Pia Skrzyszowska miała już w karierze złoto i srebro, a teraz ma brąz. Tamte "ładniejsze" medale zdobyła na stadionie, ale kto wie, czy ten najnowszy nie jest cenniejszy.
W 2022 roku Skrzyszowska była jedną z największych gwiazd mistrzostw Europy w Monachium. Wygrała swoją specjalność, bieg na 100 m przez płotki, a na dokładkę z koleżankami wzięła srebro w sztafecie 4x100 m. To były wielkie sukcesy, ale "tylko" kontynentalne. Tamte ME przez nagromadzenie imprez po pandemii koronawirusa były rozgrywane krótko po MŚ w Eugene i siłą rzeczy nie miały typowej temperatury wielkiej imprezy.
Półtora roku temu Pia w mistrzostwach świata odpadła w półfinale. Pół roku temu, na MŚ 2023 w Budapeszcie, znów odpadła w półfinale. Słusznie mówiła po tych startach, że poziom w jej konkurencji jest kosmiczny. Deklarowała, że dalej będzie ciężko pracowała, żeby najszybsze rywalki gonić i zapewniała, że wierzy w powodzenie tej misji. Ale teraz widzimy, jak bardzo tej dziewczynie potrzebny był sukces na światowym podwórku. I jaki to jest dla niej impuls!
- Tak się cieszę! Mam brązowy medal mistrzostw świata! - mówiła w rozmowie z reporterem TVP Sport, chyba próbując sobie uświadomić, że naprawdę to ma!
To chwilami była rozmowa Michała Chmielewskiego z Pią, ale częściej słuchaliśmy jej monologu. Przerywanego wybuchami płaczu. Krótkimi, bo Pia pokonywała je tak szybko, jak kilka minut wcześniej przeskakiwała płotki.
- Wiedziałam, że się ucieszę, ale... - łapała się za głowę, ewidentnie nie wiedziała, że aż tak. - Jakbyście mnie widzieli tydzień temu w Madrycie po biegach... Ryczałam cały dzień. Ale tu wszystko miałam pod kontrolą, wszystko szło tak jak chciałam, pobiegłam trzy najlepsze biegi w sezonie - mówiła. I od razu wołała do siebie: - Boże, Pia, musisz być cierpliwa!
W porannych eliminacjach Skrzyszowska miała czas 7,80 s - najlepszy w stawce i swój najlepszy w sezonie. W półfinałach rywalki przyspieszyły, ale Pia też - jej 7,78 s to był rekord życiowy (tylko o 0,01 s gorszy od rekordu Polski Zofii Bielczyk z 1980 roku) i trzeci wynik, tylko za rekordzistką świata Devynne Charlton (7,72) i Cyreną Sambą-Mayelą (7,73). W finale właśnie one były od Pii lepsze - gwiazda z Bahamów pobiła rekord świata wynikiem 7,65 s, a Francuzka uzyskała czas 7,74 s - ale Polka też była wspaniała. Gdy wyświetlił się jej czas - 7,79 s - a przede wszystkim jej miejsce, to krzyczała i piszczała z radości nawet bardziej niż złota i srebrna medalistka.
Pię walka o ten medal ogromnie dużo kosztowała. Kilkanaście dni temu upuściła sobie 10-kilogramowy ciężarek na stopę i to cud, że nie połamała przez to palców. Później dopadła ją alergia: tak silna, że Pia miała problemy ze wzrokiem. Po nie takich startach, jakich oczekiwała, jeszcze tydzień temu w siebie nie wierzyła, ale jak mówi - jej tata i zarazem trener, Jarosław Skrzyszowski, wierzyć nie przestał. Nawet ten świetny półfinał w Glasgow, z życiówką, przyniósł Pii coś trudnego - czuła po nim jakiś dyskomfort w kostce.
Jak ona to wszystko przewalczyła? - Boże, ja mam jeszcze z 10 lat kariery, pomyślałam sobie: jak ty chcesz walczyć na igrzyskach olimpijskich, to nie możesz się bać halowych mistrzostw świata - opowiadała szczerze przed kamerą TVP Sport.
Przed tą kamerą Pia stałaby pewnie z pół godziny, gdyby tylko telewizja miała czas i nie musiała się przenosić na pokazywanie trwających zawodów. Ona długo nie przestałaby mówić, tak bardzo była rozemocjonowana.
Takie obrazki świetnie się ogląda. Wspaniale widzieć, że utalentowana Skrzyszowska znów nabiera rozpędu. W tym roku przed nią jeszcze czerwcowe mistrzostwa Europy w Rzymie i przede wszystkim igrzyska olimpijskie w Paryżu na przełomie lipca i sierpnia.