Rozmowa z Ole Olsenem przed Grand Prix Polski na żużlu

Za tydzień żużlowa Grand Prix Polski w Bydgoszczy. Tomasz Gollob musi wygrać, by zachować szanse na mistrzostwo świata. - To będą ekscytujące zawody - mówi Ole Olsen, dyrektor cyklu żużlowych Grand Prix.

Rozmowa z Ole Olsenem przed Grand Prix Polski na żużlu

Za tydzień żużlowa Grand Prix Polski w Bydgoszczy. Tomasz Gollob musi wygrać, by zachować szanse na mistrzostwo świata. - To będą ekscytujące zawody - mówi Ole Olsen, dyrektor cyklu żużlowych Grand Prix.

Paweł Rzekanowski: Dlaczego w 1995 roku zmieniła się formuła rozgrywania mistrzostw? Stworzono Grand Prix, bo jednodniowe finały z udziałem 16 zawodników nie były już interesujące dla kibiców?

Ole Olsen: Nie można mówić o żadnym kryzysie w naszej dyscyplinie sportu. Po prostu potrzebne były zmiany, należało wprowadzić coś nowego do formuły, która istniała niemal 60 lat, a cykl turniejów Grand Prix doskonale się sprawdza. Jest więcej emocji i więcej niespodzianek.

Czy to znaczy, że podoba się Panu wszystko, co obecnie dzieje się w Grand Prix?

- Zmiany są udane. Być może w przyszłości dokonamy kolejnych, ale z pewnością nie będą one wielkie.

Jednak wciąż rywalizacja o mistrzostwo wśród żużlowców nie może równać się popularnością z wyścigami Formuły 1, a firmie Benfield Sports International organizującej Grand Prix bardzo zależało na przyciągnięciu podobnej liczby kibiców. Czy jest możliwe, że żużel będzie sportem popularnym także poza Europą?

- Właśnie wprowadzenie formuły Grand Prix, w której zawodnicy rywalizują w sześciu imprezach, ma się do tego przyczynić. Przecież wyścigi motocyklowe czy samochodowe są tak wielką atrakcją dla kibiców i telewizji, bo nie kończą się w ciągu zaledwie jednego dnia. Emocje związane z wyłanianiem najlepszych trwają cały sezon. Chcę, aby żużel podążył tą samą drogą. Na pewno proces dochodzenia do podobnej popularności nie może trwać jeden rok, musi minąć kilka sezonów, aż zmiany dadzą oczekiwany efekt.

Prawdopodobnie żużlowcy uczestniczący w Grand Prix będą startowali również w tak egzotycznych miejscach dla speedwaya jak Monako czy Barcelona, gdzie w ogóle ten sport nie jest znany.

- Tak będzie. To jeden z pomysłów na promocję żużla.

Czy możliwe jest, że kolejna edycja Grand Prix będzie się odbywać także na innych kontynentach niż europejski?

- Jestem pewny, że Australia i Ameryka Północna to kontynenty, na których żużel może być równie popularny jak w Europie. W końcu stamtąd pochodzą świetni zawodnicy, np. trzeci w aktualnej klasyfikacji Grand Prix Australijczyk Jason Crump czy byli mistrzowie świata Billy Hamill i Greg Hancock.

Rywalizacja o tytuł mistrza świata w Grand Prix toczy się wciąż od lat między tymi samymi zawodnikami. Nowe gwiazdy żużla muszą przebrnąć bardzo trudną drogę, by dostać się do Grand Prix. Czy znudzenie tymi samymi nazwiskami nie przeszkadza rozwojowi żużla?

- Nie mogę się z tym zgodzić. Nazwiska zwycięzców się powtarzają nie dlatego, że zamykamy drogę innym, ale dlatego, że ci obecni: Tomasz Gollob, Tony Rickardsson, Billy Hamill, Jason Crump, Mark Loram, są po prostu najlepsi. Poza tym istnieje przecież rotacja zawodników. Na kolejny sezon miejsce w Grand Prix zapewnia sobie dziesięciu najlepszych, a pozostali muszą o nie ponownie walczyć. Jestem zdania, że w turniejach jeżdżą ci, którzy są aktualnie najlepsi. Jednak ich rywale też czynią ciągłe postępy, chcą się znaleźć w elicie Grand Prix, naciskają tych bardziej znanych i dlatego to niesie ze sobą tak wiele emocji.

Co Pan sądzi o fenomenie żużla w Polsce? Tylko w naszym kraju zwykłe ligowe mecze ogląda na stadionach po kilkanaście, nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Na Grand Prix w Polsce zawsze jest komplet widzów.

- Sam byłem żużlowcem i wiem, jakie to niezwykle miłe uczucie, gdy na zawody, w których startujesz, przychodzi tak liczna publiczność. Nie jest to dla mnie niespodzianką, bo w Polsce dzieje się tak od wielu, wielu lat, m.in. dlatego sami zawodnicy chcą jeździć w waszym kraju i w waszych klubowych zespołach.

Wiadomo już, że w przyszłym sezonie w Polsce zorganizowane będą aż dwa turnieje Grand Prix. Jeden z nich, tzw. Grand Prix Europy, ma się odbyć na Stadionie Śląskim w Chorzowie, który odwiedził Pan w tym tygodniu. Jakie inne nasze miasta mają największe szanse gościć czołowych żużlowców świata?

- Byłem gorącym orędownikiem przyznania waszemu krajowi możliwości organizacji dwóch turniejów. Może jeden z nich odbędzie się znowu w Bydgoszczy, która zawsze świetnie wywiązuje się z organizacji? Jednak to nie pytanie do mnie, ale organizatora cyklu - Benfield Sports International, bo ta firma będzie decydować o lokalizacji Grand Prix w przyszłości.

Tegoroczna edycja Grand Prix kończy się na torach w Bydgoszczy i Sztokholmie. Czy to dlatego, że głównymi kandydatami do zwycięstwa są Tomasz Gollob i Tony Rickardsson?

- To akurat zupełny przypadek. Przecież kalendarz był tworzony przed inauguracją sezonu, ale to miły zbieg okoliczności, bo potęguje emocje. Zawody w Bydgoszczy i w stolicy Szwecji Sztokholmie będą ekscytujące dla kibiców i zawodników.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.