Waliłko rozpoczął kartingową karierę jako dziecko, szybko awansując do najbardziej prestiżowych serii w Europie, ścigając się m.in. w barwach zespołu siedmiokrotnego mistrza F1, Lewisa Hamiltona.
Jako 16-latek awansował do wyścigów bolidów jednomiejscowych, najpierw Formuły 4, a następnie Formuły 3. Po przygodzie z towarzyszącym Formule 1 Pucharem Porsche, od kilku lat zielonogórzanin ściga się samochodami GT3.
Rok temu zaimponował w niemieckiej serii ADAC GT Masters, w której był jednym z najszybszych debiutantów. W tym roku ściga się w prestiżowym cyklu GT World Challenge Europe Sprint za sterami ponad 500-konnego Mercedesa AMG GT3 EVO.
Jednocześnie, mimo młodego wieku, jest także trenerem i mentorem młodych kartingowców. Nam opowiedział o tym, jak wyglądała jego wyścigowa droga, sytuacji w F1 oraz kulisach bycia kierowcą wyścigowym.
Nie ukrywam, że ten sezon nie potoczył się tak, jak zakładałem, bo razem z zespołem mierzyliśmy znacznie wyżej, ale potrzebowaliśmy więcej czasu niż planowaliśmy, aby zgrać się zarówno z ekipą, jak i z autem. Nie brakowało jednak dobry momentów, jak chociażby wyścig w holenderskim Zandvoort, gdzie do ostatnich metrów walczyłem o podium i zwycięstwo. Pokazałem, że mam bardzo dobre tempo, ale wyścigi GT3 to praca zespołowa i nie wszystko zależy od jednego kierowcy. Dysponujemy świetnym, doświadczonym zespołem, ale momentami brakowało nam po prostu szczęścia, choć najważniejsze, że punktowaliśmy we wszystkich dotychczasowych wyścigach. Przed nami jeszcze dwa starty w Walencji, gdzie będziemy chcieli pokazać się z dobrej strony i zakończyć sezon mocnym akcentem.
Tak, to prawda. Gdy byłem dzieckiem, mój tata ścigał się na motocyklach, dlatego od kiedy pamiętam, oglądałem wyścigi MotoGP i kibicowałem Valentino. To niesamowite, że w tym roku jest jednym z moich rywali. Kilka razy stoczyliśmy nawet fajne pojedynki, jak chociażby właśnie w Zandvoort. Valentino wiele razy pokazał już w tym roku bardzo szybkie tempo, choć momentami brakuje mu może odrobiny powtarzalności. Mimo wszystko poprzeczka w tej serii jest zawieszona bardzo wysoko, a on pokazuje klasę, z powodzeniem walcząc z najlepszymi kierowcami GT3. Widać, że to prawdziwy mistrz z krwi i kości. Jednocześnie też jego obecność sprawiła, że wyścigi GT World Challenge Europe cieszą się w tym roku dużo większą popularnością.
Dla mnie to przede wszystkim trzy kwestie. Po pierwsze opony. Niby dokładnie te same w obu seriach, ale w GT Masters nie nagrzewa się opon przez założeniem ich na auto i po wyjeździe na tor trzeba potrafić odpowiednio wprowadzić ogumienie w prawidłowe okno temperatur. W GT World Challenge opony są już dogrzane, a to oznacza, że od pierwszego okrążenia można i trzeba jechać absolutnie na maksa. Z jednej strony to plus, a drugiej duże utrudnienie, bo jako kierowca masz wtedy do dyspozycji tylko jedno, góra dwa szybkie kółka. Nie ma więc czasu na to, aby się rozgrzać i złapać rytm. Trzeba od razu cisnąć na sto procent. Jeśli na torze będzie duży tłok albo popełnisz błąd, zostajesz w kwalifikacjach daleko w tyle. Drugą różnicą są pit stopy. W GT World nie ma minimalnego czasu na pit stop, a więc podczas zmiany kierowcy można dużo zyskać lub stracić. Trzeba się bardzo spieszyć, a w takiej sytuacji łatwo o błąd. Dużo zależy też od mechaników, którzy w tym czasie zmieniają koła. W GT Masters podczas wyścigu w ogóle nie zmieniało się kół, co z jednej strony upraszczało całą procedurę, ale z drugiej utrudniało jazdę kierowcy wsiadającemu do auta na drugą połowę wyścigu. Trzecia kwestia to tory. Z tegorocznego kalendarza GT World znałem tylko jeden, Zandvoort. Pozostałych musiałem uczyć się od zera, a podczas weekendów wyścigowych czasu na to jest bardzo mało. To duże wyzwanie, ale uważam, że poradziłem sobie z nim całkiem nieźle.
Póki co faktycznie skupiam się na wyścigach w Walencji i jak najlepszym zakończeniu tegorocznej rywalizacji, ale rzeczywiście pojawiają się już pomysły na przyszły sezon. Nie ukrywam, że z jednej strony chciałbym wrócić do GT Masters i powalczyć o tytuł, ale z drugiej strony bardzo mocno interesuje mnie także seria DTM, w której kierowcy nie muszą dzielić auta na dwóch. DTM to bardzo prestiżowa seria i najwyższa kategoria dla aut GT3, do tego ze świetną promocją i marketingiem. Pod tym względem ustępuje tylko Formule 1. Miałem już oferty startów w niej w przeszłości, ale nie da się ukryć, że wiele zależy tutaj od budżetu, a ten wynosi ok. miliona euro na kierowcę. Co prawda moim priorytetem pozostają wyścigi sprinterskie, ale chciałbym także spróbować swoich sił w zmaganiach długodystansowych aut GT3. Jeśli chcesz zostać kierowcą fabrycznym, musisz z dobrej strony pokazać się także w 24-godzinnych klasykach w Spa-Francorchamps czy na Nurburgringu. Nie ukrywam, że moim głównym celem jest zostanie kierowcą fabrycznym. Mam nadzieję, że Mercedes-AMG dostrzeże moją pracę.
Często jestem o niego pytany, bo ścigaliśmy się ze sobą od najmłodszych lat. Nie byliśmy wielkimi przyjaciółmi, ale nasi ojcowie dobrze się znają, więc mieliśmy częsty kontakt. Pierwszy raz zobaczyłem Maxa w akcji w Belgii i od razu wiedziałem, że jest szybki i zajdzie w tym sporcie bardzo daleko. To zawodnik nietuzinkowy. Co prawda miał wokół siebie świetny pakiet i ludzi, ale ostatecznie na torze wszystko jest w rękach kierowcy, a Max ma w sobie coś wyjątkowego. Zawsze był dla mnie punktem odniesienia i kibicuję mu do dzisiaj. Z drugiej strony pamiętam, jak kiedyś awansował w kartingu do wyższej kategorii, a ja na jeden wyścig dostałem jego silnik. Przebiłem się wtedy z końca stawki do ścisłej czołówki i do dziś wyjątkowo wspominam tamten wyścig. Co prawda wielu zawodników miało bardzo dobry sprzęt, ale Max potrafił już wtedy perfekcyjnie wykorzystać cały pakiet. Pokonanie go w walce było nie lada wyzwaniem.
Nie jestem chyba obiektywny, bo bardzo mu kibicuję, ale nie da się ukryć, że jest w tym roku poza zasięgiem, co znów pokazał ostatnio w Belgii. Charles Leclerc i Ferrari także są bardzo szybcy, ale popełniają zbyt wiele błędów. Liczę, że po ubiegłorocznych kontrowersjach z Abu Zabi Max postawi kropkę nad i, i mimo dużych zmian przepisów oraz nowego samochodu, obroni tytuł.
Dużym zaskoczeniem jest świetne tempo ekipy Haas. Widać, że Ferrari zrobiło duże postępy, jeśli chodzi o silniki, bo dużo lepsze tempo pokazuje w tym roku zarówno Haas, jak i ekipa Alfa Romeo Orlen. Jeśli chodzi o kierowców, to na pewno zaskoczył wracający z impetem Kevin Magnussen, z kolei największym rozczarowaniem jest Daniel Ricciardo. Widać, że nie może odnaleźć się za kierownicą McLarena, a zadania nie ułatwia mu piekielnie szybki Lando Norris. Trochę szkoda, bo Daniel to świetny kierowca.
Z pewnością nie wiemy o wszystkim, co wydarzyło się tam za kulisami, ale to dziwna i nietypowa sytuacja. Ekipa Alpine popełniła nie lada gafę. Takie coś nie powinno się wydarzyć, bo wygląda to fatalnie wizerunkowo. Z drugiej strony każdy kierowca chce mieć najlepsze warunki do startów, a jeśli Alpine zostawiło Oscarowi jakąś kontraktową furtkę, to jego doradcy, z managerem Markiem Webberem na czele, na pewno ją znaleźli i wykorzystali. Tak czy inaczej nie pamiętam takiej sytuacji w historii F1.
Nie jest to łatwe i wymaga dużych nakładów zarówno finansowych, jak i czasowych, szczególnie jeśli rodzice młodego zawodnika nie mieli wcześniej styczności z motorsportem. Sam pomagam teraz młodemu zawodnikowi i czepię bardzo dużą satysfakcję z tego, że moje doświadczenie ułatwia kolejnemu pokoleniu sprawniejsze przechodzenie przez zawiłości tego sportu i pomaga uniknąć błędów. Zainspirowało mnie to nawet do tego, aby stworzyć szerszy projekt, mający na celu pomoc zarówno, jeśli chodzi o technikę jazdy, jak i aspekty managerskie. Jeśli zaś chodzi o naprawdę pierwsze etap startów, to najważniejsze jest zacząć jak najwcześniej i robić małe kroki. W wieku pięciu lat można już w Polsce brać udział w pokazach podczas zawodów kartingowych, uczyć się torów, oswajać z atmosferą panującą podczas wyścigów i podglądać innych kierowców. Rzucanie się od razu na głęboką wodę i starty zagraniczne nie mają sensu, bo poziom jest tam już naprawdę bardzo, bardzo wysoki.
To kwestia bardzo indywidualna i dostosowania nie tylko do samego zawodnika, ale także serii, specyfiki wyścigów i samochodu, którym startuje. W krótkich wyścigach bolidów kierowca walczy o każdy kilogram. W wyścigach samochodów GT3 waga nie jest aż tak krytyczna, ale ważna jest wytrzymałość, szczególnie w przypadku wyścigów długodystansowych. Ja sam zmieniłem w tym roku swój trening dość mocno. Wprowadziłem więcej jazdy na rowerze. To długie treningi, nawet po cztery godziny. Wcześniej intensywnie uprawiałem crossfit i robiłem dużo ćwiczeń wydolnościowych, ale mniej pracowałem siłowo. Trenowałem także sporty walki, które są moim hobby. W tym roku wprowadziłem z kolei ponownie bardzo dużo treningów kartingowych na torze Wallrav Race Center w mojej rodzinnej Zielonej Górze. Na siłowni nie jesteś w stanie pobudzić dokładnie tych samych mięśni i w ten sam sposób, co właśnie w pozbawionym wspomagania kierowcy, mocnym gokarcie. To świetny trening, a do tego rewelacyjna zabawa.