Borkowski jak agent 007. Ostrowski też wypełnił misję. Polskie 800 metrów reaktywacja?

Medale światowych imprez na 800 metrów zdobywali dla Polski Paweł Czapiewski, Adam Kszczot i ostatnio Patryk Dobek. W finale MŚ w Budapeszcie nie zobaczymy żadnego z naszych reprezentantów, ale dumni możemy być i z Mateusza Borkowskiego, i z Filipa Ostrowskiego. Obaj w półfinałach pobili życiówki, a pierwszemu do finału zabrakło tylko 0.07 s.

Mateusz Borkowski ma 26 lat, a Filip Ostrowski 22. Pewnie, że są biegacze, którzy w takim wieku wielkie imprezy już wygrywają. Ale czy to znaczy, że nie wolno docenić naszych wciąż jeszcze rozwijających się średniodystansowców za naprawdę porządne bieganie w Budapeszcie? Zwłaszcza że rok temu na w Eugene mieliśmy trzech Polaków na tym dystansie - Borkowskiego, Dobka i Patryka Sieradzkiego - i martwiliśmy się, bo wszyscy odpadli już w eliminacjach.

Zobacz wideo Natalia Kaczmarek zdobyła srebro na mistrzostwa świata. "Tu nie biega się po rekordy życiowe. To jest bieg na miejsca"

Borkowski w pierwszym z trzech półfinałów biegł trochę w stylu przypominającym szaleństwa Pawła Czapiewskiego, brązowego medalisty MŚ 2001. W stylu "Czapiego" przez większość dystansu był ostatni, a na ostatniej prostej przesuwał się do przodu i zdołał awansować na czwarte miejsce. Gdy zobaczył w tabeli wyników, że osiągnął najlepszy rezultat w karierze - 1:44.30 - to z dużymi nadziejami poszedł do specjalnej strefy. W niej czekał na następne biegi, by przekonać się, czy awansuje do finału jako jeden z dwóch najszybszych zawodników, którzy w swoich seriach nie zajęli miejsc pierwszego lub drugiego.

Miały być rekordy i są rekordy

- Szczerze mówiąc gdy siedziałem w tej loży, to miałem duże nadzieje, że awansuję do finału. 1:44.30 to naprawdę dobry wynik. Z życióweczki jestem zadowolony. Biegłem na tyle, na ile mogłem. Taka była taktyka, żeby być z tyłu i po 500 metrach się przesuwać, ale było tak szybko, że dopiero na końcówce doganiałem, gdy rywale osłabli - mówi Borkowski.

- Szkoda, że zabrakło mi 0,07 s, ale przyjechałem tu, żeby zrobić rekord życiowy i zrobiłem, zrobiłem też minimum olimpijskie, więc mam się z czego cieszyć - dodaje dziewiąty zawodnik tych mistrzostw.

"Ogromny niedosyt". Apetyty rosną. I o to chodzi

Filip Ostrowski, szósty zawodnik drugiego biegu i 20. zawodnik mistrzostw, miał wynik dokładnie o sekundę gorszy od Borkowskiego. Ale 1:45.30 to i dla niego najlepszy czas w karierze. A mimo to mówi tak: "Mam ogromny niedosyt. Nie zrealizowałem taktyki. Wynik jest dobry, ale mam większe ambicje. Ale starty tutaj to dla mnie cudowne przeżycie i mam nadzieję, że ono się teraz będzie powtarzać".

Borkowski też ma rosnące ambicje. - Po przejściu do trenera Andrzeja Wołkowyckiego [prowadził m.in. Joannę Jóźwik i Artura Kuciapskiego, medalistów mistrzostw Europy] poprawiłem szybkość, dzięki czemu łatwiej jest mi się przesuwać na dystansie i łatwiej finiszować. Jest forma, teraz troszkę odpocząć i będę się przygotowywał do sezonu olimpijskiego, żeby tam pokazać, na ile mnie stać - mówi.

- Super, że mam spokojną głowę, że już na rok przed igrzyskami się na nie zakwalifikowałem. W takiej sytuacji jeszcze nie byłem. Fajnie, będę mógł szykować jak najlepszą formę, bez myślenia o startach, żeby uzupełniać ranking - dodaje Borkowski.

To brzmi jak obietnica postępu. Oby, bo miło byłoby, gdyby polskie tradycje mocnego biegania dwóch kółek były kontynuowane.

Więcej o: