Polski mistrz olimpijski zdecydował. Znów chce oddać medal. "Mogę obiecać"

- Mogę obiecać: jeżeli zdobędę tu medal, to na pewno oddam go na aukcję. Mnóstwo potrzebujących dzieci czeka - mówi w rozmowie ze Sport.pl Dawid Tomala. Mistrz olimpijski z Tokio wystartuje na MŚ w Eugene w chodzie na 35 km w niedzielę o godz. 15:15 czasu polskiego. Rodacy, włączcie telewizory, dla Dawida warto!

Czekał całe mistrzostwa i się doczekał. A czekając, dostał skrzydeł. Dawid Tomala mówi, że uskrzydliły go sukcesy Katarzyny Zdziebły. 25-latka, która dotąd nie miała wielkich wyników, wyjedzie z Eugene z dwoma srebrnymi medalami MŚ. A z czym wyjedzie z Oregonu nasz mistrz olimpijski?

Zobacz wideo Pia Skrzyszowska: Celuję w finał i liczę na poprawienie rekordu życiowego

Chód mężczyzn na 35 km zacznie się w niedzielny poranek tutejszego czasu (godzina 6:15, w Polsce to będzie 15:15). Poza Tomalą wystąpi jeszcze jeden nasza reprezentant - Artur Brzozowski.

Łukasz Jachimiak: Katarzyna Zdziebło wysoko zawiesiła ci poprzeczkę na mistrzostwach świata w Eugene.

Dawid Tomala: O matko! Weź mi nie mów nawet! Serducho mi będzie biło jeszcze szybciej. Dobrze, że Kaśka tak się pokazała. Trochę zrzuciła ze mnie ten balast. Kibice liczyli, że ja tu przyjadę po medal, a Kasia trochę tej atencji wzięła na siebie. A mnie to jeszcze bardziej motywuje. Będzie we mnie jeszcze większa wiara, jeszcze większa chęć walki. Widziałem, jak cierpiała Kasia, jak ona zaciskała zęby i szła dalej. Ja ją podziwiam, uczę się od niej i chcę być taki jak ona.

I tak mówi mistrz olimpijski.

Ona jest świetnie zorganizowana, niesamowicie pracowita i bardzo mocna mentalnie. A głowa w chodzie jest najważniejsza. Nie nogi. Kiedyś się z tego śmiałem. Nie zdawałem sobie sprawy, że mental jest najważniejszy. Na treningu jesteśmy w stanie zrobić wszystko, pokonywać kolejne czasy, łamać bariery. Ale gdy przychodzi start, ta jedyna szansa, to bywa, że cię taka świadomość spala, wycina całkowicie. Trudno jest wtedy zachować moc. Ale wiem, że da się to zrobić.

Kasia Zdziebło na dwie ostatnie noce przed startem przenosiła się do pokoju jednoosobowego. Ty też dostałeś taki komfort?

Tak, to jest ważne, bo człowiek przed startem potrzebuje pełnego spokoju. Mamy swoje rutyny startowe. A tu mieszkamy w akademiku. Wyobraźcie sobie mały pokój z trzema osobami w środku - wystarczy, że każdy ma walizkę i już nie ma miejsca, nawet żeby stretching zrobić. Poprosiliśmy o jedynki i bardzo dziękuję, że udało się je dla nas załatwić. Mogę sobie spokojnie robić wizualizacje, mogę realizować swoje indywidualne podejście, skupiać się tylko na sobie.

Kibice zobaczyli, jak w Eugene dwa srebrne medale zdobywa Zdziebło, pamiętają, że ty jesteś mistrzem olimpijskim sprzed roku, więc w niedzielne popołudnie - bo taka będzie już w Polsce pora, gdy ruszysz na trasę - będą się spodziewali kolejnego sukcesu. Krótko mówiąc - całkowicie zmieniła się twoja sytuacja, w Tokio szedłeś po cichu.

Zgadza się. Ale staram się nad tym za bardzo nie zastanawiać. Wiem, że nie pójdę szybciej, niż mogę. Na ile to wystarczy - dopiero zobaczymy. W każdym razie jako mistrz olimpijski nie przyjechałem tu po to, żeby zająć 20. miejsce.

A po które miejsce przyjechałeś?

W czołówce. Nie powiem więcej, bo zmiana dystansu jest dla mnie trochę zagadką, wprowadza lekki niepokój, co to będzie. W Tokio wygrałem na 50 km, teraz 50 kilometrów już nie ma. Na 35 km pójdę dopiero drugi raz. Pierwszy nie był udany, przez problemy zdrowotne. Nie do końca wiem, czego się spodziewać, ale zapewniam, że idę na start nakręcony. Sukcesy Kasi dodatkowo mnie uskrzydliły. Zobaczymy, gdzie nogi poniosą.

Musi być dobrze. Przecież w Tokio mówiłeś, że tak ci się dłużyło i nudziło, że postanowiłeś przyspieszyć. Tu nie zdążysz się znudzić.

No właśnie, widzisz - to jest różnica między 35 a 50 kilometrami. W Tokio po 30. kilometrze dopiero zaczęły się zawody. A tu po 30. kilometrze będą się już kończyły. Wtedy wszystkie karty będą już rozdane, będzie już tylko dowożenie pozycji do mety. Już wiem, że 50 kilometrów będzie mi brakowało. Ale trzeba się dostosować do tego, co jest. Trzeba przyspieszyć.

Jak bardzo przyspieszyło po Tokio twoje życie?

Oj, bardzo! Przygotowując się do Tokio, pracowałem. Musiałem zarabiać pieniądze poza sportem.

I to chyba na kilku etatach? Sprawdźmy, czy pamiętam: na budowie, jako nauczyciel WF-u w szkole i jako instruktor w klubie fitness.

Wszystko się zgadza. Ostatnia była praca na budowie u kolegi. Zarobiłem sobie pieniądze na przygotowania i ruszyłem z treningami, żeby na igrzyskach zająć jak najlepsze miejsce. Nie wiedziałem, że zdobędę złoto, ale byłem zadowolony, bo wiedziałem, że wszystko w przygotowaniach zrobiłem, że już nic bym nie mógł dołożyć. W tym roku jest podobnie. Były co prawda pewne perypetie związane ze zdrowiem, ale wyszedłem z nich i jest dobrze.

Przed Tokio pracowałeś aż do grudnia?

Tak, w pierwszy weekend grudnia skończyłem z budową. I zająłem się przygotowaniami. Taki prezent na Mikołajki sobie zrobiłem. Wcześniej w szkole pracowałem przez trzy lata i jeszcze w klubie fitness jako masażysta oraz trener personalny. Sporo jest ludzi, którzy pasjonują się bieganiem, więc mogłem pomóc. Jestem po AWF-ie, znam się na treningu, to była fajna praca.

Ale teraz jest jeszcze fajniej?

Jest.

Jak dobrze ma w Polsce lekkoatleta, który zdobył złoty medal olimpijski? Czy takiemu gościowi czegoś brakuje?

To jest trudny temat. Ja bardzo mało potrzebuję do szczęścia, więc może nie jestem najlepszym rozmówcą na taki temat. Powiem ci, że jak się jest mistrzem olimpijskim, to już jest dobrze. Ale jak się porównuję z ludźmi z innych dyscyplin, to jednak nie jest dobrze.

Bo może porównujesz się z piłkarzami?

Nie no, do piłki to w ogóle bym nie próbował!

To do kogo? Takie kajakarki, regularne medalistki olimpijskie, mogłyby wam pozazdrościć zarobków, bo warunki to chyba i wy macie niezłe, i one?

Wiesz co, powiem ci, że mógłbym się spierać. To zależy, czy znajdziesz partnerów, z którymi nawiążesz indywidualną współpracę, czy wspiera cię twoje miasto itd. Ale dobra, ja nie będę narzekał, bo ogólnie jest w porządku. Tym bardziej że startowałem z poziomu zero, więc wszystko wyżej jest super. Teraz mogę robić to, co chcę, i sobie dobrze żyć.

Masz indywidualnego sponsora?

Tak, to Lotto. Umowę z Totalizatorem mam podpisaną do następnych igrzysk olimpijskich.

A jak się wiedzie twojej fundacji?

Powiem ci, że kiedy Kasia zdobywała drugi medal, to ja akurat dostałem zdjęcia Kacperka, jak staje na nogi. Piękna chwila. Aż mam dreszcze, jak ci o tym mówię.

Też mam dreszcze. Cieszę się twoim szczęściem i wyobrażam sobie, jakie to piękne, wiedzieć, że komuś się tak pomogło.

No genialna sprawa! Kacperek staje na nogi, a ja już mam nadzieję, że za jakiś czas będziemy mogli się razem przejść. My cały czas pozyskujemy fundusze na pomoc następnym dzieciom. Na operacje, na wprowadzanie dzieci z domów dziecka do sportu. Oczywiście ja się ostatnio z tego wyłączyłem, przesunąłem swoje aktywności na czas po startach. Ale mam ludzi, którzy bardzo pomagają.

Pamiętasz, jak ty się zobowiązałeś pomagać? Kiedy ujawniłeś mi, że zakładasz fundację i sprzedajesz medal, zapytałem, czy twój biznesplan będzie wyglądał tak, że teraz już wszędzie będziesz zdobywał medale, żeby mieć co sprzedawać.

Ha, ha, dobre to było! Pewnie, że pamiętam! Mogę obiecać: jeżeli zdobędę tu medal, to na pewno oddam go na aukcję. Mnóstwo potrzebujących dzieci czeka.

Pomaganie daje ogromną radość.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.