NASCAR to najpopularniejsze wyścigi w USA - na owalnych torach zasiada po 100-200 tys. kibiców, telewizje płacą za prawa do transmisji setki milionów dolarów, najlepsi kierowcy są wielkimi gwiazdami.
Od 2008 roku NASCAR przeżywa jednak kryzys. - Gospodarcze spowolnienie i rosnące ceny energii odczuwamy najbardziej ze wszystkich sportów - mówił prezes serii Brian France. - Jednym z powodów jest odległość, jaką muszą przebyć nasi fani, by dotrzeć na zawody. Kryzys to także mniejsza sprzedaż gadżetów i pamiątek.
Malejąca oglądalność telewizyjna i mniejsza widownia na trybunach skłoniła szefów NASCAR do zmian - w 2009 roku zmieniono kilka przepisów tak, aby na torze było więcej momentów walki koło w koło, a na początku 2010 roku kierowcy dostali od decydentów przyzwolenie na agresywną jazdę, co w praktyce oznacza np. trącanie się zderzakami przy prędkości ponad 200 km/h.
Efekty już widać - w niedzielę w Atlancie, na 324. okrążeniu Edwards próbował minąć Keselowskiego po wewnętrznej, ale w pewnym momencie jakby zwolnił i lekko wjechał w tył samochodu rywala z lewej strony. Dodge Keselowskiego obrócił się tyłem do kierunku jazdy, oderwał się od ziemi i zatrzymał na bandzie okalającej tor. Wypadek wyglądał bardzo niebezpiecznie.
Keselowski nie ucierpiał, ale zachowanie Edwardsa wywołało dyskusję. Sędziowie unieważnili wynik Edwardsa, który dojechał do mety na 39. miejscu, a po wyścigu wezwali go na wyjaśnienia. - Wygląda na to, że to mogła być zemsta - przyznał wiceprezes NASCAR Robin Pemberton.
Edwards przyznał potem, że uderzył w Keselowskiego rozmyślnie. - Chcę jednak wyraźnie dodać, że byłem zaskoczony jego lotem i bardzo ulżyło mi, kiedy cały i zdrowy wysiadł z samochodu - mówił Edwards. Za co mógł się mścić? Na 40. okrążeniu, tuż po restarcie, Edwards zajechał drogę Keselowskiemu i po kontakcie z jego samochodem uderzył w barierę. W pierwszej chwili Edwards był zdania, że za jego kraksę odpowiedzialny był rywal, ale po obejrzeniu powtórek zmienił zdanie.
Obaj kierowcy mają jednak na pieńku od poprzedniego sezonu - w kwietniowym wyścigu w Talladedze to Keselowski ścigał Edwardsa, który próbował zajechać mu drogę. Podobnie jak w niedzielę, samochód jadący z przodu obrócił się tyłem do kierunku jazdy, a potem - uderzony przez kolejne maszyny - został zepchnięty z impetem na bandę.
Kraksa wyglądała jeszcze poważniej niż ta ostatnia z Atlanty - rannych zostało siedmiu fanów. Keselowski ostatecznie wyścig wygrał, Edwards, który zdołał kontynuować jazdę po wypadku, był 24.
- Piłka jest po stronie szefów NASCAR - jeśli będą pozwalać na intencjonalne wypadki i spychanie rywali z toru, to w końcu któryś z kierowców lub kibiców zostanie poważnie ranny - mówi teraz Keselowski. - Wiem, że w moich ustach brzmi to ironicznie, ale ja nie spychałem Carla rozmyślnie.
W najważniejszym cyklu wyścigowym NASCAR zginęło 13 kierowców - aż czterech między majem 2000 roku, a lutym 2001. W 2001 roku na torze zginął siedmiokrotny mistrz świata Dale Earnhardt. To była ostatnia taka tragedia w NASCAR.
Co zrobią szefowie serii po niebezpiecznym niedzielnym wypadku? W listopadzie nie zdecydowali się nałożyć wysokiej kary na Denny'ego Hamlina, który rozmyślnie uderzył Keselowskiego na torze pod Miami. Hamlin dostał jedynie karę okrążenia.
Zakaz tankowania to tykająca bomba - mówi Lewis Hamilton