MotoGP. Śmierć na torze podczas GP Malezji. Vale Marco Simoncelli

Włochy w żałobie - motocyklista Marco Simoncelli zginął w wypadku podczas wyścigu MotoGP na malezyjskim, nowoczesnym torze Sepang

Żeby zrozumieć, jaka to strata, trzeba poznać włoską motocykloskuterową kulturę, wszechobecność dwukołowców na ulicach każdego miasta, zrozumieć zakochanie w brawurze, w mijaniu obiektów na milimetry i co za tym idzie - miłość do pazzesco, szalonych motocyklistów. Simoncelli, zwany Sic, z charakterystyczną fryzurą na mopa był jednym z idoli.

24-letni pilot spadł ze swojej Hondy na 11. zakręcie i ześlizgnął się wprost pod koła maszyn Colina Edwardsa i Valentino Rossiego, jego przyjaciela. Z głowy jakimś cudem spadł kask. Do śmierci Włocha przyczyniły się głównie obrażenia głowy, ale też urazy klatki piersiowej.

W boksie wszystko obserwował ojciec motocyklisty.

Edwards upadł, ale nie odniósł obrażeń, Rossi był w stanie wrócić do garażu. Wyścig natychmiast wstrzymano, a następnie odwołano, co wywołało wściekłość kibiców, którzy rzucali na tor butelki i śmieci.

Śmierć Simoncellego, również tragiczny wypadek Dana Wheldona w karambolu, w którym uczestniczyło 15 bolidów IndyCar w ostatnią niedzielę, oraz kraksa mistrza świata MotoGP Hiszpana Jorge Lorenzo (stracił końcówkę palca) podczas treningów przez wyścigiem w Australii powodują, że coraz częstsze są pytania o bezpieczeństwo w wyścigach. Od pierwszego MotoGP w 1949 r. zginęło 47 zawodników. Ostatni śmiertelny wypadek w MotoGP miał miejsce w 2003 r., gdy zginął Daijiro Kato, ale rok temu stracił życie Shoya Tomizawa w Moto2 w San Marino.

Jeszcze w tym roku Lorenzo kłócił się z Simoncellim, oskarżał Włocha o niebezpieczną jazdę. Simoncelli odpowiadał, że wciąż jeszcze pamięta wyścig z 2005 r., kiedy Lorenzo blokował go tak, że spięli się rurami wydechowymi. - Czy ktoś mnie teraz aresztuje? - pytał w złości Simoncelli. - To nie żarty, tu chodzi o nasze życie! - krzyczał Lorenzo. Simoncelli twierdził, że wciąż ma kombinezon z przysmażonym kolanem po uślizgu podczas poprzedniego starcia z Lorenzo w ostatnim wyścigu 2010 r.

- Nie ma gwarancji na stuprocentowo bezpieczny wyścig - stwierdził szef toru Mokhzani Mahathir. - Ścigając się, pilot naraża się na ryzyko. Każdy wie, że MotoGP jest niebezpieczne. Uwierzcie lub nie, ale dla tych doznań żyją.

We Włoszech wszystkie imprezy sportowe po śmierci Simoncellego zaczęły się minutą ciszy. Piłkarscy giganci Milan i Inter byli pierwsi w kondolencjach.

Do rozegrania został jeszcze jeden wyścig - w Hiszpanii - ale tytuł już zapewnił sobie Australijczyk Casey Stoner, zwycięzca Grand Prix w Phillip Island. Przyjechał wtedy na metę zaledwie 2 sekundy przed Simoncellim.

Śmierć wyścigach. Gwiazdy giną na torze

Więcej o:
Copyright © Agora SA