• Link został skopiowany

Polska gwiazda zapowiada rekord świata. "Pytanie nie brzmi czy, tylko kiedy"

Łukasz Jachimiak
- Ja bym do wszystkich kibiców apelował o spokój. Pytanie nie brzmi czy Ada pobije rekord świata, tylko kiedy ona pobije rekord świata - mówi Sebastian Chmara. - A czy my go od razu potrzebujemy? - pyta wiceprezes PZLA, a kiedyś znakomity wieloboista. Na halowych ME w Stambule Adrianna Sułek będzie jedną z największych gwiazd polskiej lekkoatletyki. A może nie tylko polskiej.
Adrianna Sułek podczas Mistrzostw Europy w Monachium
Fot. Matthias Schrader / AP Photo

Od czwartku 2 marca do niedzieli 5 marca w Stambule będą rozgrywane halowe mistrzostwa Europy. Jedną z liderek niezbyt licznej, 28-osobowej reprezentacji Polski będzie Adrianna Sułek. Wieloboistka, która w kwietniu skończy 24 lata, dwa tygodnie temu pobiła rekord Polski w pięcioboju (na imprezach mistrzowskich w hali rozgrywany jest pięciobój, na stadionie siedmiobój). Nieco wcześniej, na zawodach w Tallinie, Sułek powiedziała nawet, że chciałaby w tym sezonie pobić rekord świata.

Zobacz wideo "To jest podniecające. Nie pamiętam, kiedy zrobiłam porządny trening". Ewa Swoboda druga na ORLEN Copernicus Cup

Czy to możliwe? Startami halowej wicemistrzyni świata, wicemistrzyni Europy ze stadionu i czwartej zawodniczki MŚ na stadionie (wszystkie wyniki z 2022 roku) będziemy się emocjonować w piątek. Program wygląda następująco:

  • godz. 7.00 - bieg 60 m przez płotki
  • godz. 7.45 - skok wzwyż
  • godz. 10.30 - pchnięcie kulą
  • godz. 17.10 - skok w dal
  • godz. 19.05 - bieg na 800 m

Łukasz Jachimiak: Zacznijmy od zagadki: Gdzie został ustanowiony rekord świata w pięcioboju?

Sebastian Chmara, wiceprezes PZLA, mistrz świata i Europy w siedmioboju: Pamiętam, że należy do Natalii Dobryńskiej i że padł w 2012 roku na halowych mistrzostwach świata. Oczywiście to się wydarzyło w Stambule. Zastanawiasz się czy możliwe jest, że Ada Sułek go teraz w Stambule pobije?

Niedawno sama powiedziała, że taki ma cel, a pewnie wielu kibiców pomyśli, że od 4860 punktów, czyli rekordu Polsku ustanowionego przez Adę dwa tygodnie temu, już niedaleko do 5013 pkt Dobryńskiej.

- Prawda, że tak się może ludziom wydawać, ale im dalej w las, tym trudniejszą przeprawą jest poprawienie się o każdy centymetr i każdą część sekundy.

Tylko że Ada te centymetry dorzuca, a sekundy urywa w każdym swoim starcie. Rozwija się niesamowicie. I jest bardzo pewna siebie.

- Oczywiście. Do Ady proponuję podejść poprzez spokojną analizę. Popatrzmy na jej możliwości w poszczególnych konkurencjach. Na przykład w pchnięciu kulą ona ma bardzo duże możliwości poprawienia się. Na mistrzostwach Polski pchała bardzo słabo, a mimo to pobiła rekord kraju w wieloboju.

W Toruniu pchnęła tylko 13.06 m, a jej życiówka to 14.18 m. Ile punktów mogłaby tu zyskać, gdyby dorzuciła ten metr?

- Sporo, 80-90. Natomiast ona nie pcha teraz tą kulą daleko, paradoksalnie dlatego, że jest w formie. Jak jest w formie, to jest szybsza, a że kula jeszcze nie jest jej mocną konkurencją, to Ada nie kontroluje techniki i każde przyspieszanie w kuli powoduje, że Ada rozpędza górę, rozpędza siebie, a nie kulę. Konkludując, ona musi w kuli się podświadomie spowalniać. Musi najpierw stanąć nogami pod progiem, a dopiero później próbować wykonywać pozostałe elementy górą, czyli wszystko musi następować po sobie i dopiero wtedy kula jej poleci na ponad 14 metrów. Ale oczywiście Ada ma rezerwy również w biegu płotkarskim, ma je w skoku wzwyż, bo widzieliśmy na mistrzostwach Polski, że skoczyła 189 cm, a poprzeczka na 192 cm wcale nie musiała spaść, bo przez jakiś czas wisiała. Jak będzie musiała, to ona też urwie sekundę czy dwie na 800 metrów.

Czyli potwierdzasz, że może się poprawić w każdej konkurencji.

- Tak, natomiast ja bym do wszystkich kibiców apelował o spokój. Jak Ada będzie zdrowa, to pytanie nie brzmi czy ona pobije rekord świata, tylko kiedy ona pobije rekord świata. A czy my go od razu potrzebujemy?

Na pewno byśmy nie pogardzili!

- Oczywiście, że nam wszystkim byłoby bardzo miło, gdyby Ada pobiła rekord już teraz w Stambule. Natomiast jeśli tak się nie stanie, to nic się nie stanie. Przecież to jest dopiero początek drogi Ady. Myślę, że jej wielka kariera zaczęła się tak naprawdę dopiero w ubiegłym roku. Oczywiście myśmy od dawien dawna trąbili, że to jest wielki talent. Osobiście to robiłem, widząc, jak ta dziewczyna jest wychowywana przez mojego trenera, świętej pamięci Wieśka Czapiewskiego. Znam ją od samego początku jej treningów i wiem, że to jest taki talent, jakiego w polskim wieloboju nigdy nie było. Dlatego moja propozycja jest taka: obserwujmy Adę ze spokojem i trzymajmy kciuki, żeby po prostu robiła swoje. Bo jak będzie robiła swoje, to absolutnie wszystko jest dla niej możliwe.

Czy ze zdrowiem Ady jest coś nie tak? W Stambule wystartuje z jakąś kontuzją?

- Nie, nie, na ten moment nic Adzie nie powinno przeszkadzać. Powiedziałem o zdrowiu w kontekście przyszłości. Uważam, że jedyną rzeczą, która mogłaby zahamować jej postęp, rozwój, jest kontuzja. Tylko coś takiego może jej nie pozwolić na pouzupełnianie dziur, jakie ma jeszcze w niektórych konkurencjach i które chce pouzupełniać z myślą o sukcesach przez wiele lat. A zdążyć chce już przed igrzyskami w Paryżu w przyszłym roku. Trzymam kciuki, żeby Ady nic złego nie spotkało, a wtedy na pewno będziemy mieli dzięki niej dużo powodów do radości. Przez lata.

Zostańmy jeszcze przy rekordzie świata - Ada sama powiedziała, że już w tym sezonie chciałaby go pobić. Mało mamy sportowców, którzy wychodzą do dziennikarzy i kibiców z takimi komunikatami.

- Ona się nie kryguje. I świetnie! Pamiętam, że jak dawno temu trenowałem w Stanach, to każdy amerykański sportowiec mówił, że będzie mistrzem świata. Można było się z tego śmiać, ale prawda jest taka, że to podejście buduje człowieka, napędza go, daje mu pewność siebie. Ada ma sportową świadomość, zdaje sobie sprawę z tego, że jest bardzo mocna, że wiele potrafi, a do tego ma też świadomość, że musi spełnić określone warunki, żeby to się stało. To nie są czcze słowa, zapowiedzi Ady znajdują potwierdzenie w wynikach. Myślę, że to jak ona stawia sprawę napędza ją, napędza kibiców, powoduje, że wszyscy się tym interesujemy. O to chodzi, prawda?

Jasne!

- Po to nasi bohaterowie startują, żeby stawiali sobie najwyższe cele - bo o to przede wszystkim chodzi w sporcie - i przy okazji, żeby nam sprawiali przyjemność.

Powiedzmy jednak, że możemy mieć apetyty nawet na rekord świata Ady, ale rywalki będzie miała tak mocne, że trudno będzie jej te mistrzostwa wygrać. Naffisatou Thiam to dwukrotna mistrzyni olimpijska, dwukrotna mistrzyni świata i dwukrotna mistrzyni Europy w siedmioboju, która w pięcioboju ma życiówkę lepszą od Ady. A druga z Belgijek, Noor Vidts, w hali jest jeszcze lepsza od swojej rodaczki, w ubiegłym roku na HMŚ w Belgradzie ona miała złoto, a Ada srebro.

- Jedno zdanie bym tu powiedział - nie nazwiska startują. Zadecyduje poziom sportowy, a jeśli mówimy o zawodniczkach z życiówkami na poziomie bliskim rekordowi świata (Sułek 4860 pkt, Thiam 4904 pkt, Vidts 4929 pkt), to każdej z nich będzie o złoto bardzo trudno. One będą się biły na najwyższym poziomie, a więc szykuje nam się widowisko. Ale pamiętajmy też, że wielobój to sztuka unikania błędów - będzie trzeba się mocno skoncentrować jednego dnia na pięć konkurencji, a jeden błąd może wszystko zniweczyć. Jak się któraś z nich gdzieś pomyli, to może już nie mieć gdzie odrobić strat.

Byłoby jeszcze trudniej i jeszcze ciekawiej, gdyby to były halowe mistrzostwa świata, a nie Europy i gdyby do tego towarzystwa dołączyła Anna Hall. Ada to rocznik 1999, a Anna 2001, tymczasem przed chwilą, 16 lutego, otarła się o rekord świata, zdobywając 5004 pkt. To drugi wynik w historii, a skoro osiąga to tak młoda zawodniczka, to pytam czy twoim zdaniem jej możliwości są jeszcze większe niż Ady.

- To co ona zrobiła na 400 metrów jest przede wszystkim wykładnikiem jej możliwości [dwa dni po pięcioboju wygrała mistrzostwa USA ze świetnym czasem 51.03 s]. To jest ogromny talent. Jeżeli miałbym oceniać, to jest skala talentu równie wysoka jak u Ady, jeśli nie wyższa.

Ilu trenerów pomaga Adzie? Wiadomo, że prowadzi ją Marek Rzepka, ale podczas ubiegłorocznych MŚ w Eugene właśnie od niego się dowiedziałem, że w pracy nad rzutem oszczepem ktoś ich wspiera. Może dziś takiego wsparcia mają już więcej, może do sztabu dołączyli fachowcy od kolejnych konkurencji?

- Tam jest duży team, ale oparty przede wszystkim o psychologa Jana Blecharza. Ada ma też swoją fizjoterapeutkę, która jest jej ostoją. A Marek jest podstawą. W wieloboju trening wcale nie opiera się o pracę ze specjalistami od poszczególnych konkurencji. Ze swojej kariery pamiętam, że nawet jak miałem konsultantów, to zawsze te konsultacje się odbywały w obecności trenera Wieśka, który łapał najważniejsze elementy i później je u mnie wdrażał już podczas nieobecności tych specjalistów. Należy docenić rolę trenerów wspomagających, ale to się nie może dziać tak, że Ada na oszczep idzie z kimś innym, na kolejną konkurencję z jeszcze innych fachowcem, a Marek się wszystkiemu przygląda. On jest wiodącą postacią, on decyduje, które elementy do treningu w danym momencie dokłada.

Czy wy, działacze PZLA, i Ada Sułek wyjaśniliście już sobie wszystkie sprawy, które tego wymagały po MŚ w Eugene?

- Ja bym z tego nie robił zagadnienia. Sportowcy to młodzi, emocjonalni ludzie. Przeżywają ogromny stres, który gdzieś musi ujść. Ada jest coraz bardziej dojrzałą zawodniczką i pewnie coraz lepiej różne reakcje kontroluje. Wiadomo, że czasami jakieś wzajemne żale się pojawiają, ale myślę, że tu jest trochę jak w małżeństwie, czyli są momenty idealne, fenomenalne, ale są i takie, o których chciałoby się zapomnieć. Naprawdę nie koncentrowałbym się na tym zagadnieniu.

Pytam po prostu z nadzieją, że w Adzie nie ma już poczucia, że PZLA coś jej utrudnia. Naprawdę nie chciałbym, żeby znów stojąc przed dziennikarzami skarżyła się na związek.

- Nie wydaje mi się, żeby coś takiego mogło się wydarzyć, chociaż Ada to jest wulkan energii i emocji, ha, ha! Ale naprawdę istotne jest, żeby ona wygrywała, żeby się rozwijała, żeby ścieżką wzrostu szła do igrzysk w Paryżu i żeby tam zdobyła medal olimpijski.

Na ile polskich medali liczysz teraz w Stambule?

- Mamy ekipę trochę pokrojoną. To efekt kumulacji mistrzowskich imprez w poprzednim roku. Przez pandemię wszystko się poprzesuwało i mieliśmy w jednym sezonie mistrzostwa świata oraz mistrzostwa Europy. Dlatego wielu zawodników potrzebuje przerwy. Nie możemy traktować sprawy tak, że komuś tej przerwy odmówimy, że powiemy "przecież to tylko jeszcze jeden start, nic by się nie stało". Taki start to jest naprawdę ogromne obciążenie psychiczne dla zawodnika. Dowodem, najbardziej jaskrawym, jest nieobecność Armanda Duplantisa. Przecież on jest na takim poziomie, że przyjechałby, oddałby dwa skoki i by to w cuglach wygrał. A jednak go nie ma.

U nas brak wielu znanych i utytułowanych postaci to szansa dla młodych. Mamy zdolne biegaczki, na różnych dystansach. Jestem bardzo ciekaw, jak się spisze sztafeta 4x400 m. Z jej głównego składu mamy Anię Kiełbasińską, która pewnie powalczy o medal indywidualnie. Mamy starych lisów jak Piotrek Lisek, który skacze coraz lepiej. Jest Ewa Swoboda. W sumie te mistrzostwa mogą nam w medale nie obrodzić, mamy tego świadomość, nie nastawiamy się na nie wiadomo jaki boom. Ale wierzę, że będą niespodzianki. A one zawsze medale najmniej spodziewane dają mnóstwo radości.

W Stambule jest w ogóle atmosfera radości, sportowego może nie aż święta, ale fajnego wydarzenia? Czytałem w depeszy PAP wypowiedź Kajetana Duszyńskiego zdziwionego, że po strasznych trzęsieniach ziemi Turcja mimo wszystko te mistrzostwa robi.

- Absolutnie nie czujemy tu tego, czego można było się spodziewać, czyli atmosfery wielkiego przygnębienia. Przyjechaliśmy do kraju, który faktycznie ma ogromne problemy. W wyniku trzęsień ziemi w Turcji i Syrii zginęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi [ponad 50 tysięcy], do tego w Turcji są duże problemy gospodarcze. Ale my czujemy się jak na każdych mistrzostwach - mamy hotel, mamy halę, jesteśmy tu kilka dni i de facto po mieście nie chodzimy. Pewnie dlatego to wszystko nie jest odczuwalne. Chociaż w środę wyszedłem do centrum handlowego, bo mam trochę więcej czasu niż zawodnicy, i widziałem, że życie normalnie płynie.

Więcej o: