W sobotę Robert Kubica wziął udział w prestiżowym 24-godzinnym Le Mans. Polak świetnie rozpoczął zmagania i szybko awansował z dwunastej pozycji na piątą. Na tym jednak dobre wieści się skończyły. 39-latek niedługo później brał udział w wypadku.
W pewnym momencie Kubica próbował minąć BMW Driesa Vanthoora, ale pechowo o nie zahaczył. Belg stracił nad nim panowanie i uderzył w barierki. Załoga kierowcy musiała wycofać się z dalszego udziału w wyścigu. "Kubica w tej sytuacji dublował Vanthoora, któremu były pokazywane niebieskie flagi. To oznacza, że Belg powinien zwolnić i odpuścić. Nie był kierowcą walczącym o pozycję z Polakiem. Jednak kierowca, który dubluje, też musi podejść z szacunkiem i ostrożnością do tego, co robi dublowany - możliwe, że tu u Kubicy nieco zabrakło wyczucia" - pisał Jakub Balcerski ze Sport.pl.
Winnym wypadku został uznany Kubica, na którego nałożono karę 30 sekund. Mimo że Polak poniósł konsekwencje, Vanthoor był na niego wściekły i zaczął się nawet odgrażać.
- Byłem wtedy trochę obolały, ale w niedzielę już tylko oszołomiony. W karierze przeżyłem kilka bardzo trudnych starć, ale to jest nie do przyjęcia. Trzeba coś zrobić dla przyszłości sportów motorowych. Jechaliśmy ponad 300 km/h i Kubica we mnie uderzył. I dostał tylko 30 sekund kary. To bardzo zła wiadomość. Przez to straciłem całą wiarę w WEC. Kiedy spotkam Kubicę w wyścigu na Interlagos, będę o tym pamiętał. Nawet mnie za to nie przeprosił - grzmiał w rozmowie z portalem dhnet.be.
W podobnym tonie wypowiedział się również szef zespołu WRT Vincent Vosse. - To, co zrobił Kubica, było szczególnie niesportowe. To bardzo zaskakujące i rozczarowujące - dodał.
Ostatecznie drużyna Kubicy później wycofała się z dalszej rywalizacji z powodu uszkodzenia auta. Wyścig wygrało Ferrari.