Kubica wprost o swoich następcach. Prosto z mostu. "Nazwałbym to cichą nadzieją"

Są szybcy, zdeterminowani i ambitni, a mając po kilkanaście lat, zdążyli się już pokazać na arenie międzynarodowej. W gokartach i bolidach nadjeżdża zastęp polskich juniorów, którzy chcą być jak Robert Kubica. Potrzebują pracy, szczęścia i milionów dolarów.

Niespełna tydzień temu 17-letni Kacper Sztuka wygrał pierwszy wyścig sezonu włoskiej Formuły 4, wzbudzając nadzieje polskich kibiców motorsportu. Ale wzbudza je nie on jeden. Tymek Kucharczyk, Maciej Gładysz, Jan Przyrowski – oni także są na szczycie listy zdolnej polskiej młodzieży, która odnosi sukcesy i marzy o dojściu do Formuły 1. - Czy ktoś ma szansę? Nie można powiedzieć, że nie, bo szanse zawsze jakieś są – ocenia Robert Kubica. - Ważne jest, aby mieć nadzieję, ale nazwałbym to „cichą nadzieją", ponieważ utalentowanych, młodych kierowców, którzy mają możliwości jest na świecie mnóstwo. Powiedziałbym, że tysiące, a do Formuły 1 średnio wchodzi jedna osoba na 12 miesięcy. Nie więcej. Dlatego nie jest to łatwe zadanie – podkreśla nasz kierowca.

Zobacz wideo Kubica ma prosty zespół na start w legendarnym wyścigu. "Nie będzie łatwo"

Tymek Kucharczyk szybki w Hiszpanii

Sam Kubica kilka lat temu postawił na 17-letniego Kucharczyka, który cieszył się poparciem i – przede wszystkim – radą naszego najlepszego kierowcy w historii jeszcze w kartingu. – Wspiera mnie. Jeżdżę na jego podwoziu. Dzięki niemu mam wsparcie z Orlenu – wyliczał Kucharczyk, gdy rozmawialiśmy podczas kartingowych mistrzostw świata pod koniec 2021 roku. Pod wieloma względami przypomina Kubicę. Poważny, bardzo inteligentny, trochę wycofany, jest bardzo wnikliwym i bystrym obserwatorem. Dojrzały ponad wiek zna, kocha i doskonale rozumie motorsport w całym jego przekroju.

Nastolatek z Łodygowic pod Żywcem ma za sobą wielki krok – przejście z kartingu do wyścigów bolidów. Próbę zdał na medal. Dosłownie! W zeszłym roku 12 razy stawał na podium (w tym w trzech pierwszych wyścigach pierwszego w życiu weekendu w bolidzie!), raz także na najwyższym stopniu i za kierownicą czuł się bardzo pewnie. Waleczny, lecz zarazem rozsądny i precyzyjny na koniec zajął trzecie miejsce pośród 40 kierowców, którzy wystartowali w mistrzostwach Hiszpanii Formuły 4.

Po sukcesie Kucharczyk zrobił nie jeden, a pół kroku w przód. Powinien był awansować do kategorii FRECA (choć sam marzył aż o Formule 3), a przeniósł się do brytyjskiej GB3. Po pierwszej rundzie zajmuje szóste miejsce w mistrzostwach. W kontynuowaniu kariery na odpowiednim poziomie przeszkodą jest to, co w przypadku wszystkich pozostałych kierowców. Prędzej czy później kończy się rodzinny budżet i zamiast iść najprostszą drogą w kierunku F1 trzeba szukać kompromisów. Tak samo, jak było w przypadku Kubicy…

Kacper Sztuka marzy o mistrzostwie świata

Także wspomniany na wstępie Kacper Sztuka powinien jeździć już w wyższej kategorii, ale musiał pójść na kompromis. Swoją prędkość, talent i skuteczność na torze zdążył już udowodnić, choćby w zeszłym roku we włoskiej Formule 4. Wygrał dwa wyścigi, cztery razy stawał na podium i był szósty w klasyfikacji końcowej. Teraz, zamiast robić dalsze postępy we FRECA, kierowca z Ustronia rozpoczął już trzeci sezon w tej samej kategorii. Wygrał pierwszy (startował z pole position) i miał awarie w dwóch kolejnych wyścigach na torze Imola. Dlatego po tak wspaniałym otwarciu zajmuje ósme miejsce po pierwszej rundzie najsilniejszej edycji F4.

Kacper jest synem byłego kierowcy rajdowego, który na przełomie millenium był jedną z największych polskich nadziei. W 2001 roku Łukasz Sztuka zasiadł nawet za kierownicą Seata Cordoby WRC – auta najwyższej kategorii w złotych czasach rajdowych mistrzostw Polski, gdy startowali Janusz Kulig, Krzysztof Hołowczyc, Tomasz Kuchar czy Leszek Kuzaj. Potem jednak jego kariera przygasła. Teraz pilnie dogląda kariery syna, choć to nie on jako pierwszy wsadził Kacpra do gokarta. – Tata Tymka Kucharczyka zabrał nas na tor do Tych. Obaj mieliśmy cztery lata – wspomina młody Sztuka, gdy pytam go o początki. – Moim celem jest dojście do Formuły 1, a marzeniem mistrzostwo świata – odpowiada krótko i zwięźle na tak zadane pytanie.

Piotr Wiśnicki ściga się na torach Formuły 1

Dokładnie tak samo, jak Roman Biliński, który rozpoczyna już drugi sezon startów w wyższej o stopień kategorii FRECA. Co prawda urodzony w Londynie 19-latek nie mówi po polsku, ale jego ojciec i wuj – mówią płynnie. W zeszłym roku junior przyjął nawet polskie obywatelstwo, a w sezonie 2021 błyszczał w brytyjskiej GB3. – Udało nam się przejechać tylko pół sezonu. W 15 wyścigach osiem razy stanąłem na podium – opowiada Roman, gdy dopytuję o jego początki w motorsporcie. W zeszłym sezonie raz stanął na podium i zajął 18. miejsce w klasyfikacji generalnej FRECA.

Suche wyniki nie mówią całej historii o kierowcy, bo w motorsporcie zbyt wiele zależy od zespołu i sprzętu, aby móc ferować kategoryczne wyroki w oparciu tylko o klasyfikacje i stoper. Biliński pokazywał niewątpliwe przebłyski talentu tym bardziej, że w swojej wyścigowej edukacji ma ogromną lukę. Nie startował w kartingu na międzynarodowym poziomie, co musi być ciężarem w dyscyplinie, w której na kunszt kierowcy składa się także suma przejechanych okrążeń na torze. Jak odbicia przerobione na korcie tenisowym, czy niezliczone treningi na lodowej tafli w łyżwiarstwie figurowym. Najlepsi ćwiczą od najmłodszych lat.

Także 19-letni Piotr Wiśnicki poprzedni sezon przejeździł we FRECA, ale trafił na fatalny fiński team KIC Motorsport. W 18 startach nie zdobył żadnego punktu, zakończył rok na 35. pozycji, lecz lista usterek, które wymieniał, gdy rozmawialiśmy na ostatniej rundzie sezonu 2022, jeżyła włosy na głowie. Mimo to zdecydował się na skok na bardzo głęboką wodę - w tym roku przeszedł do Formuły 3, która jest dwa kroki od Formuły 1. Jeździ na tych samych torach, podczas tych samych weekendów Grand Prix.

Po dwóch tegorocznych rundach w Bahrajnie i Australii Polak zajmuje ostatnie, 30. miejsce w klasyfikacji, ale znów wybrał fatalny zespół – ostatni team sezonu 2022, czeski Charouz, przejęty w tym roku przez niemiecki PHM. Od samego początku nie wróżyło to nic dobrego, ale są to typowe pułapki, czyhające od zarania dziejów motorsportu na juniorów marzących o dojściu do Formuły 1.

Maciej Gładysz wyróżniony przez FIA

Na tym nie kończy się lista polskich talentów na międzynarodowych torach. - Dużo się zmieniło w naszym motorspocie. Po pierwsze, chodzi o liczbę polskich kartingowców, którzy startują w zagranicznych imprezach. Jako że jest ich więcej, łatwiej jest znaleźć utalentowanych polskich kartingowców i potencjalnie zawodników do wyższych kategorii – zwraca uwagę Kubica, gdy pytamy o rodaków, którzy starają się iść jego śladami. - To większa szansa, że trafi się ktoś utalentowany. A potem, że się dobrze rozwinie, ponieważ talent jest oczywiście ważny, ale później równie ważne, jeśli nie ważniejsze, są też praca i sposób rozwoju. Same zdolności nie wystarczą – dodaje Robert.

Pośród Polaków, którzy startują obecnie w kartingu na najwyższym światowym poziomie wyróżniają się dwa nazwiska. W grudniu 2021 roku na gali kartingowej w Paryżu puchar z rąk prezydenta FIA Mohammeda Ben Sulayema oraz szefa Międzynarodowej Komisji Kartingowej Felipe Massy odebrał Maciej Gładysz. Przed nim takie same trofea, za wygranie pucharu dla młodych talentów FIA Karting Academy Trophy zdobywali George Russell i Charles Leclerc, obecnie czołowi zawodnicy Formuły 1.

- Jestem z Tarnowa i jeżdżę od czwartego roku życia – mówił z szerokim uśmiechem i pewnym spojrzeniem podczas naszej pierwszej rozmowy, w trakcie kartingowych MŚ pod koniec 2021 roku. Oprócz prędkości, talentu i doświadczenia Maciek ma jeszcze jeden, wielki atut. To już trzecie pokolenie w rodzinie, która od dekad żyje motorsportem. – Najpierw dziadek, potem tata, a teraz ja. I jeszcze wujek wcześniej się ścigał – wylicza młody Gładysz, który jest bardzo mądrze prowadzony jako zawodnik.

Maciej ma już za sobą pierwsze testy w bolidzie Formuły 4, zanim mógł w niej startować, bo 15 lat skończył 28 kwietnia. Póki co startuje w najwyższej lidze kartingowej WSK, gdzie jeszcze w zeszłym roku był juniorem i zajął 4. miejsce w mistrzostwach świata.

Jan Przyrowski hardy jak Kimi Raikkonen

Tuż przed nim do mety w finale dojechał Jan Przyrowski, stając na trzecim stopniu podium MŚ. Teraz także on awansował z kategorii OK junior do seniorskiej OK, gdzie jest fabrycznym kierowcą renomowanego producenta Tony Kart. Pod koniec marca zajął drugie miejsce w pierwszej tegorocznej rundzie mistrzostw Europy i jest jednym z czołowych młodych kartingowców świata. W sierpniu skończy 15 lat. Gdy rozmawialiśmy po raz pierwszy, podczas mistrzostw świata, był dwa lata młodszy. – Nie będziesz mókł? – pytałem, gdy wyprowadzał nas z zespołowego namiotu w spokojniejsze, cichsze miejsce do rozmowy, gdy padał lekki deszcz. – Z cukru nie jestem – odpowiadał z uśmiechem.

- Mówią, że jesteś dobry – kontynuowałem. – Mam nadzieję! Jeżdżę od czwartego roku życia. Mój pierwszy wózek? Puffo. Taka kosiarka – śmiał się Janek. Co najbardziej lubi w kartingu? Szybkość! To kolejny, wielki talent, którym powinniśmy się interesować i za który powinniśmy trzymać kciuki. Szybki, pewny siebie, hardy i konkretny, jak jego ulubiony kierowca Kimi Raikkonen.

Płeć atutem? Kierowców mnóstwo, kierowczyń mało

Jak widać polski motorsport ma się czym pochwalić, jeśli chodzi o listę juniorów, a nie są to jeszcze wszystkie nazwiska. Gustaw Wiśniewski i Karol Pasiewicz to dwaj kolejni kierowcy, którzy nie raz pokazywali talent i prędkość w kartingu na najwyższym światowym poziomie. A tuż za nimi kroczy 12-letnia Klara Kowalczyk, która właśnie zaczęła swój pierwszy sezon w kategorii OK Junior. Na torach międzynarodowych pojawia się od 2020 roku.

Nominowana do Akademii Kartingowej FIA, dołączyła do renomowanego zespołu CRG, tego, w którym przed laty startowali Robert Kubica, Lewis Hamilton czy Max Verstappen. Tymczasem Formuła 1, a wraz z nią niższe kategorie prowadzą szeroko zakrojone poszukiwania kobiety, a najlepiej kobiet, które prędzej czy później byłyby w stanie dołączyć do stawki najlepszych kierowców świata. Choć Klara nie szuka drogi na skróty i walczy jak równy z równym z chłopcami, bo tylko tak można wejść na najwyższy poziom, w ostatecznym rozrachunku kluczowym atutem w postawieniu ostatniego kroku do F1 może być właśnie płeć. Bo – jak podkreśla Kubica – zdolnych, młodych kierowców jest mnóstwo, ale dziewczyn w tym gronie jest niezwykle mało.

Ile potrzeba, by wejść do Formuły 1?

Do tej chwili - jeśli ma się kiedykolwiek zdarzyć - jednak jeszcze bardzo daleka droga. Nie ma i nie było jeszcze historii innego Polaka, który choćby zbliżyłby się do wejścia do Formuły 1 tak, jak zrobił to Kubica. Wszyscy nasi juniorzy są jeszcze bardzo daleko. Mają prędkość, ambicje, doświadczenie i sukcesy. Brakuje najważniejszego – pieniędzy.

Jeśli nie jesteś synem milionera (czy raczej miliardera), lub nie stoi za tobą wyjątkowo hojny i lojalny sponsor, w świecie, w którym dojście do Formuły 1 to wydatek rzędu 10 milionów dolarów (a zazwyczaj więcej), przebijanie się w kierunku królowej sportów motorowych, to zawsze walka o przetrwanie. Ale walczyć trzeba do końca. Tak jak Kubica, którego wejście do F1 – tak za pierwszym, jak i za drugim razem – zakrawało o cud.

- Jeśli mi udało się to zrobić prawie dwadzieścia lat temu, to tym bardziej teraz jest to łatwiejsze zadanie, więc czemu nie? A czy to się stanie za trzy lata, za trzydzieści, czy może nigdy – tego nie wiem. Na pewno jednak nie jest to łatwe zadanie… - podkreśla nasz najlepszy kierowca w historii.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.