Mamy szczęście, że rzucił piłkę. Król polskiej lekkoatletyki. "Niespotykana statystyka"

Łukasz Jachimiak
Gdyby Wojciech Nowicki lepiej się czuł na lewej obronie Jagiellonii Białystok, to pewnie nikt nigdy nie porównałby go do Martiny Navratilovej albo Chris Evert. Na szczęście dla polskiego sportu w podstawówce rzucił piłkę, w liceum rzucił piłką lekarską i został młociarzem, który teraz pracuje na ostatni złoty medal, którego mu brakuje w wyjątkowej kolekcji. Z bliska widzieliśmy tę harówkę. Owoce do zebrania 19 i 20 sierpnia na MŚ w Budapeszcie.

Mają po 34 lata. Urodzili się prawie w tym samym czasie, on jest starszy o dwa tygodnie. Jeszcze dwa lata temu oboje marzyli o olimpijskich medalach w Tokio. On zdobył złoto, a ona zajęła siódme miejsce. I rzuciła to, a potem została jego trenerką. - Po igrzyskach mam do rzucania awers. W ogóle mi tego nie brakuje - mówi.

Zobacz wideo "Potrzebuję odpoczynku", czyli wnioski Wojciecha Nowickiego po zdobyciu mistrzostwa Polski

Rzucać Joanna Fiodorow już ani myśli, ale co innego pomagać rzucać jeszcze dalej Wojciechowi Nowickiemu. Rok temu doprowadziła go do srebra mistrzostw świata i złota mistrzostw Europy. Teraz jadą na mistrzostwa świata do Budapesztu i oboje harują po to, żeby 20 sierpnia znów się cieszyć.

Siedzę na ławeczce w spalskiej siłowni przy hali lekkoatletycznej i patrzę, jak razem wsuwają ciężkie talerze na gryf sztangi. - Ile kilogramów Wojtek ma na barkach? - pytam. - 265. Jego życiówka to 295 kg, ale teraz już tylko robimy szlif. Delikatnie. Już schodzimy z obciążeń - uśmiecha się Fiodorow. A Nowicki - prawie dwumetrowiec (197 cm) ważący trochę ponad 130 kg (133-135) - robi z tym ciężarem przysiady. I tylko rzuca do mnie z uśmiechem: "Teraz już się nic nie dotrenuje".

- Podobno są tacy, którzy dźwigają jeszcze więcej, ale nie obchodzi mnie to. Liczy się, że przynosi efekt - mówi pani trener i kiwa głową w kierunku rzutni.

Nowicki rzucił piłkę. I piłką. Tak zmienił towarzystwo

Gdy Nowicki tak daleko rzucił piłką lekarską, że dostał na lekcji WF-u szóstkę, miał 18 lat. Akurat przyglądał się temu trener lekkoatletyki z Podlasia Białystok. To od niego Wojtek usłyszał, że w ogóle istnieje coś takiego jak rzut młotem. Nowe zajęcie spodobało mu się dużo bardziej niż piłka nożna, którą trenował w podstawówce. Trzy lata kopania na lewej obronie w Jagiellonii Białystok przekreślił, bo uznał, że to nie jest towarzystwo dla niego. Dziś jego towarzystwo to legendy polskiej lekkoatletyki.

W 2015 roku Nowicki zadebiutował w seniorskiej imprezie rangi mistrzowskiej - to były mistrzostwa świata w Pekinie. Wygrał Paweł Fajdek, a on sensacyjnie zdobył brąz.

  • MŚ 2015 - brąz
  • ME 2016 - brąz
  • Igrzyska olimpijskie Rio de Janeiro 2016 - brąz
  • MŚ 2017 - brąz
  • ME 2018 - złoto
  • MŚ 2019 - brąz
  • Igrzyska Tokio 2020 (rozegrane w roku 2021) - złoto
  • MŚ 2022 - srebro
  • ME 2022 - złoto

To statystyka wybitna, niespotykana. Polski Związek Lekkiej Atletyki wysłał Nowickiego na dziewięć wielkich imprez i Nowicki zdobył dziewięć medali. Jeśli wygra w Budapeszcie - a jest zdecydowanym faworytem, do niego należy najlepszy na świecie wynik w tym roku i aż sześć najlepszych rzutów z top 10 sezonu - to w swojej kolekcji będzie miał już wszystkie możliwe tytuły.

A przecież po tym pierwszym medalu mówił, że późno zaczął treningi i że jeśli za rok na igrzyskach nie wejdzie do najlepszej ósemki, to rzuci sport i poszuka jakiejś pracy.

Nowicki to magister inżynier automatyki-robotyki. I gdyby odzywał się jeszcze mniej - a i tak mówi niewiele - to można by podejrzewać, że jest maszyną, a nie człowiekiem z krwi i kości.

Z tymi 265 kilogramami na barkach Wojtek robi przysiady. A sztangę ważącą 170 kg mechanicznie, miarowo podrzuca z kolan na klatkę piersiową. W tym ćwiczeniu jego rekordem jest 185 kg, ale trenerka i tu już mu folguje, tłumacząc, że bliski czas mistrzostw tego wymaga. W siłowni spalskiej hali mistrz pracuje półtorej godziny, a na sam koniec w każdą z dłoni bierze po pięciokilogramowym "talerzyku" i kręci z wielkim wyczuciem majestatyczne koła. To wygląda tak, jakby w slow motion prezentował to, co robi w kole, walcząc o medale.

On rzuca, a ona ciągle go przerzuca. Pomaga im profesor od Małysza

Kilka godzin wcześniej w kole Wojtek kręcił obroty w sumie 17 razy. - To krótki trening, 17 rzutów to jest połowa tego, co robiliśmy jeszcze niedawno. Na zwykłym treningu w pełnym okresie przygotowawczym Wojtek rzuca młotem 30-40 razy - mówiła mi Fiodorow. A Nowicki tylko się kręcił. I nie przestawał kręcić nosem.

Ona: Fajny rzut, fajnie cię pociągnęło!

On: E tam...

Chwilę później młot wylatujący z klatki (to koło otoczone siatką, która nie pozwala ważącemu siedem kg żelastwu polecieć w nieodpowiednią stronę i zrobić komuś krzywdy) Nowicki żegna cichym przekleństwem. Takim najbardziej znanym z bogatego katalogu polskich przekleństw. A Fiodorow dorzuca "Aj, szkoda, ale i tak to było dobre!".

Kolejny rzut:

Ona: No! Ten technicznie był najlepszy!

On: E, zabrakło...

Ona: Wojtek, pamiętaj, że dzisiaj młot nie musi pruć powietrza.

On już nic nie mówi. A ona mówi jeszcze jedno: Wojtek, przecież ja ci mówię, jak jest.

Kilka rzutów później trenerka znowu się ożywia. "No! Fajny rzut! Fajnie dokręcony do końca". A Nowicki nie mówi nic.

- Wojtek woli rzucać po siłowni, kiedy już ciało jest pobudzone. Ma wtedy lepsze czucie. Ale musimy trenować i tak jak teraz, już pod mistrzostwa - mówi mi Fiodorow. To jasne. Żeby w Budapeszcie walczyć o wielkie rzeczy, najpierw trzeba zrobić swoje w eliminacjach. One ruszą już o godzinie 12. W sobotę 19 sierpnia nie da się ustawić wszystkiego tak, żeby Nowicki mógł się wyspać, zjeść śniadanie, zrobić siłownię, dojechać na stadion i dopiero dorzucić do finału.

My rozmawiamy, Nowicki rzuca, a mimo naszej rozmowy Fiodorow co chwilę rzuca do niego dobre rady typu: "Ciutkę niżej na nogach" i pokrzepiające: "Fajny trening, podoba mi się! Chyba będzie dobrze!".

Ona cały czas nakręca atmosferę. Ona podśpiewuje taneczne hity, które płyną z jej głośnika w spalski las. Ona nie poddaje się jego narzekaniom. - Wojtek to jest perfekcjonista - mówi. - To w sporcie z jednej strony bardzo dobre, bo on ciągle chce się poprawiać i haruje. Ale to jest też bardzo trudne i może szkodzić - dodaje.

Fiodorow i Nowicki znają się od 2009 roku. A od 2018 do 2021 byli duetem zawodniczym Malwiny Wojtulewicz. To z tą trenerką Nowicki zdobył olimpijskie złoto. Ale gdy dowiedział się, że Fiodorow rzuca młot i ma ochotę wyjechać do USA (mówi mi wprost: "Pewnie zostałabym korposzczurem, sportu naprawdę miałam dość"), składa jej ofertę, która ją tu zatrzymuje.

Fiodorow nagle staje się trenerką i od razu prowadzi najlepszego zawodnika na świecie. Bardzo sobie tę pracę chwali. Nowicki harówki się nie boi, jest profesjonalny, sumienny. Ufa jej, wie, że ona ma oko, pamięta jej spostrzeżenia i rady, którymi pomagała jeszcze, gdy też rzucała. Teraz Fiodorow musi go "tylko" nieustannie przerzucać pod jednym względem. - Muszę przebijać swoim słowem jego słowo. Czasami musi mi pomagać profesor Blecharz, jak już sobie nie daję rady - śmieje się.

Jan Blecharz to światowej klasy psycholog, który na początku XXI wieku pomógł Adamowi Małyszowi uwolnić jego niesamowity potencjał. I który już od wielu lat pomaga polskim lekkoatletom. Dla Nowickiego Blecharz jest kimś bardzo ważnym. To za namową profesora Wojtek nie wchodzi w tym sezonie w większe rozmowy z dziennikarzami. Nigdy tego nie lubił, a teraz czułby się szczególnie niekomfortowo z tym ciągle powracającym i tylko różnie formułowanym pytaniem: czy w Budapeszcie wygra? Czy pokona Pawła Fajdka?

Amerykanie dostrzegli w nim Martinę Navratilovą. Albo Chris Evert

Fajdek to rówieśnik Nowickiego i Fiodorow. W 2013 roku Nowicki zostawał inżynierem, a Fajdek - mistrzem świata. W 2015 roku Fajdek też został mistrzem świata. I w roku 2017. I w 2019. I jeszcze w 2022. To jest aż pięć kolejnych złotych medali na lekkoatletycznych mistrzostwach świata. W ich całej historii dłuższą serię - sześciu zwycięstw - miał tylko legendarny tyczkarz Siergiej Bubka. Fajdek chciałby mu dorównać. Ale Nowicki też ma swoje wielkie marzenie. I tu mamy kolizję.

Pojedynki Nowickiego z Fajdkiem w ostatnich latach stały się naprawdę wielkie. Rok temu przed ich walką o złoto MŚ w Eugene Amerykanie pisali, że ci dwaj Polacy przypominają im Martinę Navratilovą i Chris Evert, czyli Amerykanki, które lata temu niesamowicie pojedynkowały się na szczycie światowego tenisa.

Dziś trudno uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu Wojtek nawet nie chciał się do Pawła porównywać. Twierdził, że nie jest i nigdy nie będzie równie dobry. A jednak teraz jest lepszy. Wygrał z Fajdkiem dwie z trzech ostatnich wielkich imprez. Przed najbliższą to on jest światowym numerem jeden, a Fajdek - dopiero numerem dziewięć. Różnica między ich najdalszymi rzutami w sezonie to prawie aż cztery metry (81.92 m Nowickiego do 78.10 Fajdka). Czegoś takiego jeszcze nie było.

Nie było też wielu takich lekkoatletów, którzy dla Polski zdobyli złote medale igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i mistrzostw Europy. W takim elitarnym klubie mistrzów są tylko Robert Korzeniowski i Anita Włodarczyk. Nowicki może do nich dołączyć. Ale o tym nie rozmawiamy. Bezpieczniej i zdrowiej jest pogadać o czymś przyziemnym. Na przykład o butach.

Na siłowni Wojtek korzysta z trzech par. W zwykłych trampkach z logo sponsora technicznego, czyli amerykańskiego giganta Nike, robi większość ćwiczeń. Wyższe, stabilniejsze buty zakłada, gdy podchodzi do większych ciężarów. A w butach rzutowych kręci te mające coś z baletu kółka jak w slow motion.

- Buty rzutowe wystarczają mi na dwa-trzy miesiące. No, chyba że trenujemy w Katarze. Tam jest tak gorąco i tępo w kole, że guma potrafi się nie ścierać, tylko odpadać kawałkami - mówi Nowicki.

Jego buty mają rozmiar 47. Jego wielkie stopy muszą się kręcić bardzo szybko i bardzo precyzyjnie. To jest rodzaj tańca. Fiodorow mówi, że tańczyła taniec towarzyski i że to jej zawsze w kole pomagało.

PlayStation, Thermomix i w Budapeszcie dowiemy się, co dalej

Nowicki na taniec nie miałby już czasu, nawet gdyby bardzo chciał go znaleźć. Codziennie ma trening rzutowy, trening siłowy i jeszcze trwające półtorej-dwie godziny zajęcia z fizjoterapeutką. Rzuca młotem i ciężarkami (teraz w ramach schodzenia z obciążeń już "tylko" 12- i 16-kilogramowym, ale normalnie też 20-kilogramowym), przerzuca tony na siłowni, w międzyczasie musi jeszcze jeść ("Dużo, muszę mieć siłę") i spać (regeneracyjna drzemka po obiedzie to też stały punkt jego planu dnia).

A wolny czas? - Właśnie mi się zaczyna - mówi Wojtek chwilę przed godziną 19. To jest pora na PlayStation - uśmiecha się. - Pani trener mi kupiła - dodaje.

- Był zakład. Ja kupiłam Wojtkowi PlayStation za medal mistrzostw świata w Eugene, a on mi kupił Thermomixa za to, że go do tego medalu poprowadziłam - wyjaśnia Fiodorow.

- Czy macie jakiś zakład na Budapeszt? - pytam. - Mamy, ale na razie nie powiemy ci o co - odpowiada trenerka. - Umówmy się, że zapytasz nas o to jeszcze raz, w Budapeszcie - uśmiecha się mistrz. Na razie "tylko" olimpijski i Europy.

Więcej o: