Zaczęła Anna Kiełbasińska, skończyła Natalia Kaczmarek. Brązowa i srebrna medalistka mistrzostw Europy w Monachium były najmocniejszymi punktami polskiej sztafety 4x400 m. Na drugiej zmianie pobiegła Iga Baumgart-Witan, na trzeciej Justyna Święty-Ersetic. Zwłaszcza formy Justyny, będącej po kontuzjach i po chorobie, zabrakło do złota. Ale to nic nie szkodzi. Naprawdę nic. W Monachium bilans zysków i strat zdecydowanie wychodzi na plus. A nawet na trzy wielkie, medalowe plusy.
Niecały miesiąc temu w Eugene w wyniku potężnego zamieszania wewnątrz ekipy Kiełbasińska odmówiła biegania w eliminacjach sztafety mieszanej. W efekcie koleżanki się na nią obraziły, atmosfera się całkowicie zepsuła i to się przełożyło na późniejszą wpadkę klasycznej, damskiej sztafety.
- Możemy tylko przeprosić siebie, koleżanki, trenera i kibiców, że wyszło tak, jak wyszło. Same siebie trochę rozpieściłyśmy corocznymi medalami. Pokazywało to, jak silne jesteśmy. Potknięcia zdarzają się również najlepszym. Tym razem my się potknęłyśmy i upadłyśmy z hukiem - mówiła Baumgart-Witan, gdy Polki odpadły w eliminacjach. - Ale podniesiemy się z jeszcze większym hukiem - obiecywała Święty-Ersetic.
Żeby się podnieść, trzeba było najpierw uczciwie popatrzeć na upadek i wyciągnąć wnioski. - Tak, za dużo było złej energii na tym wyjeździe - od razu przyznawała Małgorzata Hołub-Kowalik.
Ona i w Eugene, i w Monachium biegała w eliminacjach (tak samo jak Kinga Gacka). W Monachium one wszystkie już tylko biegały, już się nie kłóciły. Kiełbasińska i Kaczmarek po indywidualnym finale serdecznie sobie pogratulowały, razem pozowały do zdjęć, razem fetowały medale. A Święty-Ersetic pytana przez jednego z dziennikarzy o wydarzenia z USA ucięła, stwierdzając, że co się stało w Eugene, zostało w Eugene.
W Eugene skończyła się medalowa seria tej ekipy. To było być może najlepsza seria w naszym współczesnym sporcie. A wyglądała tak:
Po wpadce z Eugene teraz mamy srebro i być może mamy początek nowej serii. Trochę szkoda, że Polki nie zdobyły złota, bo to byłby idealny powrót na dobre tory. Tym razem za szybkie okazały się Holenderki z najlepszą Femke Bol na ostatniej zmianie (wygrała w Monachium 400 m indywidualnie i w sztafecie a do tego jeszcze 400 m przez płotki). Ale zostawmy "trochę szkoda" na inne okazje.
- Mistrzostwa Europy są nam bardzo potrzebne, żeby oczyścić atmosferę, powalczyć i udowodnić coś sobie i kibicom - mówiła w Eugene Hołub-Kowalik. W Monachium nasze multimedalistki i oczyściły atmosferę, i udowodniły sobie oraz nam, że wciąż można na nie liczyć.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!