Krzysztof Hołowczyc - legenda polskich rajdów samochodowych i były mistrz Europy - wraca na słynny Rajd Dakar. Od piątku 5 stycznia przez dwa tygodnie setki śmiałków będzie ścigać się po bezdrożach Arabii Saudyjskiej. Po raz ostatni kierowca z Olsztyna rywalizował w tej imprezie w 2015 r. i zajął najlepsze w karierze trzecie miejsce. Teraz wraz z nowym pilotem, debiutującym w Dakarze Łukaszem Kurzeją, zapowiada walkę o jeszcze lepszy wynik.
61-latek o przygotowaniach do rajdu opowiedział w rozmowie z Polską Agencją Prasową. Choć sam jest dobrej myśli, jego słowa zabrzmiały raczej niepokojąco. - Jestem dosyć dobrze przygotowany, chociaż nawet niedawno miałem zabieg "łatania" jakiejś dziury w brzuchu. Dwa razy uszkodzony kręgosłup, powyrywane barki, połamane żebra, obojczyki, uszkodzone kolana. Dlatego od paru lat bardzo dbam o sprawność, bo już jestem na tyle wiekowy, że muszę tego pilnować. Mam tu swojego fizjoterapeutę, namiot tlenowy, mrożenie, itp. O siebie jestem raczej spokojny - wyznał.
Powrót będzie wymagający także z innego powodu. Hołowczyc przyznał, że w Rajdzie Maroka, będącym próbą generalną przed Dakarem, jego Mini wyraźnie odstawało od maszyn konkurencji. Mimo to jest pewien, że po pewnych pracach przy samochodzie może być naprawdę dobrze. - Jadę z nastawieniem, że walczę o zwycięstwo, chociaż trzeba być realistą. W tym roku będzie piekielnie ciekawa rywalizacja. Trzy Audi są najszybsze, ale czy dojadą? To bardzo skomplikowane urządzenia z napędem elektrycznym. Jak mnie w Maroku na wydmie dogonił Mattias Ekstroem, to tylko śmignął, jakby jakaś zabaweczka pojechała, to jakieś szaleństwo - opisywał ze zdumieniem.
Hołowczyc doszedł jednak do wniosku, że w Rajdzie Dakar to nie szybkość jest najważniejsza. - Rajd jest tak długi, że ważniejsze, aby każdego dnia nie notować jakichś poważniejszych wpadek technicznych czy nawigacyjnych. Jak nie masz przygód, to jedziesz i kończysz, a to w tym rajdzie najważniejsze. I bardzo istotny będzie element szczęścia - podsumował.
W sumie Hołowczyc ukończył Rajd Dakar sześć razy na 10 startów. Tylko raz stanął na podium. Dwa razy zajmował piąte miejsce i raz szóste. W 2012 r. udało mu się wygrać jeden z etapów.