Anita Włodarczyk brutalnie szczera. "Rzucają 10 metrów dalej". Ale jest światełko w tunelu

- Ciągle widzę światełko w tunelu - mówi Anita Włodarczyk. Najbardziej utytułowana polska lekkoatletka sama zauważa, że rywalki "rzucają po 10, a nawet 12 metrów dalej". I tak naprawdę nie myśli o medalu MŚ w Budapeszcie, tylko o zakwalifikowaniu się na sierpniowe zawody.

Kiedyś w Bydgoszczy biła rekord świata, teraz dostaje tam owacje za to wszystko, co zrobiła kiedyś. Anita Włodarczyk zajęła dopiero siódme miejsce w 5. Memoriale Ireny Szewińskiej. Ze słabym wynikiem 69.54 m. Wygrała Brooke Andersen, rzucając 78.79 m. Amerykanka jest w tym roku najlepszą młociarką świata - 20 maja rzuciła aż 80.17 m. Włodarczyk ma dopiero 34. wynik - 70.67 m rzucone 4 czerwca w Chorzowie.

Zobacz wideo "Dopiero schodzimy z ciężkiego treningu". Wojciech Nowicki z najlepszym wynikiem w tym roku w Europie

W sumie Włodarczyk wystartowała w tym roku cztery razy - w Kenii uzyskała 70.27 m, na Tajwanie 66.38, w Chorzowie 70.67 i w Bydgoszczy 69.54 m. To rezultaty absolutnie nie na miarę możliwości trzykrotnej mistrzyni olimpijskiej, czterokrotnej mistrzyni świata i czterokrotnej mistrzyni Europy. Nawet jeśli ta multimistrzyni ma już prawie 38 lat.

Włodarczyk wierzy, że wciąż jeszcze stać ją na dalekie rzucanie. Tylko potrzebuje czasu, by wypracować formę. Rok temu goniąc mężczyznę, który próbował ukraść jej auto (pościg się udał, przestępca trafił w ręce policji) zerwała mięsień dwugłowy uda i musiała przejść operację. Straciła przez to MŚ w Eugene i ME w Monachium. Teraz wraca i mówi, że jedyny cel, jaki ma w głowie to imprezy nie tegoroczne, tylko igrzyska olimpijskie Paryż 2024.

Łukas Jachimiak: Jak się czujesz, startując w konkursach, w których nie rzucasz nawet 70 metrów? Wygląda na to, że się nie spinasz.

Anita Włodarczyk: Dokładnie 13 lat temu - 6 czerwca 2010 roku - w Bydgoszczy ustanowiłam rekord świata wynikiem 78.30 m. Na dziś to dla mnie wynik niemożliwy. Teraz nawet 75 metrów nie rzucę, bo wiem, na jakim etapie przygotowań jestem. Ale najważniejsze, że wróciłam do startów, a wcześniej do treningów i że w zdrowiu przepracowałam całe przygotowania. To mnie naprawdę bardzo cieszy. Pewnych rzeczy się nie da przeskoczyć, ale praca jest wykonana, więc bądźmy spokojni. Sezon przed igrzyskami w Tokio był podobny. Wtedy co prawda Bydgoszcz mnie odczarowała, ale była bliżej igrzysk. A teraz po prostu wiem, na jakim etapie jestem.

To znaczy, że się nie spieszysz, nie chcesz za wszelką cenę zdążyć z formą na sierpniowe mistrzostwa świata, tylko myślisz już bardziej o przyszłorocznych igrzyskach?

- Tak, na horyzoncie jest u mnie Paryż. Już nie będzie jak kiedyś, że zaczynam sezon i jest super, a do tego z konkursu na konkurs się rozkręcam. Ale rozmawiam z wieloma osobami i każda mi mówi, że widać, że mam w głowie spokój. Naprawdę tak jest. Musiałam to sobie poukładać, musiałam pewne rzeczy zaakceptować.

Jakie?

- Że dziewczyny rzucają po 10, a nawet 12 metrów dalej niż ja. Gdybym jeszcze o tym myślała, gdyby to mnie jeszcze dobijało, to psychicznie bym nie wytrzymała. Ścieżkę przed Tokio przeszłam i taką samą ścieżkę mam zamiar przejść przed Paryżem.

Wynik 78.30 m to jest...

- Teraz to jest dla mnie kosmos! Ha, ha, ha!

Wiem, ale chciałem zapytać, czy myślisz, że na takie rzucanie będziesz gotowa za rok w Paryżu.

- Myślę, że tak. Po prostu trzeba wykonać pewien plan treningowy, a jak tak naprawdę dopiero w styczniu weszłam w prawdziwy trening siłowy. Dopiero wtedy zaczęłam robić przysiady ze sztangą i w tej chwili mam na plecach tylko 100 kilogramów, a najmocniejsze dziewczyny siadają, mając po 180-190 kilogramów. Swoje trzeba przerobić, naprawdę.

Ale ty nigdy nie dźwigałaś największych ciężarów, prawda? Bazowałaś na świetnej technice.

- Zgadza się, ale jak porównuję, co jest teraz i co było w podobnym okresie na przykład przed Tokio, to wtedy na sztandze miałam po 40-50 kilogramów więcej. A też trzeba pamiętać, że jestem coraz starszą zawodniczką i chociaż na treningach świetnie mi się pracuje, to nie zawsze będzie przełożenie. To trzeba zaakceptować. I dalej w siebie wierzyć. Gdybym nie wierzyła, to skończyłabym już karierę. Ale ciągle widzę to światełko w tunelu.

Naprawdę widać, że w głowie masz spokój. Aż tak dużo dały ci igrzyska w Tokio, które wygrałaś, mimo kłopotów przed nimi?

- Tak. Wtedy wierzyłam, że forma w końcu przyjdzie i przyszła. To mnie utwierdza, że muszę przejść tą drogą po raz drugi. Skoro raz to zrobiłam, to teraz łatwiej mi to zaakceptować.

To jeszcze a propos wyciągania wniosków powiedz, że nie będziesz już ganiała złodziei.

- Nie wiem, ha, ha! Nie wiem, co mi jeszcze życie przyniesie. Ale śmieję się, że jak przeżyję najbliższy piątek, to już będzie dobrze - to będzie rocznica tego incydentu.

Jakie masz najbliższe plany?

- Najbliższe starty to 13 czerwca w Finlandii i 18 czerwca w Poznaniu.

Egzotyki już nie planujesz? Była Kenia, był Tajwan i na razie wystarczy?

- Nie ukrywam, że do Tajwanu leciałam w ciemno. To było dla mnie duże zaskoczenie, gdy na początku roku organizatorzy mityngu skontaktowali się z moim menedżerem i mnie zaprosili. Nawet sobie nie zdawałam sprawy z tego, że na Tajwanie rzucają młotem. Na igrzyskach czy na mistrzostwach świata zawodniczek stamtąd nie ma. One są na takim poziomie, że rekordzistką Tajwanu jest dziewczyna, która rzuca 61 metrów. Leciałam więc w ciemno, a na miejscu byłam pozytywnie zaskoczona organizacją zawodów i atmosferą. Pokonał mnie jet lag [objawy związane ze zmianą strefy czasowej - red.], ale poza tym było bardzo przyjemnie. Myślę, że na pewno tam wrócę, bo poznałam wielu wspaniałych ludzi. Szczerze? Czułam się tam jak Usain Bolt, który jeździł po mityngach na świecie. Dla nich to było coś niesamowitego. I dla mnie też. Mimo że jestem superzawodniczką, fajnie było startować z dziewczynami z Hongkongu, z Filipin, z Tajlandii, z Tajwanu. Egzotyka, super czas. Oprócz zawodów! Ha, ha!

A jak to było z rzucaniem na pustyni w Katarze - naprawdę rzucałaś czy tylko pokręciłaś się z młotem na potrzeby świetnego zdjęcia?

- Rzucałam! Moim marzeniem było oddać tam kilka rzutów. I jeszcze wszystkiego nie opublikowałam, mam fajną niespodziankę. Bardzo mi zależało, żeby zrobić sobie wyjątkową sesję w miejscu, w którym spędzam dużo czasu. Będę miała piękną pamiątkę z Kataru. To było super przeżycie.

Udało ci się odnaleźć wszystkie młoty wyrzucone w piach pustyni?

- Tak, problem był inny - musieliśmy kupić specjalną płytę, żeby można było wykonywać obroty. I dzięki niej porzucałam i z wydmy, i w górę, w stronę wydmy. To była naprawdę świetna zabawa.

Tajwan, Kenia, pustynia w Katarze - tak uzupełniasz miejsca, w których rzucałaś, że została ci chyba jeszcze tylko Antarktyda?

- Antarktyda i Australia. Faktycznie jeszcze tylko to mi zostało.

Za kilka lat w australijskim Brisbane odbędą się igrzyska olimpijskie...

- Ale to będzie 2032 rok...

Za późno?

- Nie no, ha, ha, ha!

To teraz poważnie - wybiegasz myślami dalej niż do igrzysk Paryż 2024?

- Na razie na horyzoncie jest Paryż i jeszcze zobaczymy, jak się wszystko poukłada.

Zdrowotnie jest na tyle dobrze, że mogłabyś jeszcze przedłużyć karierę? Operacji chyba wcale nie miałaś aż tak dużo jak na te wszystkie lata sukcesów?

- Pięć operacji to nie jest dużo?

Dużo mniej niż medali.

- No tak. I w sumie większość operacji wzięła się z jakichś dziwnych sytuacji. Tylko kolano w 2019 roku było do naprawy przez przeciążenia. To była poważna kontuzja. Ale jak na lata mojej kariery, to wszystkie przeciążenia wytrzymałam dobrze. Moja lewa noga swoje przeszła, to jest dla mnie noga najważniejsza, bo obrotowa, ale mam super opiekę medyczną, zawsze wychodziliśmy z kontuzji zwycięsko, teraz jest tak samo i jeszcze tylko trzeba wszystko w treningu poukładać i przepracować.

Nic cię teraz nie boli?

- Nie, odpukać, nic nie boli, ani jednego treningu w przygotowaniach nie musieliśmy odpuścić. Z doświadczeniem, powolutku, małymi krokami idziemy do przodu.

I będziesz w stanie nie chcieć za mocno przyspieszyć, nie myśleć o medalu tegorocznych mistrzostw świata?

- Na dzień dzisiejszy nie myślę. W głowie mam Paryż, a na MŚ w Budapeszcie to chciałabym w ogóle wystartować. Mam nadzieję, że się zakwalifikuję, że będę rzucała w okolicach 75 metrów. Muszę się obrzucać na zawodach. Mimo że jestem zawodniczką doświadczoną, to potrzeba mi wielu startów, bo w ostatnich sezonach z tego wypadłam, a inaczej jest na zawodach niż na treningu. W tym roku po prostu będę chciała jak najwięcej startować.

Powiedziałaś, że gdybyś nie wierzyła w siebie, to skończyłabyś karierę, a powiedz, czy pracując nad powrotem do formy, nie miałaś myśli: "po co ja to robię, po co się dalej męczę, skoro wygrałam już wszystko i to po kilka razy"?

- To jest właśnie fajne, że już wszystko zdobyłam i żadnej takiej myśli jeszcze nie miałam. Powiedziałam sobie, że dopóki trening sprawia mi przyjemność, to będę chciała trenować. To wszystko jest fajne. W Bydgoszczy było fajnie, bo mimo że rzucałam po 68 metrów, to kibice mnie wspierali, była super atmosfera. Fajnie, że kibice są też w takich momentach, kiedy jest gorzej, a nie tylko, gdy jest super.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.