Do wypadku doszło w środę po godz. 17 na polnej drodze między Bukwałdem a Różynką k. Olsztyna. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Krzysztof Hołowczyc wracał do Olsztyna po zakończonym właśnie treningu przed zbliżającym się Rajdem Kormoran. Samochód treningowy został zabrany na lawecie kilkanaście minut przed wypadkiem. Rajdowiec wsiadł do subaru forester swojej żony i jechał nim w kierunku Olsztyna. Z przeciwka nadjeżdżał volkswagen golf. Oba samochody zaczęły zjeżdżać na pobocze, ale nie udało się uniknąć zderzenia.
Poszkodowane w wypadku zostały osoby jadące volkswagenem golfem: 32-letni Zbigniew D. i jego 9-letni syn Mariusz. Ojciec trafił do Szpitala Wojewódzkiego w Olsztynie z obrażeniami głowy, miednicy i złamaną nogą. Chłopiec został przetransportowany do szpitala dziecięcego śmigłowcem. Ma on uraz głowy. Jak twierdzą lekarze, życiu rannych nie zagraża niebezpieczeństwo.
Świadkowie wypadku mówią też, że kierowca ani małoletni pasażer golfa nie mieli zapiętych pasów bezpieczeństwa. Hołowczycowi poza kilkoma siniakami, nic się nie stało.
Wiele wskazuje na to, że przyczyną wypadku była nadmierna prędkość. O to jak szybko jechał Hołowczyc zapytaliśmy wczoraj Andrzeja Borowczyka, rzecznika prasowego Sobieski Rally Team, w którego barwach startuje olsztyński rajdowiec: - Szuka pani sensacji! Takich wypadków jak ten zdarzają się setki na polskich drogach, nie ma w tym nic specjalnego - odpowiedział.
Policjanci obsługujący zdarzenie nie podjęli się ustalenia, kto ponosi winę za wypadek. - Samochody zostały zabezpieczone do badań przez biegłego, który ustali winnego - mówi Grzegorz Kwieciński, kierownik sekcji ruchu drogowego Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie. - Od poniedziałku rozpoczniemy przesłuchania obu stron.
Kierowcę Zbigniewa D. czeka długa rehabilitacja.