w tym roku i pierwsze w nowym samochodzie - Ferrari 2002.
1. M. Schumacher (Niemcy, Ferrari) 1:31,43.663 (przeciętna prędkość 200,098 km/godz.);
2. R. Schumacher (Niemcy, Williams) 1:31,44.251;
3. D. Coulthard (Wlk. Brytania, McLaren) 1:32,42.773.
4. Jenson Button (W.Brytania/Renault) 1.06,883
5. Juan Pablo Montoya (Kolumbia/Williams-BMW) 1.07,563
6. Mika Salo (Finlandia/Toyota) 1 okrążenie
7. Eddie Irvine (W.Brytania/Jaguar-Cosworth) 1 okrążenie
8. Pedro de la Rosa (Hiszpania/Jaguar-Cosworth) 1 okrążenie
9. Takuma Sato (Japonia/Jordan-Honda) 2 okrążenia
10. Jacques Villeneuve (Kanada/BAR-Honda) 3 okrążenia
1. M. Schumacher 24 pkt;
2. R. Schumacher 16,
3. J.-P. Montoya (Kolumbia, Williams) 14.
1. Williams 30;
2. Ferrari 24;
3. McLaren 8.