Epokowe skoki Duplantisa. "Urodzony, by latać". "Jest nasz, jest całego świata"

Łukasz Jachimiak
Życie dzieli z modelką ze Szwecji. Bo kocha jej szwedzki urok. Poza tym jeździ tylko szwedzkimi autami, a gdy śpiewa szwedzki hymn, to chce, by Szwedzi patrzyli mu na usta. Armand Duplantis urodził się w USA, przez większość życia bił rekordy dla USA, ale zmienił barwy i chyba bywało, że żałował. Na MŚ w Eugene żałować nie musi. Tu wszyscy zdają się pytać: cóż, że ze Szwecji?

Armand Duplantis ma 22 lata, ma cztery bezwzględne rekordy świata (bez podziału na halę i stadion - po prostu chodzi o kolejne wysokości lepsze niż wszystkie poprzednie w historii), ma złoto olimpijskie i złoto mistrzostw Europy.

Zobacz wideo Pia Skrzyszowska: Celuję w finał i liczę na poprawienie rekordu życiowego

Armand Duplantis nie ma jeszcze tylko złota mistrzostw świata. Reprezentant Szwecji po ostatnią wielką rzecz przyjechał do domu. No może nie w sensie ścisłym, bo nie wywodzi się z Eugene, nie jest z Oregonu. Ale to chłopak z Lafayette w Luizjanie. To Szwed, ale amerykański. Tak go nam przedstawiano już dawno temu. Jeszcze gdy był złotym dzieckiem widywanym tylko przez ludzi z tyczkarskiego światka.

Znany przez wsystkich Mondo był już na poprzednich mistrzostwach świata. Trzy lata temu debiutował. W Dausze był drugi, przegrał z Samem Kendricksem, wygrał z Piotrem Liskiem. Drugie miejsce Duplantisa było niespodzianką, bo już rok wcześniej skakał 6.05 na ME w Berlinie.

Gdyby teraz znów na mistrzostwach z kimś przegrał, byłaby to największa sensacja. W 2022 roku poza nim jeszcze tylko Christopher Nielsen przeskoczył sześć metrów. Ale między 6.05 Amerykanina a 6.20 Szweda z Ameryki jest przepaść.

Byłoby coś przewrotnego w tym, że urodzony w Ameryce Duplantis na jedyne brakujące złoto w swojej karierze musiałby czekać dalej, bo w Eugene pokonałby go Amerykanin, tak jak Amerykanin pokonał go w Dausze. Ale nie, to się nie wydarzy. To jest niemożliwe!

"Zostanie z nami do końca świata i o jeden dzień dłużej"

- Siedzisz przed telewizorem, patrzysz jak Armand skacze 6.20 m i co myślisz? To jest "Kurde, już nigdy nie da się z nim wygrać!" czy raczej kalkulujesz, że już też skakałeś wysoko i nadzieja nie umiera? - pytaliśmy w marcu Piotra Liska. Wtedy Mondo wygrał halowe MŚ w Belgradzie. A do złota dorzucił sobie kolejny rekord świata. Natomiast Lisek siedział w domu, bo na mistrzostwa się nie zakwalifikował.

- Gdybym był piłkarzem, to powiedziałbym, że piłka jest cały czas w grze. To jest sport, tu nie ma takiej sytuacji, że się z kimś nie da wygrać. I naprawdę fajnie, że mamy Mondo. Dzięki niemu coraz więcej ludzi na świecie zauważa, jak świetną konkurencją jest skok o tyczce. A z tym Mondo, chociaż jest doskonały, na pewno da się wygrać. Zawsze znajdzie się ktoś jeszcze większy - odpowiadał nam Lisek.

- Tylko za ile lat? - dopytywaliśmy. "Bo to są skoki epokowe, Duplantis tu i teraz jest nie do dogonienia" - zauważaliśmy.

- To prawda. On jeszcze długo nie skończy skakać, ale gdyby nagle uznał, że dziękuje i chce się zająć czymś innym, to i tak zostanie z nami do końca świata i o jeden dzień dłużej. On się już na zawsze zapisał na kartach historii. Jest niesamowity - zgadzał się Lisek.

Mondo znaczy świat. On jest nasz

Urodzony w listopadzie 1999 Duplantis już jest jedną z najważniejszych postaci w mającej 110 lat historii skoku o tyczce. Wzniósł ten sport na niebotyczny poziom. A i tak poprzeczki zawieszane wciąż wyżej i wyżej pokonuje z takim przewyższeniem, że patrzysz, robisz wielkie oczy i chcesz jeszcze. Nieważne czy jesteś ze Szwecji, czy z USA. Czy skądkolwiek.

Mondo jest tak naprawdę nasz. Jest wszystkich. Mondo to znaczy świat. Taki pseudonim nadał chłopcu albo jego wujek, albo (brzmi bardziej prawdopodobnie, ale wersje są różne) jeden z włoskich kolegów Duplantisa seniora. Czyli Grega Duplantisa, byłego skoczka o tyczce z USA, dziś prawnika. Byłego skoczka ze świetną jak na XX wiek życiówką na poziomie 5.80 m.

Ale Mondo to syn nie tylko swojego ojca. Świetne geny zawdzięcza też mamie, Helenie Hedlund, szwedzkiej wieloboistce, która mając 20 lat przyleciała do Luizjany na studia.

Monika Pyrek wiedziała, że tak będzie

Ta historia jest jednak o tym, że geny to nie wszystko. One na pewno nie przeszkodziły. Jednak kluczowa była miłość rodziców do sportu wpajana dzieciom od samego początku. Mondo mógł sobie postanowić, że będzie rekordzistą świata w skoku o tyczce już gdy miał cztery lata, bo już wtedy ten sport trenował. I to w jakiej grupie! Trenerem był ojciec, wyczynowiec. Sparingpartnerem - brat. Starszy aż o sześć i pół roku (dziś bejsbolista z amerykańskiej MLB). Równanie do kogoś takiego jest na tak wczesnym etapie życie niemożliwe. Ale próby takiego równania - mądrze poprowadzone - mogą być bezcenne.

Chłopcy, ich jeszcze jeden brat (starszy od Mondo o trzy lata) i najmłodsza z rodzeństwa siostra w lekkoatletykę bawili się w przydomowym ogrodzie. Tam powstała skocznia, na której Mondo nauczył się wszystkiego, czym teraz zachwyca świat. Wszystko, w czym jest najlepszy to szybkość, technika i odwaga. To pewność wynikająca z tego, że po prostu robi to, co robił zawsze, czym się bawił.

Siedmioletni Armand skakał 2.33 m. 12-letni - 3.97 m. 15-letni - już 5.30 m. On rok po roku bił jakiś rekord świata. Teraz nie robi więc nic nowego.

I znowu - jak w sporcie trudno przenieść sukcesy dziecięce i juniorskie do świata dorosłych, tak w tym przypadku wiedzieliśmy, że to jest tylko kwestia czasu. Niedługiego czasu.

W 2017 roku był taki moment, że aż pięć z siedmiu najlepszych wyników na świecie należało do Liska. Wtedy Polak jako jedyny osiągał 6 metrów. Wtedy mogło nam się marzyć, że rodak zdominuje konkurencję. Ale Monika Pyrek, nasza multimedalistka MŚ i ME w skoku o tyczce, mówiła w rozmowie ze Sport.pl tak: Szwed Armand Duplantis ma dopiero 17 lat, ale z ciekawością go obserwuję, bo pamiętam tego chłopca, jak przyjeżdżał trenować do Formii. Zawsze był niesamowicie skupiony na tym, co robi. Już dawno był bardzo dobry technicznie, ale wydawało się, że nie będzie miał warunków fizycznych do wysokiego skakania.

A teraz osiągnął już 5,75 m i widzę, że w jego skokach jest dynamika, jest technika, wszystko jest na swoim miejscu. Ciekawa jest ta historia. Chłopak skacze od dzieciaka, od najmłodszych lat realizuje marzenie swojego życia.

Szwedzki surwiwalowy

Pyrek miała okazję poznać Duplantisa, bo w Europie pojawił się za sprawą ludzi z ojczyzny jego mamy.

Szwedzi Duplantisa przedstawiają, dodając drugie imię. Armand Gustav Duplantis rzeczywiście brzmi bardziej szwedzko. Mondo zawsze miał dwa obywatelstwa, więc nietrudno było załatwić, żeby skakał dla Szwecji. Zwłaszcza, że dla Stanów jako 14-latek był amatorem, chłopcem, który w sport się bawi. A Szwedzi powalczyli o niego, roztaczając wizję, w której on stanie się najważniejszą gwiazdą ich sportu. I w końcu się stał. W końcu w rankingach popularności zaczął wyprzedzać nawet Zlatana Ibrahimovicia. Ale to trochę kosztowało.

Szwedzką lekkoatletykę kosztowało niewiele - razem z Mondo ściągnęli jego ojca, na trenera w juniorskiej kadrze. I już w 2015 roku w Kolumbii na MŚ juniorów młodszych ta inwestycja zaczęła im się spłacać. Od razu dostali pierwsze złoto.

Mondo na prawdziwą satysfakcję czekał dłużej. Gdy osiągał kolejne sukcesy, szwedzkie media chciały z nim robić coraz więcej wywiadów. A on wstydził się, że jego szwedzki jest - jak to ujął - surwiwalowy.

"Zapewniam, że mówi lepiej niż myślicie. Ale w wywiadach woli nie popełnić błędów. Za to gdy wczoraj zadzwoniła do niego babcia, odbyli najdłuższą na świecie rozmowę po szwedzku" - zapewniała jego matka w "Expressen" jeszcze w 2020 roku.

Na szczęście dla Mondo, trochę się przez ostatnie dwa lata zmieniło. Pomogło to, że zakochał się w szwedzkiej modelce Desire Inglander i zamieszkał z nią w Sztokholmie. Dzięki temu przestał kursować między Uppsalą a USA. Jeszcze w 2020 roku opowiadał, że z zarobionych pieniędzy kupił dom w Baton Rouge w Luizjanie i mieszka tam razem z bratem oraz dziewczyną brata.

Bez Desire nie byłoby Mondo w Sztokholmie. Co Mondo pokochał w Desire? - Zakochałem się w jej szwedzkim uroku - mówił szwedzkim mediom. Zakochał się też w szwedzkich autach - podobno jeździ tylko volvo i polestarem.

A gdy przed rokiem zdobył olimpijskie złoto w Tokio, to na podium zdjął antycovidową maseczkę, żeby wszyscy wyraźnie widzieli, że śpiewa szwedzki hymn. - Nie wiem dokładnie, dlaczego to zrobiłem. Może faktycznie trochę po to, żeby pokazać Szwedom, że znam hymn narodowy - przyznawał.

Born to fly - to jest najważniejsze

W Eugene Mondo rozmawia ze szwedzkimi dziennikarzami po szwedzku i już nie wygląda przy tym, jakby się męczył na szkole przetrwania. Do przekazania ma oczywiście głównie to, że chce zdobyć kolejne złoto. Ostatnie, którego Szwecji jeszcze nie dał. I pierwsze dla Szwecji na tych mistrzostwach.

Amerykanie na pewno nie będą przeciwko niemu. Już w trakcie eliminacji był traktowany bardzo serdecznie. Nie wygląda na to, żeby na stadion Hayward Field przychodził ktokolwiek, kto miałby mu za złe, że jest Amerykaninem, ale ze Szwecji.

Na koniec powtórzmy jeszcze raz: Mondo jest nasz, jest całego świata. Tą historią warto się zainspirować. Amerykański filmowiec Brennan Robideaux zrobił o nim film dokumentalny "Born to fly" ("Urodzony, by latać"). Amerykanie chcieliby zobaczyć rekord świata. Wszyscy byśmy chcieli zobaczyć kolejny odlotowy konkurs, prawda?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.