Londyn 2012. Usain Bolt kontra Yohan Blake. Człowiek Piorun kontra Bestia

80 tys. widzów na stadionie i trzy miliardy przed telewizorami obejrzą w niedzielę o godz. 22.50 największy hit igrzysk - finał biegu na 100 metrów. Napięcie jest w zenicie, bo Usain Bolt może przegrać

Bilety - nawet te najdroższe za 727 funtów - rozeszły się w kilka minut wiele miesięcy temu, gdy tylko ruszyła internetowa sprzedaż. Szczęścia można jeszcze szukać u koników, ale szczęście kosztuje dziś 2 tys. funtów.

O finale w Londynie mówi się, że będzie najbardziej elektryzującym w historii, bijącym na głowę nawet pojedynek Carla Lewisa z Benem Johnsonem w 1988 r.

Powód jest prosty - Usain Bolt przestał być bogiem. I od razu zrobiło się arcyciekawie.

Cztery lata temu w Pekinie finał też obejrzały tłumy, ale z góry było wiadomo, że Jamajczyk zwycięży. Bolt - okrzyknięty nowym typem sprintera, długonogiego, szczupłego, sadzącego wielkie susy - rozbił konkurentów czasem 9,69. Rok później poprawił rekord na MŚ w Berlinie, schodząc do 9,58 s.

Miał świat u stóp: podpisał milionowy kontrakt z Pumą, na Jamajce noszono go na rękach, za występ w mityngu inkasował po 200 tys. euro, latał prywatnym odrzutowcem, a do tego żartował, bawił się i żył jak król. Ten błogostan trwał długo, bo sprinterski fenomen, jakim jest Jamajczyk, ciężko było pokonać, nawet gdy nie przykładał się do treningów na 100 proc. "Człowiek piorun" - tak o nim mówiono.

Pierwsza rysa pojawiła się rok temu na MŚ w Daegu, gdzie Bolt został zdyskwalifikowany za falstart w finale - ucierpiał z powodu nowych przepisów "zero tolerancji". Mistrzem został młodziutki Yohan Blake, kolega z reprezentacji Jamajki nazywany przez Bolta "Bestią", bo błyskawicznie pożerał rywali.

W tym sezonie sprawy pokomplikowały się już nie na żarty. Bolt dwukrotnie - na 100 i 200 m - przegrał z Blakiem w finałach kwalifikacji na Jamajce. 23-letnia nowa gwiazda uzyskała czas 9,75 s - najlepszy na świecie w sezonie. Bolt w maju pobiegł w Rzymie 9,76, ale w czerwcu, tuż przed igrzyskami, zjechał w Oslo do 9,79.

- Przyjechałem, by zostać legendą, obronić złote medale. Igrzyska to najważniejszy start. Kwalifikacje? A jakie one miały znaczenie? - mówił Bolt w Londynie.

Żaden sprinter nie wygrał dotąd 100 m na dwóch kolejnych igrzyskach. Lewis zwyciężył w 1984, a cztery lata później złoto dostał dopiero po dyskwalifikacji Johnsona. Glen Miles, trener Bolta, trzyma fason - twierdzi, że jego podopieczny może pobiec nawet 9,4 s.

Wokół Blake'a szumu jest mniej. - Nie myślałem jeszcze o biegu. Szczerze mówiąc, oglądam w telewizji krykiet - opowiadał. Dorastał w slumsach Montego Bay, drugiego największego miasta Jamajki, jako dzieciak marzył, że zostanie krykiecistą w reprezentacji Indii Zachodnich. Dziennie zjada 16 bananów, żeby utrzymać odpowiedni poziom potasu. Mówi, że "Bestią" jest zdecydowanie na wyrost. - Jesteśmy z Usainem kumplami, razem trenujemy, ale kiedy stajemy na bieżni, wszystko się zmienia. Złoto to marzenie - stwierdził.

Jamajscy dziennikarze skarżą się, że co pięć minut przychodzi do nich ktoś z pytaniem o Bolta i Blake'a. - Nawet ludzie z Norwegii i Bangladeszu - opowiadał reporter "Jamaica Observer". Na konferencji prasowej Pumy, sponsora Bolta, pojawiło się blisko pół tysiąca dziennikarzy. Tylko nieco mniejszy tłum był u Adidasa wspierającego Blake'a.

Na tej dwójce kolejka do złota się jednak nie kończy. W czasie poniżej 9,9 biegało w tym roku jeszcze czterech sprinterów. Amerykanin Tyson Gay w 2007 r. jako ostatni nie-Jamajczyk wygrał MŚ. Jego życiówka - 9,69 - to wciąż najlepszy wynik w historii po rekordach Bolta. W tym roku jest dopiero szósty na liście IAAF (9,86), ale dochodzi do siebie po operacji biodra. Nie wiadomo, co pokaże w niedzielę. Jego rodak, 30-letni letni mistrz olimpijski z Aten, Jason Gatlin powrócił po czteroletniej dopingowej banicji. Niedawno w kwalifikacjach w Eugene pobiegł 9,80, co jest czwartym czasem na świecie w tym roku. Asafa Powell, trzeci z Jamajczyków, w Oslo przegrał z Boltem minimalnie. W przeszłości palił się psychicznie w ważnych biegach, ale po raz pierwszy presji nie będzie, bo nikt na niego nie liczy. Poniżej 9,9 biega też Keston Bledman z Trynidadu i Tobago.

- Bolt nie wygra, mistrzem będzie Blake, reszta stoczy walkę o brąz - uważa Maurice Green, były amerykański mistrz olimpijski, ekspert Eurosportu. - Usain ma dużo problemów technicznych na starcie. Źle wychodzi z bloków. To najlepszy sprinter, jako jedyny jest w stanie pobić rekord świata, ale nie na tych igrzyskach, jest daleki od formy. Uchodzi za faworyta, ale tegoroczne wyniki mówią co innego. Gdy jesteś pod presją, tylko technika cię uratuje. Nie szybkością, lecz techniką wygrywa się najważniejsze sprinty. Dlatego stawiam na Blake'a

Istnieje też teoria spiskowa - że słabsza forma Bolta to marketingowa fatamorgana. Jamajczyk w niedzielę zwycięży, ale chciał, by znów patrzył na niego cały świat. Potrzebował więc napięcia, suspensu i godnego rywala, którego pokona w ostatniej scenie tego filmu.

Sobotnie eliminacje lekkoatletyczne o 11., finały o 21.30. Niedzielne finały o 20. Transmisje w Eurosporcie. Relacje na żywo na Sport.pl

Więcej o:
Copyright © Agora SA