To był jeden z najdziwniejszych finiszów w wyścigach samochodowych. Coś takiego trudno sobie nawet wyobrazić. Rywalizacja na 1000 mil na torze Sebring [ostatecznie kierowcy przejechali około 725 mil - red.] zaliczana do długodystansowych mistrzostw świata, czyli serii WEC, została przerwana na około godzinę przed planowanym zakończeniem. Powodem była burza i przepisy stanu Floryda, które w takiej sytuacji zakazują ścigania i każą chronić wszystkich pracowników na torze.
Jednak burza nie nadeszła na tor od razu - po dziesięciu minutach oczekiwania i braku nawet kropli deszczu puszczono samochody na kilka okrążeń jazdy za samochodem bezpieczeństwa. Kilka ekip, a w tym zespół RealTime by WRT jadący przed Premą Orlen Racing Team prowadzoną przez Roberta Kubicę zjechało do boksów. Polak zdecydował się pozostać na torze. WRT spadło za Premę, która tym samym przesunęła się na pozycję gwarantującą podium. I już okrążenie później dyrekcja wyścigu podjęła decyzję o kolejnej czerwonej fladze ze względu na zapowiadane opady. Ta oznaczała już zakończenie rywalizacji. I faktycznie kilka minut później nad Sebring rozpoczął się pogodowy armagedon z burzą i silnym deszczem.
Wydawało się, że w ten dziwny sposób - decyzją o braku zjazdu do boksów - Prema i Robert Kubica zapewnili sobie pierwsze podium w debiutanckim sezonie w WEC. Po kilku minutach oczekiwania sędziowie pokazali oficjalne wyniki wyścigu i niestety dla Polaka dotyczyły tylko 194 okrążeń. A na tym etapie rywalizacji Prema była jeszcze czwarta. To kontrowersyjna, ale jak się wydaje, zgodna z procedurami i sportowym duchem decyzja.
Dla Premy to i tak udany debiut. Kubica zaczynał wyścig na Sebring i już na starcie awansował na czwartą pozycję. Później świetne tempo włoskiej ekipie zapewnił Lorenzo Colombo. Włoch dzięki dobrej strategii i zarządzaniu opony sprawił, że po zmianie na Louisa Deletraza zespół prowadził nawet przez chwilę w klasie LMP2. Na 111. okrążeniu na torze wywieszono jednak czerwoną flagę po potężnym wypadku załogi numer siedem Toyoty w klasie Hypercar. To oznaczało przerwanie rywalizacji i zniwelowanie przewagi Premy, która dodatkowo zupełnie nie zakładała zatrzymania wyścigu. Mocno wpłynęło to na ich strategię.
Po zmianie opon zespół znalazł się na czwartej pozycji, którą utrzymał do momentu wejścia do samochodu Roberta Kubicy na godzinę i 40 minut przed końcem wyścigu. Wydawało się, że Polak do końca będzie walczył do podium, ale jak już wiemy, jego plany pokrzyżowała pogoda.
Wyścig w klasie LMP2, w której rywalizowała Prema i Kubica, wygrała załoga numer 23 United Autosports, czyli Amerykanin Joshua Pierson oraz Brytyjczycy Oliver Jarvis i Paul di Resta. Na drugim miejscu wyścig skończył samochód 31 zespołu WRT - Robin Frijns, Sean Gelael i Rene Rast, a na trzecim wspomniany RealTeam by WRT z numerem 41 - Rui Andrade, Ferdynand Habsburg i Norman Nato.
Prema i Kubica ukończyli wyścig na czwartym miejscu w klasie LMP2 i siódmym w całej stawce. W najwyższej klasie Hypercar najlepszy okazał się samochód Alpine z numerem 36, który prowadzili Brazylijczyk Andre Negrao i Francuzi Nicolas Lapierre i Matthieu Vaxiviere. To dla nich pierwsza wygrana w historii startów w WEC. Kolejny wyścig serii zaplanowano na 7 maja na torze Spa-Franchorchamps w Belgii.