Vettel jak Serena Williams. Mistrzowski, ale znienawidzony

Dominacja Sebastiana Vettela jest imponująca, ale zmęczyła już fanów Formuły 1, którzy coraz częściej zastanawiają się, jak Niemiec radziłby sobie bez geniuszu Adriana Neweya. Odpowiedź może przyjść szybko - konstruktor bolidów Red Bulla zasugerował, że po przyszłym sezonie odchodzi na emeryturę.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Formuła 1 nie jest sportem, w którym gwiżdże się na zawodników. Kojarzymy ją raczej z tenisową kulturą kibicowania - w dobrym tonie są oklaski, nie wyzwiska. Porównanie Vettela do Sereny Williams rozumie chyba każdy fan sportu - mamy do czynienia z wielkimi mistrzami, którzy zdominowali swoje dyscypliny na długie lata. W obu przypadkach mistrzowie mają nad swoimi przeciwnikami przewagę, której ci nie są w stanie nawet zniwelować. U Amerykanki to atletyczna budowa ciała i męska siła uderzeń, u Niemca bolid, który zdaniem wielu wygrywa za niego wyścig za wyścigiem. I właśnie za to nie lubią ich fani - jeśli nic nie przeszkadza, nie da się z nimi wygrać.

W tym roku Vettel zmiażdżył konkurencję i, mimo zmian, jakie czekają Formułę 1 w przyszłym sezonie, nie zapowiada się, by ktoś mógł przerwać jego dominację. O Adrianie Neweyu, genialnym konstruktorze bolidów Red Bulla, napisano już wszystko, coraz więcej osób zaczyna dostrzegać także rosnące umiejętności, doświadczenie i pewność czterokrotnego mistrza świata. Wprost proporcjonalnie rośnie jednak także liczba jego przeciwników, co zdaje się zauważać nawet on sam.

Co u Vettela wkurza?

Po pierwsze, bezwzględna dominacja, poparta słusznymi bądź co bądź wątpliwościami o poziom sportowy - fani F1 od kilku lat zastanawiają się, co zdziałałby Niemiec w innym (czytaj gorszym) bolidzie, bezwiednie powtarzając za ekspertami, że przecież jest kilku lepszych kierowców w stawce (i tu padają zwykle nazwiska Alonso, Hamiltona, Raikkonena, a nawet Kubicy), bardziej zasługujących na tytuł mistrza świata.

Wkurza także postawa Red Bulla, który od tego sezonu nawet nie stara się ukryć, kto jest kierowcą numer jeden. Oczywiście szefostwo zawsze będzie przyznawać, że Vettel i Webber ścigają się na tych samych zasadach, wydarzenia na torze mówią jednak same za siebie. Przypomnijmy, spoglądając tylko na ten sezon, sławne GP Malezji i aferę Multi-21, gdy jadący na drugiej pozycji Niemiec zignorował polecenie teamu, proszącego o niewyprzedzanie swojego kolegi. Vettel prośbę zignorował i wygrał wyścig. Po całym zdarzeniu zespół nie wyciągnął wobec niego żadnych konsekwencji. Red Bull faworyzował Vettela także podczas GP Japonii, gdy jadący na prowadzeniu Webber został ściągnięty do boksów, choć wydawało się, że nie jest to konieczne.

Kibice widzą również dużą awaryjność bolidu Australijczyka, który w tym sezonie nie ukończył już trzech wyścigów i kilka razy miał duże problemy na torze. Vettel tylko raz nie dojechał do mety (GP Wielkiej Brytanii), ma także dużo lepsze osiągi. Team konsekwentnie utrzymuje, że obaj jeżdżą dokładnie takimi samymi maszynami. A my automatycznie wysnuwamy wnioski - nawet Webber znudzony walką z wiatrakami postanowił zakończyć karierę w F1.

Na końcu jest zachowanie Niemca - sławny już wyciągnięty w górę wskazujący palec oraz arogancja, z jaką wypowiada się w mediach. Gdy dodamy do tego wielką determinację i dążenie do celu "po trupach", powstaje pełny obraz wyścigowego egoisty, który, by wygrać, zaprzeda duszę diabłu. To ostatnie to akurat cecha mistrzów.

O co wkurza się Vettel?

W tym sezonie okazało się jednak, że mistrz świata nie jest ze stali. Pierwszy raz fani wygwizdali go na Monzy. To jeszcze przeżył - włoscy tifosi nigdy nie akceptują zwycięstw odniesionych przez inne stajnie niż Ferrari. Potem przyszło jednak GP Singapuru, gdzie Niemiec po prostu zmiażdżył konkurencję. W nagrodę na mecie znowu został wybuczany. - To nie moja wina, że wyścigi są nudne. Znowu buczeli fani ubrani na czerwono. Może jeździ za mną objazdowa grupa fanów Ferrari - tłumaczył. Wydaje się jednak, że nie w fanach włoskiej stajni tkwi problem.

- Wielu pamięta Sebowi Malezję, to na pewno nie przysporzyło mu fanów - trzeźwo przyznaje Christian Horner, szef Red Bulla. Po kibicowskich "ekscesach" w mediach zaczęła się dyskusja - jedni eksperci (jak Niki Lauda) próbowali bronić lidera przed niechęcią fanów, inni tłumaczyli ją jego wizerunkiem. - Sebastian po prostu nie ma charyzmy Fernando Alonso czy Kimiego Raikkonena - to zdanie Hansa-Joachima Stucka, także byłego kierowcy.

Vettel nie wytrzymał i zarzucił kolegom lenistwo: "Gdy wielu z moich kolegów po piątkowych treningach moczy jajka w basenie, my wciąż pracujemy, to jest tajemnicą naszego sukcesu" - wypalił przed GP Korei, które także wygrał z dużą przewagą. Przed wyścigiem na Suzuce Red Bull znowu zaczął się tłumaczyć i chłodzić nastroje. Efekt? Kolejne przekonujące zwycięstwo w Japonii i ostatnie - w Indiach.

Vettel bez Neweya

Czy Vettel jest najbardziej znienawidzonym mistrzem świata w historii F1? Nie podejmuję się oceniać. Schumacher także wygrywał wyścigi seriami, także był faworyzowany przez team, także miał swoich przeciwników. Jeździł jednak dla Ferrari, kultowej stajni i wciąż najpopularniejszego zespołu świata. Wygwizdywani byli także Niki Lauda, Ayrton Senna czy Alain Prost, toczący na torze walkę na śmierć i życie.

Żadnemu z nich nikt nie zarzucał jednak, że jest przeciętnym kierowcą. Senna, Prost, Lauda, Schumacher, Fangio wygrywali mistrzostwa w różnych bolidach, udowadniając swoją sportową klasę i talent. Największym błogosławieństwem, ale także problemem Vettela jest Adrian Newey, któremu fani najchętniej oddaliby wszystkie cztery tytuły Niemca.

Newey wybrał żeglarstwo?

Gdy dyskusja o symbiozie Vettela z Neweyem znowu zaczęła przybierać na sile, konstruktor mistrzowskich bolidów Red Bulla zaskoczył wszystkich. Przed wyścigiem o GP Indii przyznał, że ma już dość wyścigów i niebawem odejdzie na zasłużoną emeryturę. - Mam już 54 lata i jest sporo innych dziedzin, w które mógłbym się zaangażować. Może regaty o Puchar Ameryki? Niestety, jest już za późno, by odejść w sezonie 2014. Moja najbliższa przyszłość jest związana z Formułą 1 - zwierzył się dziennikarzom. A przeciwnicy Vettela się uśmiechnęli.

W przyszłym sezonie Niemiec nadal będzie mógł korzystać z geniuszu Neweya, ale co stanie się, jeśli za rok genialny Brytyjczyk odejdzie na zasłużoną emeryturę?

Może wreszcie będziemy mieli okazję, żeby uwierzyć w geniusz najmłodszego w historii czterokrotnego mistrza świata.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.