Karol Zalewski i Kajetan Duszyński dwa lata temu pobiegli pewnie najważniejsze biegi swoich karier. Na igrzyskach olimpijskich w Tokio razem z Natalią Kaczmarek i Justyną Święty-Ersetic zdobyli złote medale w sztafecie mieszanej 4x400 m. To była piękna sensacja. Dziś już tak pięknie nie jest.
W Budapeszcie Zalewski i Duszyński biegli w eliminacjach z Mariką Popowicz-Drapałą i z Patrycją Wyciszkiewicz-Zawadzką. Przez kontuzje nie ma na tych mistrzostwach Święty-Ersetic i Igi Baumgart-Witan, która w Tokio biegała w eliminacjach. Nie ma też Anny Kiełbasińskiej, która teoretycznie mogłaby do tej sztafety dołączyć, wspomóc ją. Natomiast najszybsza z Polek Natalia Kaczmarek rokuje tu na medal w indywidualnej rywalizacji na 400 m i oszczędza siły na niedzielne eliminacje.
Wobec ogromnych osłabień - w Budapeszcie nie ma też Dariusza Kowaluka, który biegał w Tokio w eliminacjach i Małgorzaty Hołub-Kowalik, która też pomogła tam sztafecie w eliminacjach, a teraz jest w ciąży - trudno zakładać, że Polacy powalczą o medal. Tak naprawdę nie byliśmy pewni czy oni awansują do finału. Długo nie byliśmy tego pewni.
Nasza drużyna biegła na trzecim, czwartym, może piątym miejscu, gdy Wyciszkiewicz-Zawadzka ruszała na ostatnią zmianę. I gdy tylko zaczęła się rozpędzać, musiała całkowicie wyhamować i przeskoczyć nad Niemcem, który padł pod jej nogi. - Spokojnie ze dwie sekundy przez to straciliśmy. Musiałam zaczynać bieg od nowa. Tyle lat biegam i nigdy coś takiego mi się nie wydarzyło, nigdy takich przeszkód pod nogami nie miałam - mówi Patrycja. Na gorąco po eliminacjach ona dodawała, że ma nadzieję, że jury uzna nasz protest. I uznało. Na szczęście, bo jednak Polacy do tego feralnego momentu biegli na tyle dobrze, że awans raczej by wywalczyli.
- Dałem z siebie wszystkie pieniądze - mówił po tych eliminacjach Zalewski. I martwił się, czy ten wydatek coś da. - W Tokio biegaliśmy super, w optymalnym składzie i byliśmy w optymalnej formie. Tutaj przyjechaliśmy składem osłabionym, ponieważ są kontuzje, ciąże, indywidualne szanse medalowe - podkreślał.
Na szczęście dla tej na nowo zestawionej sztafety będzie szansa startu w finale. - Oczywiście, że brak finału to by było rozczarowanie. Nie sądziłem, że będziemy tu walczyć o bardzo wysokie miejsca, ale finał był w naszym zasięgu - oceniał Duszyński. I przyznawał: - Nie jest łatwo, bo po tym jak sprawiliśmy taką dużą niespodziankę w Tokio, teraz tylko tracimy.
W finale dużo stracić Polacy nie mogą. Typowani do podium tu nie są, swoje już tak naprawdę zrobili. I warto, żeby teraz podeszli do tego wieczornego biegu z takim nastawieniem, jakie prezentuje Popowicz-Drapała. - Nie przyjechaliśmy się tutaj mazać i zwalać na kogoś. Trzeba było biegać tak, żeby być z przodu i wtedy byśmy uniknęli takiej sytuacji - mówiła o sytuacji, którą skutecznie oprotestowaliśmy. - Wejście do finału było celem minimum, ale walczyć chcemy o co tylko się da - dodawała Marika. O to chodzi, powalczcie w finale. Eliminacje pokazały, że może nie wszystko, ale dużo może się zdarzyć.