"Akceptujemy wynik analizy przedstawionej nam przez panel medycznych ekspertów" - głosi oświadczenie wydane przed Międzynarodową Federację Lekkoatletyczną (IAAF), która po 11 miesiącach zawieszenia zezwoliła Caster Semenyi na powrót do startów.
19-letnia biegaczka z RPA nie mogła rywalizować w mityngach od zeszłorocznych MŚ w Berlinie, na których zdobyła sensacyjny złoty medal, pokonując jako debiutantka wszystkie faworytki. Jej nagłe zwycięstwo wywołało burzę, bo Semenya z wyglądu mocno przypomina mężczyznę - ma silnie rozbudowaną muskulaturę, męskie rysy twarzy, a do tego bardzo niski głos. IAAF wszczął śledztwo jeszcze przed MŚ zaalarmowany tym, że nieznana biegaczka z RPA w kilka miesięcy poprawiła swoje czasy o blisko 8 s. Po złotym medalu IAAF ugiął się pod presją wielu narodowych federacji oraz części mediów i zawiesił Semenyę na czas przeprowadzenia testów płci, które miały rozstrzygnąć, czy na pewno jest kobietą.
Sprawa od początku wywoływała kontrowersje - w RPA traktowano zawieszenie biegaczki jako rasizm i atak na wolność człowieka. - Caster jest stuprocentową kobietą, zawsze się nią czuła - grzmiała rodzina biegaczki. Od początku ostro protestował południowoafrykański komitet olimpijski, federacja lekkoatletyczna oraz politycy.
Testy, analizy i dyskusje naukowców trwały niemal rok. I choć we wtorek zapadł werdykt, że Semenya kobietą jest, to nie wiadomo dokładnie, co i w jaki sposób ustalili naukowcy. IAAF utajnił bowiem wyniki, twierdząc, że procedura była całkowicie "poufna". Zapowiedział też, że nie będzie żadnych dalszych komentarzy.
Jedyny przeciek w trakcie badań opublikowany w jednej z australijskich gazet wskazywał, że Semenya ma zarówno męskie, jak i żeńskie organy płciowe. Nigdy nie zostało to jednak potwierdzone, a IAAF i władze RPA ostro potępiły artykuły jako wyssane z palca.
"Nie mogę się doczekać powrotu na arenę światowej rywalizacji lekkoatletycznej. Chcę wreszcie zostawić wszystkie dyskusje za sobą" - takie lakoniczne oświadczenie wydała Semenya. Nie chce również niczego komentować.
Media są pewne, że w rzeczywistości procedura trwała tak długo nie tylko dlatego, że przeprowadzano medyczne i psychologiczne testy, ale negocjowano z Semenyą, co musi zrobić, żeby sprawa zakończyła się polubownie. Częściowo potwierdzają to prawnicy biegaczki. - Negocjowaliśmy z IAAF 10 miesięcy - przyznał Greg Nott, partner w kancelarii Dewey & LeBoeuf. Do spotkań z prawnikami reprezentującymi komisję medyczną IAAF dochodziło w Monako, Stambule, Paryżu. Mediatorem był Brian Currin, specjalista od łamania prawa pracy i praw człowieka z RPA. Czy dyskutowano m.in. o ewentualnym pozwie do sądu, odszkodowaniu dla biegaczki? Czy to było kartą przetargową? Nie wiadomo, bo wszyscy milczą.
O tym, że toczyła się jakaś dziwna gra, świadczyć może to, że miesiąc temu nagle odwołano konferencję prasową z udziałem Semenyi. Już wtedy chciała poinformować, że może startować, ale w dniu konferencji okazało się, że IAAF jeszcze nie jest gotowy.
Według "Guardiana" niewykluczone jest, że Semenya musiała w którymś momencie poddać się kuracji hormonalnej, żeby dostać zielone światło do dalszej rywalizacji jako kobieta. Ale tego też nikt nie potwierdza.
Semenya teoretycznie mogłaby wystartować już 19 lipca w młodzieżowych mistrzostwach świata w Kanadzie, ale bardziej prawdopodobny jest jej występ w mistrzostwach Afryki 28 lipca w Nairobi. Być może wcześniej zdecyduje się też na start w jakimś mityngu w Europie.
Na razie jedyną pewną wiadomością jest to, że Semenya jest bez formy. W Berlinie pobiegła na 800 metrów w czasie 1.55,45. Teraz jest blisko pięć sekund wolniejsza. - Spokojnie, wróci do dawnej szybkości - zapewnia trener Michael Seme.
Rywalki czekają. - Nie wiem, co się działo przez te 11 miesięcy, ale skoro mówią, że teraz na pewno jest kobietą, to pewnie tak jest. Cieszę się, że będziemy znów rywalizować - stwierdziła Brytyjka Jenny Meadows, brązowa medalistka MŚ.