Prema po czwartym miejscu w pierwszej rundzie WEC na torze Sebring z lutego przyjechała do Belgii z konkretnym nastawieniem: liczy się walka o podium. To miał być cel włoskiego zespołu i długo - przez pierwsze półtorej godziny jazdy Lorenzo Colombo - wydawało się, że jest zupełnie realny. Za kierownicą bardzo słabo radził sobie jednak Robert Kubica, który stracił kilka pozycji, a dzieła zniszczenia dopełniło rozbicie samochodu przez Louisa Deletraza. Po obiecującym początku wyścig miał wręcz katastrofalny przebieg dla Premy.
Od startu samochód świetnie prowadził młody Lorenzo Colombo. 21-letni Włoch najpierw utrzymał Premę na czwartej pozycji, a potem pokazał się ze świetnej strony dwoma odważnymi manewrami wyprzedzania przy dublowaniu. W ten sposób przebił się na drugie miejsce.
Gdy do auta po godzinie i 40 minutach jazdy wsiadł Robert Kubica rozpoczął się najtrudniejszy etap rywalizacji. Wyścig był przerywany co kilkanaście minut przez silne opady deszczu i wiele wypadków. Kubica spadł na czwarte miejsce, ale utrzymywał się na torze. Na mokrej nawierzchni jechał jednak coraz słabym tempem i tracił pozycje.
Nie wiadomo, czy to efekt gorszej dyspozycji kierowcy, czy bardziej problemów z samochodem - choćby jego ustawieniami, które nie musiały być dostosowane do tak obfitych opadów deszczu. Auto wydawało się trudne w prowadzeniu w tych warunkach - ślizgało się i było powolne, zwłaszcza na prostych. Prema po spadku załogi z numerem 9 na szóste miejsce napisała na swoim oficjalnym profilu na Twitterze, że zespół poszukuje przyczyn kłopotów z bolidem.
W końcu po czterech godzinach od startu rywalizacji Kubica przekazał bolid Louisowi Deletrazowi. Szwajcar musiał jak najszybciej nadrabiać, ale już po kilku okrążeniach okazało się, że agresywna jazda na oponach typu slick na suchą nawierzchnię w momencie, kiedy tor dopiero przesychał, nie była dobrym wyborem. Na takie ryzyko było za wcześnie.
Deletraz stracił panowanie nad samochodem i rozbił go o bariery, uderzając o nie tyłem i przodem. Wielokrotnie obracał się na mokrym torze i poboczu, ale wrócił do rywalizacji. Jednak przednie skrzydło musiało zostać zmienione w alei serwisowej i Prema straciła sporo czasu ze względu na naprawy.
Ostatecznie włoska ekipa dojechała na metę na rozczarowującym siódmym miejscu w klasie LMP2. Zajęła też dziesiątą pozycję w klasyfikacji generalnej wyścigu na Spa - bardzo chaotycznej rundy WEC, w której ścigania było mniej niż przerw ze względu na czerwone flagi, a także jazdy za samochodem bezpieczeństwa, czy w trakcie żółtych flag.
Rywalizację w LMP2 wygrał belgijski zespół WRT, a konkretniej jego samochód z numerem 31, którym jechali Sean Gelael z Indonezji, Holender Robin Frijns i Niemiec Rene Rast. Na koniec wyścigu Prema zderzyła się właśnie z autem WRT, ale bez poważnych uszkodzeń i konsekwencji dla żadnej z ekip. W klasyfikacji generalnej triumfował za to hypercar Toyoty oznaczony "7" z Brytyjczykiem Mikem Conwayem, Japończykiem Kamuim Kobayashim i Jose Marią Lopezem z Argentyny za kierownicą. To ich pierwsze zwycięstwo w tym sezonie.
Pech jeszcze większy niż w przypadku Premy towarzyszył Toyocie z numerem 8 w klasie hypercarów. Załoga Szwajcara Sebastiana Buemiego, Brendona Hartleya z Nowej Zelandii i Ryo Hirakawy z Japonii musiała wycofać się z rywalizacji po awarii układu hybrydowego.
Nie poszczęściło się także polskiemu zespołowi w LMP2 - Inter Europol Competition. Samochód oznaczony numerem 34 na początku wyścigu był z dala od czołowych pozycji, ale po zmianie Kuby Śmiechowskiego na byłego kierowcę Formuły 1, Estebana Gutierreza, zaczął zyskiwać pozycje i tempo na mokrym torze. Gutierrez został jednak zmieniony przez Alexa Brundle'a, który tuż po wyjeździe na tor rozbił jednak bolid o barierę. Zniszczenia były zbyt duże, żeby polska ekipa mogła kontynuować jazdę.
Rywalizacja na Spa była ostatnim sprawdzianem przed legendarnym wyścigiem 24h Le Mans. Ten zaplanowano na dni 11-12 czerwca.