Polska sensacja z Tokio to odległe wspomnienie. "Nigdy coś takiego mi się nie przydarzyło"

Łukasz Jachimiak
- Dałem z siebie wszystkie pieniądze - mówi mistrz olimpijski Karol Zalewski. Wydawało się, że to będzie i tak za mało, żeby nasza sztafeta mieszana 4x400 m awansowała do finału MŚ w Budapeszcie. Ale sędziowie uznali protest Polaków, a protestowaliśmy, bo na starcie ostatniej zmiany Niemiec padł pod nogi Patrycji Wyciszkiewicz-Zawadzkiej. Jury uznało, że to dlatego Polska finiszowała ostatnia i dało nam drugą szansę. Finał dziś o godz. 21.47.

Karol Zalewski i Kajetan Duszyński dwa lata temu pobiegli pewnie najważniejsze biegi swoich karier. Na igrzyskach olimpijskich w Tokio razem z Natalią Kaczmarek i Justyną Święty-Ersetic zdobyli złote medale w sztafecie mieszanej 4x400 m. To była piękna sensacja. Dziś już tak pięknie nie jest.

W Budapeszcie Zalewski i Duszyński biegli w eliminacjach z Mariką Popowicz-Drapałą i z Patrycją Wyciszkiewicz-Zawadzką. Przez kontuzje nie ma na tych mistrzostwach Święty-Ersetic i Igi Baumgart-Witan, która w Tokio biegała w eliminacjach. Nie ma też Anny Kiełbasińskiej, która teoretycznie mogłaby do tej sztafety dołączyć, wspomóc ją. Natomiast najszybsza z Polek Natalia Kaczmarek rokuje tu na medal w indywidualnej rywalizacji na 400 m i oszczędza siły na niedzielne eliminacje.

Wobec ogromnych osłabień - w Budapeszcie nie ma też Dariusza Kowaluka, który biegał w Tokio w eliminacjach i Małgorzaty Hołub-Kowalik, która też pomogła tam sztafecie w eliminacjach, a teraz jest w ciąży - trudno zakładać, że Polacy powalczą o medal. Tak naprawdę nie byliśmy pewni czy oni awansują do finału. Długo nie byliśmy tego pewni.

Zobacz wideo Pia Skrzyszowska zdobyła tytuł mistrzyni Polski, choć "biegi były słabe"

Niemiec przeszkodził, jury pomogło

Nasza drużyna biegła na trzecim, czwartym, może piątym miejscu, gdy Wyciszkiewicz-Zawadzka ruszała na ostatnią zmianę. I gdy tylko zaczęła się rozpędzać, musiała całkowicie wyhamować i przeskoczyć nad Niemcem, który padł pod jej nogi. - Spokojnie ze dwie sekundy przez to straciliśmy. Musiałam zaczynać bieg od nowa. Tyle lat biegam i nigdy coś takiego mi się nie wydarzyło, nigdy takich przeszkód pod nogami nie miałam - mówi Patrycja. Na gorąco po eliminacjach ona dodawała, że ma nadzieję, że jury uzna nasz protest. I uznało. Na szczęście, bo jednak Polacy do tego feralnego momentu biegli na tyle dobrze, że awans raczej by wywalczyli.

- Dałem z siebie wszystkie pieniądze - mówił po tych eliminacjach Zalewski. I martwił się, czy ten wydatek coś da. - W Tokio biegaliśmy super, w optymalnym składzie i byliśmy w optymalnej formie. Tutaj przyjechaliśmy składem osłabionym, ponieważ są kontuzje, ciąże, indywidualne szanse medalowe - podkreślał.

Na szczęście dla tej na nowo zestawionej sztafety będzie szansa startu w finale. - Oczywiście, że brak finału to by było rozczarowanie. Nie sądziłem, że będziemy tu walczyć o bardzo wysokie miejsca, ale finał był w naszym zasięgu - oceniał Duszyński. I przyznawał: - Nie jest łatwo, bo po tym jak sprawiliśmy taką dużą niespodziankę w Tokio, teraz tylko tracimy.

"Nie przyjechaliśmy się tutaj mazać". To podejście dobre na finał

W finale dużo stracić Polacy nie mogą. Typowani do podium tu nie są, swoje już tak naprawdę zrobili. I warto, żeby teraz podeszli do tego wieczornego biegu z takim nastawieniem, jakie prezentuje Popowicz-Drapała. - Nie przyjechaliśmy się tutaj mazać i zwalać na kogoś. Trzeba było biegać tak, żeby być z przodu i wtedy byśmy uniknęli takiej sytuacji - mówiła o sytuacji, którą skutecznie oprotestowaliśmy. - Wejście do finału było celem minimum, ale walczyć chcemy o co tylko się da - dodawała Marika. O to chodzi, powalczcie w finale. Eliminacje pokazały, że może nie wszystko, ale dużo może się zdarzyć.

Więcej o: