"Byliśmy w Jekaterynburgu razem z synem. Po sobotnim zwycięstwie Spartaka nad Uralem zostaliśmy dzień dłużej, by zobaczyć miasto, ale wszystko pokrzyżował upał" - to jeden z komentarzy pod tekstem o śmierci 37-letniego Iljasa Malenkowa, rosyjskiego biegacza-amatora, który w niedzielę brał udział w zawodach Europa - Azja w Jekaterynburgu. "Tu zawsze w sierpniu jest tak gorąco", "trzy lata temu podczas maratonu było podobnie, jak nie gorzej" - czytamy dalej w komentarzach.
Komentarzy wcale nie ma zbyt wiele, bo Rosjanie w mediach nie rozpisują się o tej tragedii. Organizatorzy imprezy też wyłączyli możliwość dodawania postów m.in. na Instagramie czy VK, czyli rosyjskim odpowiedniku Facebooka, gdzie o śmierci poinformowano w poniedziałek po południu. "Składamy najszczersze kondolencje rodzinie, bliskim i przyjaciołom Iljasa Malenkowa. Iljas wziął udział w wyścigu na dystansie 10 km. Po drodze poczuł się źle. Został natychmiast przetransportowany do Centralnego Szpitala nr 1 w Jekaterynburgu. Był w stabilnym stanie. Niestety zmarł w szpitalu" - napisali organizatorzy.
Po czym od razu dodali: "Warto zauważyć, że Iljas brał udział w zawodach biegowych nie po raz pierwszy. I tym razem przed startem przeszedł badania lekarskie oraz zgodnie z regulaminem imprezy przekazał organizatorom zaświadczenie lekarskie o dopuszczeniu do biegu. Jeszcze raz składamy kondolencje żonie i synowi zmarłego, a także wszystkim jego bliskim".
- Szkoda faceta, był miły i poukładany. Zostawił czteroletniego synka. Teraz zbieramy na zorganizowanie pogrzebu - mówią znajomi Malenkowa. Cytuje ich anonimowo prokremlowski tabloid "Komsomolskaja Prawda", który jako pierwszy poinformował o śmierci biegacza. - Bystry, sympatyczny, opiekuńczy. Kochał syna i żonę - dodają jego krewni, którzy podkreślają, że Malenkow prowadził zdrowy tryb życia. Nie tylko biegał, ale też grał w piłkę nożną, wędkował, wędrował po lesie, a w 2014 roku niósł także olimpijski znicz przed igrzyskami w Soczi. Słowem: był zdrowym i wysportowanym mężczyzną.
Ta tragedia wstrząsnęła bliskimi, ale jeszcze w poniedziałek rano organizatorzy imprezy byli zaskoczeni śmiercią Malenkowa. Twierdzili, że nikt się z nimi w tej sprawie nie kontaktował. A tak przynajmniej pisze "Komsomolskaja Prawda", gdzie czytamy, że w niedzielę nie tylko Malenkow, ale też cztery inne osoby trafiły do szpitala. W sumie podczas imprezy o pomoc medyczną poprosiło aż 40 biegaczy.
"Europa - Azja" to cykliczna impreza biegowa, która po raz pierwszy odbyła się w 2015 r. Jej nazwa nie jest przypadkowa, bo Jekaterynburg to rosyjskie miasto, które stanowi umowną granicę między Azją a Europą. W niedzielę można było tam sprawdzić się nie tylko w maratonie, półmaratonie czy biegu na 10 km, ale też na 400 metrów. Tylko że to nie dystans tutaj był problemem, a warunki pogodowe, czyli uciążliwy upał. A być może także trasa samego maratonu, na co zwracają uwagę użytkownicy VK. Na grupie "incydent w Jekaterynburgu" dziwią się, że impreza nie została zorganizowana na zalesionych i parkowych terenach, których przecież w mieście i jego okolicach jest pełno, a w pełnym słońcu, w środku dnia, na dodatek na rozgrzanym jak piec betonie i asfalcie.
"To było piekło. Tego dnia całe miasto paliło się w słońcu" - pisze jeden z użytkowników VK. Drugi wprost krytykuje organizatorów: "Jesteście skończonymi idiotami. Przecież latem zawsze tutaj jest gorąco. Dlaczego nikt nie pomyśli, by zrobić wtedy nocny maraton albo przynajmniej taki, który zaczyna się o 20. Nie dość, że pewnie mielibyście więcej chętnych, to jeszcze biegacze w ciągu dnia nie paraliżowaliby całego miasta. Niech ktoś się w końcu nad tym zastanowi".
- Regulamin maratonu mówi jasno, że bieg można przełożyć, kiedy jest powyżej 35 stopni Celsjusza. Gdyby było, moglibyśmy podjąć decyzję o przełożeniu imprezy, ale by to zrobić, musiała istnieć tego typu siła wyższa. Teraz łatwo jest powiedzieć: "było gorąco". No było, ale to wcale nie był szalony upał. Poza tym impreza jest zatwierdzana przez administrację Jekaterynburga. Przybycie sportowców, komentatorów, prezenterów czy praca organów ścigania są zaplanowane na rok, czy pół roku wcześniej - broni się dyrektor imprezy Andriej Utkin, którego cytuje "Komsomolskaja Prawda".
Utkin dodaje, że nigdy nie da się wszystkiego przewidzieć, ale zawsze na trasie jego imprezy są lekarze i służby medyczne. - Zawsze też upewniamy się i żądamy zaświadczeń lekarskich. Od tego uczestnika też dostaliśmy. Wynika z niego, że był zdrowy - tłumaczy Utkin. I dalej się broni: - Nie można też mówić, że tragedię spowodowały wysokie obciążenia, bo Malenkow biegł w tempie 5 minut i 44 sekundy na kilometr. To poziom amatorski, nie przeciążał się. Do tego dystans 10 km też nie powinien być dla niego problemem, bo wcześniej zdarzyło mu się ukończyć półmaraton, a nawet maraton.
Utkin zachowuje się tak, jakby w ogóle nie poczuwał się do żadnej odpowiedzialności. Albo przynajmniej nie potrafił powstrzymać się od dziwnych komentarzy na temat zmarłego Malenkowa. - Cóż, nie był gotowy na taki los. Ale ludzie nie są nieśmiertelni. Nic już nie zrobimy - mówi.
Malenkow na co dzień pracował na kolei w obwodzie swierdłowskim. Wstępne raporty sugerują, że przyczyną jego śmierci był udar cieplny. Zmarł w poniedziałek około 8 rano. Już po tym, jak z 41-stopniową gorączką trafił do szpitala, gdzie zapadł w śpiączkę. Rosyjski dziennik "Sport Express" podaje, że sprawa wciąż jest badana przez śledczych z obwodu swierdłowskiego, którzy na razie powstrzymują się od komentarzy. Od tych nie powstrzymuje się jednak gazeta, która zwraca uwagę, że tego typu tragedie zdarzają się podczas maratonów w Bostonie czy Nowym Jorku. Że to problem globalny i rzadko zdarza się, że masowy maraton nie kończy się hospitalizacją uczestników, którzy dobrze nie obliczyli swoich sił. A kilka razy w roku kończy się to taką tragedią, do jakiej w miniony weekend doszło w Jekaterynburgu.