Jason Crump wygrał Pentel Grand Prix Polski

Tomasz Gollob nie będzie w tym roku mistrzem świata. Z powodu awarii silnika swego motocykla nie wszedł nawet do półfinału turnieju w Bydgoszczy. Może nawet nie być wicemistrzem, bo został wyprzedzony w klasyfikacji przez zwycięzcę z soboty Jasona Crumpa.

Jason Crump wygrał Pentel Grand Prix Polski

Tomasz Gollob nie będzie w tym roku mistrzem świata. Z powodu awarii silnika swego motocykla nie wszedł nawet do półfinału turnieju w Bydgoszczy. Może nawet nie być wicemistrzem, bo został wyprzedzony w klasyfikacji przez zwycięzcę z soboty Jasona Crumpa.

Przedostatnie zawody cyklu Grand Prix miały toczyć się pod dyktando najlepszego polskiego żużlowca - odbywały się na jego macierzystym stadionie Polonii - i prowadzić do realizacji obranego przezeń celu - odrobienia 11 punktów do lidera mistrzostw Tony'ego Rickardssona. Nic z tego nie wyszło - całe zawody też mogły się nie rozpocząć, bo po zdjęciu folii z toru w sobotnie popołudnie nadal padało, jeszcze pół godziny przed zawodami z ciężarówki wysypano kilka ton żużlowej mączki i ubito ją.

Szwed za daleko odjechał

W wielkim finale pojechali obaj najgroźniejsi rywale Polaka oraz triumfator poprzedniego turnieju w Pradze Billy Hamill i największa rewelacja bydgoskich zawodów Mikael Karlsson. Najszybciej spod taśmy ruszył Rickardsson, ale był bezsilny wobec ataku Crumpa na pełnym gazie przy bandzie. Finał skończył się w najgorszy sposób dla Golloba - Australijczyk zepchnął go z drugiego miejsca w ogólnej klasyfikacji GP, a Szwed zapewnił sobie taką przewagę nad Gollobem (23 pkt.), że za trzy tygodnie w Sztokholmie Polak nie będzie w stanie jej odrobić. Rickardsson za samo pojawienie się na torze ma bowiem zapewnione 5 pkt., a Gollob za zwycięstwo może zgarnąć "tylko" 25 pkt. Pozostaje mu więc skupienie się na walce o srebro z Crumpem. Grupa pościgowa za najlepszą trójką jest daleko.

Jak plan zamieniał się w gruzy

Gdy czołowa trójka turnieju odbijała na podium korki od szampanów i oglądała wspaniały pokaz sztucznych ogni, Gollob w smutku samotnie przeżywał porażkę w swoim boksie. Nie znał nawet końcowego rozstrzygnięcia, a o sukcesie Crumpa i stracie drugiego miejsca w cyklu dowiedział się kwadrans po zawodach od dziennikarzy. - Teraz nieważne, że jestem drugi czy trzeci. Liczy się tylko złoto. W Sztokholmie to już będzie zabawa - przyznał przygnębiony.

Cały misterny plan dogonienia Rickardssona rozsypał się jak domek z kart po XIX wyścigu. Gollob wystartował w nim nie najlepiej, przez chwilę na pierwszym wirażu był drugi, ale po ataku pod bandą wyszedł przed niego Norweg Rune Holta. Jeszcze przez okrążenie bydgoszczanin był blisko rywala, by w końcu tracić kolejne metry. Ze spuszczoną głową przejechał metę tylko przed pilaninem Jarosławem Hampelem, co dało tylko dziewiąte miejsce w turnieju. Siadła atmosfera na trybunach. Kilkanaście tysięcy polskich kibiców zamilkło i pochowało flagi, bo dla nich turniej się skończył. Pierwszy raz tłumy zareagowały tak 10 minut wcześniej w trakcie XVIII biegu z udziałem Golloba. Pupil gospodarzy przystępował do niego po wspaniałym zwycięstwie w swym pierwszym starcie tego wieczoru. Dech zapierało w piersi, gdy przez cztery okrążenia tasował się na czele z trójką rywali. W trakcie okrążenia to wychodził na prowadzenie, to spadał na koniec stawki. Wreszcie na przedostatnim "kółku" przeszedł Nickiego Pedersena i nie oddał pozycji lidera do mety. Walka na torze porwała m.in. prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego, który na stojąco bił brawo przejeżdżającemu zwycięską rundę Gollobowi. Bieg o wejście do półfinału toczył się podobnie: Gollob zaciekle ścigał się z Hamillem, Gregiem Hancockiem i Leigh Adamsem. Nagle motor Polaka stracił prędkość i na wirażu Gollob zrezygnowany zjechał na murawę. Zostawił motocykl i odszedł w stronę parkingu. Kibice jęknęli zawiedzeni. Za chwilę do trzeciego wyścigu - jak się okazało ostatniego - Gollob wyjechał próbnie na tym pechowym motocyklu, ale po pół prostej wrócił pod parking, by jednak zmienić maszynę. Nic na nowej nie zdziałał.

Półfinały nie dla Polaków

Ze zmiennym szczęściem walczyli pozostali czterej polscy żużlowcy, którzy ścigali się od serii eliminacyjnej. Do tury głównej, skąd startował Gollob, przebili się debiutant z Gdańska Krzysztof Cegielski (dwa razy drugi) i Hampel (trzeci i dwukrotnie drugi). Porwali kibiców agresywną, ryzykancką jazdą bez kompleksów wobec wielu utytułowanych przeciwników. Tym razem już po trzech biegach starty skończył częstochowianin Grzegorz Walasek, który w poprzednich turniejach dwa razy mieścił się w najlepszej ósemce. Srogi zawód sprawił drugi obok Golloba bydgoszczanin Piotr Protasiewicz, odpadając po dwóch startach. Zaimponował tylko walką w pierwszym wyścigu, gdy z czwartej pozycji zaatakował dwóch rywali i wpadł na metę równo z Matejem Ferjanem. Po obejrzeniu telewizyjnej powtórki sędzia orzekł, że Polak był o centymetry wolniejszy od Słoweńca. W drugiej części zawodów najwięcej braw zebrał Hampel, który jako jedyny wygrał bieg z toru przy bandzie - objeżdżał tamtędy byłego mistrza świata Hamilla.

Brak polskiego żużlowca w półfinale, przede wszystkim brak Golloba, popsuł żużlowe święto tysiącom fanów. Ci już kilka godzin przed pierwszym biegiem - przy stale padającym deszczu - koczowali pod stadionem, by po otwarciu wąskich bram zająć jak najlepsze miejsca na trybunach. Mieli powód do radości, gdy podczas prezentacji nagle wyhamował samochód wiozący zawodników i pani przebrana za Łuczniczkę (symbol Bydgoszczy) potknęła się i z napiętego przed siebie łuku wypuściła przed auto strzałę. Ta na szczęście nikogo nie ugodziła.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.