Tomasz Gollob: Nie wiem, co powiedzieć. To jest dramat. Tłumaczyć się po najsłabszym występie na swoim torze nie wypada. Najbardziej boli mnie to, w jakich okolicznościach przegrałem w Bydgoszczy. Żałuję, że o wyniku nie zadecydowała moja słabsza postawa i błędy na torze, ale defekt sprzętu. Przygotowywałem go sam i sam za niego odpowiadam. Na tym motocyklu jechałem na meczach ligowych w Polsce i Szwecji. Tam mógł być defekt, a silnik zawiódł w najważniejszym momencie, najważniejszym starcie całego sezonu.
Liczyłem, że na torze w Bydgoszczy uda mi się odrobić straty i zmniejszę stratę do Rickardssona. Nie przewidywałem jednak defektu. Popsuł mi szyki.
- Co z tego. To już historia. Nie ma żadnego znaczenia, jaki to był emocjonujący i dramatyczny wyścig, skoro przegrałem następne biegi. W kolejnym starcie objąłem prowadzenie i od razu na wyjściu z łuku poczułem, że coś złego dzieje się ze sprzętem. Przejechałem jeszcze pół okrążenia i to był już koniec.
- Nie, to dobry sprzęt, ale nie był tak wyregulowany, jak ten pierwszy. Na nim jechałem od początku trzeci. Nie było szans, żeby wyprzedzić Rune Holtę i przebić się na drugą pozycję.
- Nie ma dla mnie znaczenia, czy będę drugi czy trzeci. To sprawa drugorzędna, bo liczy się tylko złoty medal. W Szwecji to już będzie zabawa. Cykl Grand Prix trzeba dojechać do końca. Teraz myślę jednak już o przyszłym sezonie. Wszystko zacznie się od nowa i od nowa będę się starał o mistrzostwo świata.