Tegoroczny Memoriał Kamili Skolimowskiej miał zupełnie inne znaczenie niż poprzednie. Rywalizacja na Stadionie Śląskim po raz pierwszy była częścią prestiżowego cyklu Diamentowej Ligi, w którym rywalizują najlepsi lekkoatleci świata. To przyciągnęło do Chorzowa wielkie nazwiska, a zgromadzeni kibice mogli obserwować między innymi rekordzistę świata w skoku o tyczce, Armanda Duplantisa.
Także w konkursie pchnięcia kulą mężczyzn, nie zabrakło wielkich zawodników, a walkę o zwycięstwo mieli stoczyć między sobą Joe Kovacs i Tom Walsh. Do rywalizacji przystąpili również Michał Haratyk, Jakub Szyszkowski i Konrad Bukowiecki. Ten ostatni po zawodach nie krył poirytowania i złości na organizatorów. - Generalnie konkurs tak się przeciągał, że dramat. Druga sprawa, kluczowa, jest taka, że nie została dopuszczona moja kula, więc musiałem pchać kulą większą. Nie tą, do której jestem przyzwyczajony o zupełnie innej średnicy. I po prostu nie mogłem trafić żadnego pchnięcia, bo kula mi uciekała. Mam nadzieję, że zaraz człowiek, który nie dopuścił mojej kuli, to mi wytłumaczy. Dwa tygodnie temu na MŚ wszystko było w porządku, ale oczywiście w Polsce musimy mieć z tym problem. Jak zwykle - powiedział kulomiot.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Srebrny medalista poprzednich mistrzostw Europy przygotowuje formę na tegoroczny czempionat w Monachium. - Dzisiejszy wynik zupełnie nie odzwierciedla mojej formy. Za dwa dni startuję na Węgrzech i mam nadzieję, że tam będą normalni sędziowie i mój sprzęt przejdzie normalną weryfikację. Jeśli ktoś nigdy nie pchał kulą, to pewnie nie zrozumie, jaką różnicę potrafi zrobić raptem pięć milimetrów na średnicy - dodał 25-latek. Najlepszy w sobotnim konkursie okazał się Amerykanin Kovacs, który zwycięstwo zapewnił sobie w ostatniej próbie, posyłając kulę na odległość 21.79 m. Drugie miejsce zajął Walsh, a podium uzupełnił Josh Awotunde. Haratyk rywalizację zakończył na 5. pozycji, a Szyszkowski był 8.