Maria Andrejczyk występuje przeciw molestowaniu. "Tak. Wielokrotnie tego doświadczyłam"

- Powiem szczerze: nie wiem, jak jest. Ortopeda, który prowadzi mój bark od paru ładnych lat, mówi, że są takie uszkodzenia, które każą mi się pogodzić z bólem. Ale też zapewnia mnie, że cały czas mogę swojemu barkowi ufać - mówi Maria Andrejczyk. Wicemistrzyni olimpijska po nieudanym roku 2022 na szczęście nie musiała przejść już piątej operacji w karierze i teraz zaczyna przygotowania do następnego sezonu.

Maria Andrejczyk to 26-letnia oszczepniczka, która błysnęła już na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku. Tam świetnym rzutem na 67.11 m wygrała eliminacje, a w finale zajęła czwarte miejsce, tracąc tylko 2 cm do trzeciej Barbory Spotakovej.

Zobacz wideo Tak Kiełbasińska poradziła sobie z nieprzyjemną sytuacją

W 2018 roku w zatokach Andrejczyk zdiagnozowano kostniakomięsaka. Do pozbycia się go potrzebna była operacja. Andrejczyk mimo młodego wieku przeszła już cztery różne operacje. W najgorszym stanie jest jej bark. Mimo ciągłych kłopotów z nim w 2021 roku Maria została wicemistrzynią olimpijską w Tokio. Ale w 2022 roku bark nie pozwalał jej już niemal na nic. Na mistrzostwach świata w Eugene Andrejczyk odpadła w eliminacjach. A krótko po nich zrezygnowała z dalszych startów, między innymi z udziału w mistrzostwach Europy w Monachium.

Łukasz Jachimiak: "Nastrój mam taki, jak tę bluzę: żałobny" - dwa miesiące temu po eliminacjach MŚ w Eugene stanęłaś przed nami ubrana na czarno i właśnie tak powiedziałaś. A jaki masz nastrój dzisiaj, na starcie przygotowań do nowego sezonu?

Maria Andrejczyk: Martwisz się, czy to nadal nastrój żałobny?

Mam nadzieję, że zupełnie inny. Że powiesz, że jest dobrze.

- Jest lepiej. Znacznie lepiej. Potrzebowałam czasu dla siebie. Wiele rzeczy się wydarzyło i nie sądziłam, że aż tak mnie to wszystko wbije w siedzenie. Ale ruszam z nową motywacją, na starcie przygotowań zdecydowanie bardziej wierzę, że będzie dobrze niż wierzyłam w minionym sezonie.

Rozumiem, że w siedzenie wgniatały cię głównie problemy ze zdrowiem? Pamiętam, jak w Eugene mówiłaś, że może znów będziesz musiała przejść operację barku i dodawałaś od razu "Możliwe, że to byłby koniec mojej kariery". Jak jest teraz?

- Powiem szczerze: nie wiem, jak jest. Ortopeda, który prowadzi mój bark od paru ładnych lat, mówi, że są takie uszkodzenia, które każą mi się pogodzić z bólem. Ale też zapewnia mnie, że cały czas mogę swojemu barkowi ufać. Wierzę, że zrobię taki trening, dostanę takie ćwiczenia, że wszystko będzie tak przemyślane, żebym znowu mogła daleko rzucać.

Kolejna operacja - już piąta w twojej karierze - nie była konieczna? Wystarczyło wyciszyć ten bark, dać mu porządnie odpocząć?

- Przede wszystkim trzeba trenować w inny sposób. Wiem, jak mój bark wyglądał przez lata treningów, wiem, że to wszystko było nie tak, jak powinno być. W minionym sezonie płaciłam za błędy. Ale zapłaciłam, biorę to na klatę, to jest moje życie i idę dalej. Mocno walczę, żeby coś z tego wyrzeźbić.

Tobie fizycznie największą krzywdę zrobił rewelacyjny rzut na 71.40 m, prawda? I to jest paradoks, bo na pewno oddanie trzeciego rzutu w historii konkurencji pokazało ci, jak niesamowite masz możliwości i bardzo ci dodało wiary w siebie na kilka miesięcy przed igrzyskami, ale zdrowotnie przez ten rzut ty ledwo do igrzysk dociągnęłaś. "Od razu po nim popękały mi wszystkie mięśnie" - powiedziałaś nam w Eugene.

- Tak było, niestety. To wszystko mi pokazało te kwestie, o których już wcześniej trochę wiedziałam. W moich przygotowaniach nigdy nie było kolorowo, zawsze coś mi się działo, pojawiały się kontuzje. A przed igrzyskami trzymała mnie tylko determinacja. Chciałam tam wystąpić za wszelką cenę. Do teraz przekonuję się, jak wielka to była cena. Ale mam olimpijski medal, więc nie żałuję. Sport na tym poziomie nigdy nie wybacza.

Kiedy ostatni raz rzuciłaś oszczepem? Krótko po MŚ ogłosiłaś, że w 2022 roku już nie dasz rady wystartować, choć była jeszcze Diamentowa Liga w Chorzowie i były mistrzostwa Europy w Monachium. Po Eugene już nie byłaś w stanie rzucić ani razu?

- Jeszcze próbowałam, rzucałam jeszcze parę razy na treningach, ale organizm mi w ogóle nie podawał, nic się nie składało. Próbowałam się nie poddawać, pojechałam do Chorzowa z zamiarem wystartowania w Diamentowej Lidze, ale dzień przed mityngiem złapała mnie tak wysoka gorączka, że wróciłam do domu, uznając, że nie chcę tam robić szpitala. To był gorzki koniec gorzkiego sezonu.

Teraz jesteś w Finlandii na początku przygotowań do nowego sezonu. I barku jeszcze pewnie rzutami nie testujesz?

- Nie, teraz pod Kuusamo robię bazę kondycyjną, buduję wydolność organizmu. Mam tu bardzo fajną grupę, dostaję mnóstwo motywacji. Ludzie są dla mnie bodźcem, którego bardzo potrzebowałam, a długo nie miałam. Tu pracuję z ludźmi w podobnym do mnie wieku i będącymi na podobnym poziomie. A dotąd przez całe życie trenowałam sama. To była walka w samotności i w pewnym momencie było mi już zajebi*** ciężko. Ile mogłam dłużej męczyć swojego biednego narzeczonego i rodzinę? Znalazłam się w grupie, w której są inni waleczni ludzie i teraz czuję od nich naprawdę fajny puls energii.

Jak duża jest ta grupa i z kim ze światowej czołówki w niej jesteś?

- Możemy mówić raczej o czołówce europejskiej. W grupie jest między innymi Toni Kuusela [piąty zawodnik tegorocznych ME]. Zależało mi na tym, żeby mieć sparingpartnerów i oni się w tej roli świetnie sprawdzają.

A czy masz tam też zapewnioną pełną opiekę medyczną? Po zdobyciu olimpijskiego srebra mówiłaś, że w drodze do Tokio wydałaś dużo pieniędzy na fizjoterapeutów, bo Polski Związek Lekkiej Atletyki nie zawsze ci ich zapewniał.

- Medal olimpijski oczywiście wszystko zmienił. Od tego momentu przysługuje mi fizjoterapeuta i przez całą zimę współpracowałam z Patrykiem Ocypą. A w Finlandii mam fizjoterapeutkę, która specjalizuje się w pracy z oszczepnikami, ma naprawdę wielką wiedzę. To mi wystarczy.

Twój pobyt w Finlandii opłaca PZLA? Czy nie opłaca i dołączasz do grona zawodników narzekających na związek?

- Muszę przyznać, że na początku miałam spore obawy, jak to wszystko będzie wyglądało, bo w końcu do zmiany doszło w trakcie sezonu przygotowawczego i myślałam, że będę musiała radzić sobie sama. Jednak naprawdę związek stanął na wysokości zadania, otrzymałam wszelkie wsparcie i niezbędną pomoc, a dyrektor sportowy Krzysztof Kęcki wykazał się dużym zrozumieniem. Nikt nie oceniał decyzji i od razu zrobiono wszystko, by pomóc mi jak najsprawniej przeprowadzić zmianę. Jestem za to naprawdę wdzięczna. Pierwsze zgrupowanie w Finlandii opłaciłam sobie sama, żeby sprawdzić, czy to na pewno jest to. Taka była umowa z PZLA, ale od kolejnego zgrupowania wszystkie koszty wziął już na siebie związek. Jestem po rozmowie z dyrektorem Kęckim i mam zapewnienie, że nic się w tym temacie nie zmieni. Do Finlandii naprawdę nie przyjeżdżam tak często. Rzadziej tu jestem niż byłam na zgrupowaniach w Polsce.

Czyli to nie jest tak, że wiosną przeprowadziłaś się do Finlandii. Nadal mieszkasz w Polsce, na Suwalszczyźnie?

- Jak najbardziej. Nigdzie się nie wyprowadziłam.

Przeglądając twoje media społecznościowe, mam wrażenie, że gdybyś mogła, chętnie pomieszkałabyś dłużej w Norwegii. Wybrałaś nietypowy kierunek na wakacje.

- Ale z całego serca go polecam. Norwegia jest przepiękna. Świetny odpoczynek dla kogoś, kto tak jak ja, nie przepada za leżeniem na plaży. Ja nie lubię odpoczywać w taki sposób, że nic nie robię. Oboje z narzeczonym marzyliśmy o podróżowaniu po Norwegii. Zakochałam się w niej i na pewno będę tam wracała.

Co polecasz najbardziej?

- Warto zrobić sobie krótką objazdówkę po fiordach. A jak ktoś ma jeszcze chwilę, to polecam, żeby się wybrał na Drogę Trolli - Trolltungę [formacja skalna na wysokości 1100 m n.p.m]. Dojście do tego pięknego miejsca po 10 kilometrach wędrówki daje ogromną satysfakcję.

Widziałem, że satysfakcję czerpałaś i ładowałaś baterie również w przedszkolu.

- Tak, super było! Dzieciaczki były niesamowicie energetyczne.

Jak się załatwia wizytę wicemistrzyni olimpijskiej w przedszkolu? Bo to chyba nie jest placówka, do której sama chodziłaś jako dziecko i wróciłaś z sentymentu?

- To proste: pani z przedszkola odezwała się do mnie na Facebooku, zapytała, czy może przypadkiem jestem w Suwałkach i czy bym nie wpadła trochę dzieciaczkom poopowiadać o sporcie i trochę poczytać bajek. A że ja uwielbiam takie spotkania, to z przyjemnością przyjęłam zaproszenie.

Podejrzewam, że dostałaś od dzieciaków ciekawsze pytania niż dostajesz od dziennikarzy.

- Wiadomo, że były zaintrygowane, że były wpatrzone w moje medale, a nawet w kolce lekkoatletyczne. Widzę, że dzieciaki lgną do sportu. Super, że coraz więcej rodziców posyła dzieci na różne zajęcia, że daje im możliwość wszechstronnego rozwoju. Powiem ci, że w przedszkolu było tak fajnie, że mogłabym siedzieć z tymi maluchami przez cały dzień!

Może kiedyś zostaniesz przedszkolanką?

- Na taką codzienną pracę z dziećmi chyba by mi nie starczyło cierpliwości. Panie przedszkolanki to naprawdę złote kobiety. Podziwiam je.

Widzę, że właśnie występujesz w imieniu wszystkich kobiet - jako ambasadorka kampanii Loreal przeciw molestowaniu w miejscach publicznych. Robisz to ze względu również na swoje doświadczenia?

- Tak, wielokrotnie tego doświadczyłam. Tak samo jak wiele moich przyjaciółek.

O czym konkretnie mówisz?

- O mało kulturalnych komentarzach i zaczepkach. Nawet nie będę ich przytaczać. Ale pamiętając je, bardzo chętnie wzięłam udział w szkoleniu, jak reagować, jak pomagać. Niestety, widzę, że w moich social mediach pojawiają się różne komentarze. Wielu ludzi podchodzi do tego niesamowicie cynicznie. To mnie bardzo smuci, bo ta akcja jest bardzo potrzebna, bardzo bym chciała, żeby jak najwięcej osób dowiedziało się, jak reagować. Ale widzę, że wielu komentującym akcja się nie podoba. Piszą, że za chwilę już nawet za spojrzenie ktoś będzie wzywał policję. A my wyraźnie wyjaśniamy w krótkim szkoleniu, jak reagować przeciw naprawdę złym zachowaniom. I nie mówimy o telefonach na policję. Mówimy o bezpiecznych, dobrych, kulturalnych reakcjach, którymi komuś możemy pomóc.

Jakie to są reakcje?

- Jeżeli widzimy, że ktoś jest molestowany, że w stronę jakiejś kobiety czy jakiegoś mężczyzny - bo i tak się przecież zdarza - są kierowane obrzydliwe teksty, to możemy na przykład zbić z tropu tego, kto to robi. Jak? Zwracając się do osoby atakowanej z czymkolwiek, na przykład z pytaniem o godzinę albo o drogę. Jeżeli jesteśmy bardziej odważni, to powiedzmy do agresora: "to co pan/pani mówi, nie jest w porządku, proszę przestać". Warto też zacząć nagrywać sytuację telefonem. A najistotniejsze jest wsparcie po. Nękanej osobie warto poświęcić chwilę, zostać z nią, nie zostawić jej samej. Brak wsparcia od otoczenia jest najgorszy. Udawanie, że nie widzimy, że skoro to nie nas ktoś zaczepia, to tego nie ma, jest czasem gorsze niż sam akt molestowania. Róbmy podstawowe rzeczy, które możemy zrobić, żeby komuś pomóc. Ja wiem, że to nie jest łatwe. Sama będąc młodszą dziewczyną wielokrotnie takim sytuacjom się przyglądałam i nie reagowałam, bo bałam się i nie wiedziałam jak.

Teraz działam. I chociaż trochę się tym hejtem przejmuję, to wiadomo, że będę robiła to, o czym jestem przekonana, że jest dobre i potrzebne. I bardzo się cieszę, że mam takiego partnera w kampanii, który uważa tak samo i razem ze mną bierze w tym udział.

Trudno ci z hejtem, bo doświadczasz go chyba po raz pierwszy? Popatrz: przeszłaś cztery operacje, uporałaś się z nowotworem i doszłaś do olimpijskiego srebra. Za to jesteś podziwiana. To srebro oddałaś na licytację, żeby zebrać pieniądze na operację chorego chłopca i za ten gest wszyscy cię bardzo cenimy. A teraz robisz coś ważnego społecznie, ale to jednocześnie jest podciągane pod jakąś źle pojmowaną poprawność polityczną i jest pewnie uważane za przesadę.

- Zgadza się. I byłam świadoma, że to jest taki temat, który przyciągnie grupę ludzi atakujących wszystkich, którzy mają inne spojrzenie na świat, inne poglądy. Najlepszą opcją jest ignorowanie tych ludzi. Na pewno nie będę się wdawała w dyskusje z użytkownikami z dziwnych, fejkowych kont i tych, którzy tak naprawdę nawet nie mają pojęcia, o czym ja mówię, bo nie chce im się zapoznać z tematem. Na początku było mi trochę przykro, że ci ludzie się tak odzywają, bo zaangażowałam się w promowanie czegoś, co naprawdę wszystkim się przyda.

"Cieszę się, że dostaję po dupie, bo to też się przydaje" - tak powiedziałaś, podsumowując swój sezon 2022. Czy teraz masz w sobie raczej obawy, czy raczej już myślisz, że latem przyszłego roku będą mistrzostwa świata w Budapeszcie i że wtedy chciałabyś wrócić na podium?

- Oczywiście, że mam swoje cele i one są znacznie bardziej klarowne, przejrzyste niż były przed poprzednim sezonem. Jest różnica, zdecydowanie! Mam w sobie znacznie więcej głodu, determinacji, motywacji. Ale też zdecydowanie muszę odzyskać zaufanie do swojego organizmu, zaufanie do barku. Wiem, że mogę to zrobić tylko bardzo ciężką pracą i dobrze dobranymi ćwiczeniami. Część z nich dostałam już w poprzednim sezonie, zaraz po przejściu do nowego trenera. Ale w parę tygodni nie dało się naprawić wszystkich błędów z paru miesięcy. Zwłaszcza, że mentalnie było bardzo trudno. Był ból i psychicznie nie byłam w stanie tego wszystkiego pociągnąć. A teraz bardzo dobrze zrobił mi czas ostatnich dwóch miesięcy, który mogłam spędzić w spokoju. Dużo kwestii przemyślałam, dużo rzeczy zdrowotnie wyprostowałam i mam nadzieję, że to wszystko będzie procentować. Głęboko wierzę, że w przyszłym sezonie mój oszczep będzie latać 60+. Ale nie chcę mówić, jak bardzo +, bo równie dobrze może nie być kolorowo.

Pokora.

- Sama prawda. Sport jest brutalny i nieprzewidywalny. To, czego ja chcę, to jedna kwestia, ale drugą, najważniejszą, jest, jak bardzo uda mi się na to popracować, na ile z głową będzie współpracowała reszta organizmu.

Życzę ci tylko i aż zdrowia. Bo jeśli będziesz je miała, to resztę ogarniesz.

- No tak, prawda. Dziękuję bardzo!

Więcej o: