W trakcie igrzysk olimpijskich w Tokio Cimanowska została wycofana ze składu przez sztab szkoleniowy. Po tym jak publicznie skrytykowała tę decyzję z Białoruskiego Komitetu Olimpijskiego - rządzi nim syn Aleksandra Łukaszenki - przyszedł rozkaz o usunięciu jej z reprezentacji.
Następnie w internecie pojawiło się nagranie, na którym słychać rozmowę Cimanowskiej z szefem białoruskiej drużyny lekkoatletycznej. Z rozmowy wynika, że oficjalny powód wycofania sprinterki z igrzysk - opinia lekarza o stanie emocjonalnym i psychicznym zawodniczki - nie jest prawdziwy. Biegaczka w trakcie rozmowy się popłakała. Jednym z państw, które zaproponowało jej pomoc w uzyskaniu azylu, była Polska, a Cimanowska z tej oferty skorzystała i już nie wróciła do ojczyzny.
Cimanowska zdecydowała się opowiedzieć o życiu w Polsce w rozmowie z rosyjskim portalem sportowym sports.ru. W rozmowie z serwisem lekkoatletka wróciła pamięcią do wydarzeń z Tokio. Przyznaje, że według jej informacji powrót na Białoruś skończyłby się dla niej bardzo źle.
- Jestem o tym przekonana. Mam pewną na 100 procent informację, że wysłaliby mnie do szpitala psychiatrycznego. Próbowali przepchnąć te twierdzenia o mojej niestabilności psychicznej, że lekarz stwierdził, że jestem chora. Postawiliby mnie przed kamerami i musiałabym powiedzieć, że przemyślałam wszystko, oraz że mamy wspaniałego prezydenta.
Jednocześnie jest bardzo zadowolona z tego, jak przyjęła ją Polska. Przyznała, że spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem, choć raz zdarzyła się sytuacja, że grupa pijanych ludzi kazała jej wracać do domu. Zachwyca się też atmosferą w polskiej kadrze, która nie jest tak negatywna, jak na Białorusi.
- Zostałam ciepło przyjęta przez grupę. Zostaliśmy przyjaciółmi, umawiamy się razem na grilla, wychodzimy na miasto z rodzinami. W grupie jest trener i pięciu lub sześciu sportowców. Na takie spotkania wychodzimy nawet w 15 osób. Czasem spotykamy się na niedzielne śniadania, które zaczynają się o 11, a kończą o 17. Każdy coś przygotuje i przyniesie. Na Białorusi trenowałam z trzema szkoleniowcami - i coś takiego było niemożliwe. Przeciwnie, za każdym razem była jakaś wojna, rywalizacja, każdy musiał się nienawidzić. Tutaj jest rodzinnie. Komuś coś nie wyjdzie, to dostaje wsparcie. - przyznała.
Kryscina Cimanowska reprezentowała Polskę na ostatnich lekkoatletycznych mistrzostwach świata na Węgrzech. Największy sukces odniosła w sztafecie 4x100 metrów, gdzie wraz z drużyną udało jej się zająć piąte miejsce.