Kuba Giermaziak: Jestem innym kierowcą niż Robert

- Dla przeciętnego Polaka Robert Kubica wyskoczył do Formuły 1 jak Filip z konopii. Ja jestem już trochę kojarzony i mam stabilnego sponsora, ale z drugiej strony czuję na sobie większą presję niż kiedyś Robert. Ale nie narzekam, bo wiem, że wiele osób chciałoby się znaleźć w mojej sytuacji - mówi Sport.pl kierowca wyścigowy Kuba Giermaziak.

Sport.pl w mocno nieoficjalnej wersji... Polub nas na Facebooku ?

Ma 21 lat, trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Superpucharu Porsche odbywającego się tuż przed wyścigami Formuły 1. Kilka miesięcy temu odbył udane testy w samochodzie serii GP2 uznawanej za najbliższą elicie. W 2012 roku czeka go kolejne wyzwanie - testy w Formule 1.

Łukasz Cegliński: Tuż po informacji, że dostał pan zaproszenie na testy do Formuły 1, stęsknieni za Robertem Kubicą Polacy szybko uznali, że Kuba Giermaziak będzie niebawem ich kolejnym reprezentantem w elicie.

Kuba Giermaziak*: Stawiam dopiero pierwsze kroki w stronę Formuły 1. Nie jest tak, że tuż po zaproszeniu na testy podpisuje się kontrakt na cały rok. Wiem, że w przyszłym roku nie będę jeździł w Formule 1. Chcę się tam znaleźć, to jest mój cel i marzenie, ale chciałbym to zrobić odpowiednio przygotowany. Jeśli miałbym wejść do Formuły 1, to chciałbym znaleźć się w odpowiednim zespole i w odpowiednim czasie, żeby to nie był tylko jednosezonowy epizod. Teraz nie jestem na F1 gotowy, przede mną dużo nauki, szczególnie w GP2. Ale droga, którą idę, jest dobra.

Giermaziak w F1? 'Długa droga, może w 2014. Wcześniej to szaleństwo'

Spodziewał się pan tego zaproszenia czy był nim zaskoczony?

- Byłem zaskoczony i poczułem się wyróżniony. Rzesza kierowców, którzy testują bolidy Formuły 1, jest spora, ale to wciąż są wybrańcy, bo miejsc w Formule 1 jest bardzo niewiele. Myślę, że zaproszenie jest w pewnym sensie nagrodą za wyniki w Porsche Supercup. To kategoria, która - jeśli chodzi o technikę, specyfikę jazdy - jest bardzo daleko od Formuły 1, ale z drugiej strony w zaledwie drugim roku, będąc niedoświadczonym, najmłodszym kierowcą tej serii i na dodatek w młodym zespole, jakim jest Verva Racing Team, pokazałem się z dobrej strony. Duże znaczenie miały też niezłe wyniki w testach GP2.

Gdzie pan jest w drodze do Formuły 1, jeśli przyjmiemy, że dziecięcy karting to 1, a elita to 10?

- Połowę już zdecydowanie przekroczyłem, a jeśli dziewiątką na tej skali byłaby seria GP2, w której miałem już testy, to myślę, że jestem na siódmym poziomie. Wyścigi porsche są dosyć wysoko w tej hierarchii. Mika Hakkinen, były mistrz świata Formuły 1, na początku kariery też jeździł w tej serii, żeby poznać tory.

Robert Kubica, kiedy - tak jak pan w tym sezonie - startował jeszcze w Formule 3, mówił, że są dwie drogi do Formuły 1: trzeba mieć talent i pieniądze albo pieniądze i talent.

- Ciężko sprowadzać tę drogę tylko do tych dwóch składników. Do Formuły 1 nie można się dostać bez talentu lub bez pieniędzy. W przypadku tych drugich nie chodzi tylko o to, że trzeba wnieść do budżetu zespołu pieniądze od własnego sponsora, ale o to, że już we wcześniejszych latach trzeba mieć odpowiedni budżet, żeby móc startować w jak najlepszych seriach juniorskich. Poza talentem lub pieniędzmi trzeba mieć jednak jeszcze dużo, dużo szczęścia. Miejsc w Formule 1 jest bardzo niewiele, z sezonu na sezon zwalniają się trzy, cztery. Trzeba znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie i mieć odpowiednie kontakty. Można wygrać serię GP2, ale nie dostać propozycji z Formuły 1 i jeśli przez kolejny rok nic nie będzie się w tym kierunku robiło, to potem na pewno jej się nie dostanie. Nie można wypaść z obiegu, a co roku pojawiają się przecież nowi mistrzowie różnych serii, nowi kandydaci. Trzeba wiedzieć, w którym momencie uruchomić odpowiednie kontakty. Z tych wszystkich składników najważniejszy jest jednak talent.

Pan ten talent ma?

- Mam nadzieję, że tak.

Młody Kubica słynął z późnych dohamowań i tego, że bardzo szybko potrafi dojść do limitu na nowym dla siebie torze. Za co fachowcy chwalą pana?

- Jestem trochę innym kierowcą niż Robert. Mnie chwalą za bardzo równą jazdę, za tempo wyścigowe, które było widać szczególnie w pierwszym sezonie w porsche. Jestem kierowcą, który potrafi przejechać 30-40 okrążeń w tym samym tempie, nie popełniając żadnego błędu. To też jest klucz do sukcesu - w tegorocznym Porsche Supercup każdy wyścig kończyłem na punktowanym miejscu i to zdecydowało o miejscu na podium w klasyfikacji końcowej. Na testach w GP2 było podobnie - w pierwszym dniu nie byłem mistrzem jednego okrążenia, ale w symulacji wyścigu wypadłem bardzo dobrze.

Ma pan też pieniądze, dzięki wsparciu Orlenu już od dwóch lat. Jest pan pierwszym kierowcą, którego fala zainteresowania wyścigami w Polsce wywołana wejściem Kubicy do Formuły 1 wyniosła tak wysoko.

- Robert bardzo mi pomógł. Gdyby nie on i zainteresowanie mediów Formułą 1, byłoby mi dużo ciężej. Być może w ogóle nie byłbym w stanie przyciągnąć do siebie jakiegokolwiek sponsora w Polsce. Przykład Roberta pokazał, że dopóki nie dostał się do Formuły 1, to nawet mając taki talent - talent na miarę światowej czołówki - w Polsce nie mógł się przebić. Ale ja też w pewnym sensie przecieram szlaki, bo Robert wyjechał z kraju wcześnie, szybko zaczął ścigać się za granicą, a ja startowałem w Polsce do 16. roku życia i wyjechałem dopiero potem. Robert w Polsce był nieznany, dla przeciętnego Polaka wyskoczył do Formuły 1 jak Filip z konopi. Ja jestem już trochę kojarzony, mam stabilnego sponsora, ale z drugiej strony czuję na sobie większą presję niż Robert. Na mnie się już patrzy, ode mnie się oczekuje postępów, tego, że dostanę się do Formuły 1. Ale nie narzekam, bo wiem, że wiele osób chciałoby się znaleźć w mojej sytuacji.

Teraz ma pan sponsora, ale wcześniej rozwijał się dzięki rodzicom, którzy byli w stanie udźwignąć finansowy ciężar startów. Bez tego chyba nie ma co marzyć o poważnej karierze w wyścigach?

- Rodzice mi bardzo pomogli, to im najwięcej zawdzięczam. W sportach motorowych jest tak, że na tysiąc młodych kartingowców na całym świecie może dwóch, trzech może sobie poradzić bez wsparcia z domu. To nie jest tak, że można urodzić się kierowcą Formuły 1, od małego pokazywać ogromny talent i przyciągać sponsorów, którzy tylko czekają na takie brylanty. Pierwsze lata zawsze zależą od wsparcia rodziców.

Jak pan zaczynał bawić się w wyścigi?

- Pierwsze, jakie pamiętam, odbywały się na placu przed naszym domem. Miałem cztery czy pięć lat, siedziałem na kolanach taty i kierowałem mercedesem.

Tata miał coś wspólnego z wyścigami?

- Nie, ale był związany z motoryzacją, bo miał firmę, która produkowała filtry samochodowe. Jeździłem z nim na targi i byłem blisko samochodów. Można powiedzieć, że dzięki tacie moją pierwszą pasją była motoryzacja, a dopiero potem pojawiło się zainteresowanie sportem. Kartem po raz pierwszy jechałem, kiedy miałem dziewięć lat - nawet nie po torze Gostyń, w pobliżu którego mieszkaliśmy, tylko po placu przed tym torem. Spodobało mi się, ale musiałem poczekać rok na regularne jazdy w zawodach, bo regulamin dopuszczał kandydatów od lat dziesięciu. Pierwszy sezon miałem bardzo trudny, zapłaciłem frycowe. Nie mieliśmy wiedzy na temat sprzętu, uczyliśmy się na własnych błędach. Ale robiliśmy postępy.

W przyszłym roku będzie pan startował w Superpucharze Porsche i odbywał testy w GP2. Co byłoby jednak dla pana idealne, gdyby nie musiał liczyć się z finansami ani innymi żadnymi ograniczeniami?

- Wiele osób może myśleć, że ja teraz tylko siedzę i zastanawiam się, którą serię wybrać. Ale tak nie jest, budżet nie jest nieograniczony. Wszystkie decyzje podejmuję ze sponsorem PKN Orlen, który zastanawia się nie tylko nad tym, co jest dobre dla mnie, ale także nad tym, co jest ważne dla firmy - w związku z tym w przyszłym roku chcemy walczyć o mistrzostwo w Porsche Supercup. Gdyby jednak nie było żadnych ograniczeń, to chciałbym podpisać kontrakt na dwa lata jazdy w GP2. Jeden rok to byłoby za mało, bo w sportach motorowych jest zasada, że w danej serii powinno się jeździć dwa lata, by ją poznać i powalczyć o wyniki.

Jazda porsche i bolidami jednomiejscowymi to dwie różne bajki, ale może jest coś, czego można nauczyć się w porsche, a potem skorzystać z tego w GP2 czy nawet Formule 1?

- Zdecydowanie jest to znajomość torów, bo Porsche Supercup odbywa się na tych samych, na których ścigają się zawodnicy właśnie tych serii. Poza tym znajomość specyfiki weekendu Formuły 1 i takich szczegółów technicznych jak np. właściwości gumy nanoszonej na tor przez bolidy tej serii - ona jest zupełnie inna niż w przypadku innych aut, a wynikająca z tego przyczepność na torze jest niepodobna do innych wyścigów. Podczas weekendu brakuje też czasu na adaptację do nowych warunków, a że ja nie mam w tym elemencie takich umiejętności jak Robert Kubica, to każda okazja jazdy na torze Formuły 1 mi pomaga. W porsche nauczyłem się też walki od początku do końca, walki o każdą setną część sekundy, tego by dawać z siebie 100 proc. Tylko tak można walczyć o zwycięstwo.

*Kuba Giermaziak ma 21 lat, a w dorobku m.in. trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Superpucharu Porsche odbywającego się tuż przed wyścigami Formuły 1. Kilka miesięcy temu zaliczył udane testy w samochodzie serii GP2 uznawanej za najbliższą elicie. W 2012 roku czeka go kolejne wyzwanie - testy w Formule 1

F1. Po GP Brazylii: Vettel ewidentnie puścił Webbera

Więcej o:
Copyright © Agora SA