Tomasz Gollob: Nie lubię startować w powtarzanych biegach. W tym półfinałowym miałem trochę podpalone sprzęgło. Dlatego nie wygrałem startu i zostałem z tyłu. Zabrakło mi szczęścia. Poza tym chyba widzieliście i potraficie ocenić, co wyprawiał wtedy i wcześniej Nicki Pedersen. Brak mi słów: przecież za każdym razem "kradł" starty. W finale też to chciał zrobić, ale został na taśmie.
- A kto jest szczęśliwy, gdy zabiera mu się to, co ma już w ręku? Byłem zły, że sędzia przerwał wyścig. Nie wiem, czy jak Nicholls upadł, mógł szybciej zejść z toru, by pozwolić innym dalej jechać. Nie wiem, nie widziałem, jechałem z przodu. Ogarnęła mnie jednak złość. Każdy ma prawo być podenerwowany: przecież nie walczymy o pietruszkę, tylko o poważne miejsca.
- Najważniejsze, że zamazałem złe wrażenie po Cardiff. Cieszę się więc z dzisiejszego wyniku. Jechałem przecież od eliminacji, czyli samego zera, tak że miałem mokre plecy. Awans do półfinału kosztował mnie dużo zdrowia, to naprawdę nie jest takie proste zmieścić się w czołowej ósemce. No a gdybym jechał w finale, byłaby już pełnia szczęścia.
- Nie, musiałem zmieniać motor. Miałem tyle biegów, że bałem się, że ten jeden silnik w końcu się rozwali. Przesiadłem się na druga jawę, ale na półfinał wróciłem do pierwszej. Niestety, w powtórce silnik się już zagotował.