Lekkoatletyczne ME. Sudoł wszedł na swoje Kilimandżaro

- Mam nadzieję, że zaczyna się moja passa. 32-36 lat to najlepszy wiek dla chodziarza, choć Robert Korzeniowski się trochę pospieszył, bo zdobył brązowy medal mistrzostw świata w Göteborgu, mając 28. W tym wieku nie gotuje się tak głowa przed startem, jest doświadczenie w taktyce - mówi Grzegorz Sudoł, wicemistrz Europy w chodzie na 50 km.

Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas ?

Był jakiś moment kryzysu?

- Trzy kilometry przed metą poczułem, że nogi stają się ciężkie, ale zobaczyłem, że Rosjanin Siergiej Bakulin ma podobne kłopoty. Ale z Robertem Korzeniowskim przewidzieliśmy to. Mówił mi, że jak dojdę do 45. kilometra i poczuję kłopoty, to żebym wiedział o tym, że wszyscy przeżywają to samo. I że ciężko jest odrabiać dystans. Ja właśnie tę radę wykorzystałem. Na 8-9 kilometrów przed metą zaatakowałem i dwa, trzy kilometry później wyprzedziłem Rosjanina. Wiedziałem, że wtedy będzie mu bardzo trudno się poderwać.

Robert Korzeniowski bardzo panu dopingował. Dla niego Barcelona oznaczała koszmar - został zdyskwalifikowany w bramie stadionu na igrzyskach.

- Myślałem o tym, aby odczarować Barcelonę. Wysłał mi wczoraj SMS-a, że chciałby, abym był dziś szczęśliwy i żebym dał mu piękny prezent urodzinowy, bo dziś kończy 42 lata.

Nie udało się wygrać, ale cieszę się z drugiego miejsca i rekordu życiowego. A mój sponsor powiedział, że jak zdobędę medal, to w nagrodę zafunduje mi wejście na najwyższy szczyt Afryki, czyli Kilimandżaro.

Do trzech razy sztuka - wreszcie się udało po dwóch 10. miejscach. Tak samo można powiedzieć o mistrzostwach świata. Dwie dyskwalifikacje i czwarte miejsce w zeszłym roku. Tam trochę za późno zaatakowałem. Mam dodatkowego kopa do pracy.

Ma pan 32 lata, to chyba dobry wiek na sukcesy, ale też długo czekał pan na ten pierwszy...

- Mam nadzieję, że zaczyna się moja passa. 32-36 lat to najlepszy wiek dla chodziarza, choć Robert Korzeniowski się trochę pospieszył, bo zdobył brązowy medal mistrzostw świata w Göteborgu, mając 28. W tym wieku nie gotuje się tak głowa przed startem, jest doświadczenie w taktyce.

Już w Pekinie mówiłem, że idę po medal, ale byłem na mecie dziewiąty. W pewnym momencie szedłem czwarty i gdybym przyjął zachowawczą taktykę, to pewnie skończyłbym 5.-7. Na ostatnich kilometrach odcięło mi zasilanie. Przez to nie miałem przez rok stypendium.

Musiałem jakoś zarabiać. Normalnie pracuję na uczelni i codziennie rano chodzę do pracy. Uczelnia pomogła mi w dostosowaniu pracy tak, abym mógł wyjeżdżać na zgrupowania. Z akademika do pracy mam 150 m, więc dobrze, bo się nie nachodzę, a nogi trzeba oszczędzać.

Jak radzili sobie Polacy w czwartym dniu? Czytaj relację z lekkoatletycznych ME ?

Więcej o: