Szok i koniec: polska sztafeta 4x400 bez finału. Dwie ogromne dziury w nodze, krew i protest

Łukasz Jachimiak
Od 2017 roku z mistrzostw świata, Europy i igrzysk olimpijskich nasza sztafeta 4x400 m kobiet przywiozła dziewięć medali z rzędu. W Eugene Polki nie awansowały do finału MŚ! - Mam w nodze dwie ogromne dziury - mówi nadepnięta przez Kanadyjkę Małgorzata Hołub-Kowalik. Złożyliśmy protest. Ale wiemy, że przede wszystkim zawiniliśmy sami.

Anna Kiełbasińska odpoczywała po finale indywidualnym. Natalia Kaczmarek dochodziła do siebie po chorobie (słyszeliśmy, że miała tu problemy żołądkowe). Najszybsze w tym roku Polki na 400 metrów miały wystąpić w niedzielnym finale sztafety 4x400 m. W półfinale pobiegły: Justyna Święty-Ersetic, Iga Baumgart-Witan, Kinga Gacka i Małgorzata Hołub-Kowalik. Niestety, pobiegły tak, że mistrzostwa skończyły się już i dla nich, i dla koleżanek, które czekały na niedzielę.

Zobacz wideo Pia Skrzyszowska: Celuję w finał i liczę na poprawienie rekordu życiowego

Kuśtykanie zamiast mocnego finiszu. Polski protest odrzucony

Przez lata trener Aleksander Matusiński z powodzeniem rotował składem sztafety. Jego drużyna miała imponującą serię sukcesów na najważniejszych zawodach. Dokładnie taką:

  • HME 2017 - złoto
  • MŚ 2017 - brąz
  • HMŚ 2018 - srebro
  • ME 2018 - złoto
  • HME 2019 - złoto
  • MŚ 2019 - srebro
  • HME 2021 - brąz
  • IO 2021 - srebro
  • HMŚ 2022 - brąz

W Eugene passa boleśnie się kończy. - Podczas pierwszych 200 metrów byłam w wielkiej adrenalinie, myślałam, że to tylko lekkie draśnięcie. Ale gdy chciałam zaatakować, poczułam ogromny ból. Gdyby to był bieg indywidualny, zeszłabym na 100 metrów przed końcem - mówi Hołub-Kowalik.

Ją ten przegrany bieg boli najbardziej. Również fizycznie. Już na starcie, czyli gdy ruszała na czwartą zmianę i odbierała pałeczkę od Gackiej (Polska była wtedy trzecia), została nadepnięta przez rywalkę z Kanady.

- Jak ściągnęłam buta i zobaczyłam swoją nogę, całą we krwi, z dwiema ogromnymi dziurami, to się przestraszyłam. Nie spodziewałam się, że to wygląda aż tak. Teraz czuję, jak ta noga mi puchnie - relacjonuje Hołub-Kowalik, kuśtykając po korytarzach strefy mieszanej, czyli miejsca, w którym sportowcy rozmawiają z dziennikarzami.

Widząc w jakim stanie jest Hołub-Kowalik, polska ekipa złożyła protest. Domagaliśmy się dopuszczenia naszej sztafety do finału. Dodatkowo. Torów jest tu dziewięć, a do finału - jak zawsze - weszło osiem ekip. Technicznie dołączenie Polski było możliwe. Karol Zalewski po eliminacjach męskich sztafet (Polacy awansowali do finału) przypomniał, że na igrzyskach olimpijskich w Tokio właśnie w taki sposób do finału sztafety mieszanej 4x400 m dodani zostali Amerykanie.

My na pewno straciliśmy szanse równej walki o finał przez kontuzję Hołub-Kowalik. Polki finiszowały na dopiero piątym miejscu - za Jamajką, Belgią, Kanadą i Włochami. Nasi działacze postanowili więc walczyć. W pierwszej instancji nasz protest odrzucono. Złożyliśmy apelację. - Niestety, ją też odrzucono. Stwierdzono, że kontakt był minimalny - mówi nam dyrektor sportowy Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Krzysztof Kęcki.

"Potknęłyśmy się i upadłyśmy z hukiem"

Z decyzją jury mamy prawo się nie zgadzać, ale ważne jest, żebyśmy mieli świadomość, że w Eugene dopadł nas nie tylko pech. I wygląda na to, że tę świadomość mamy.

- Nie chcemy się usprawiedliwiać. Po prostu pobiegłyśmy słabo. Oczywiście walczyłyśmy, ile tylko miałyśmy sił. Niestety, nie wystarczyło. Bardzo ciężko pracowałyśmy, żeby tu spełnić marzenia, ale tym razem nie wyszło - mówi Święty-Ersetic. - Można powiedzieć, że mogły z nami biegać Ania i Natalia. Ale byłyśmy przekonane, że wejdziemy do finału spokojnie i będziemy walczyć o medale. To dla nas wszystkich zimny prysznic - dodaje.

- Zakładałyśmy, że tym składem może nie uda nam się wygrać biegu eliminacyjnego, ale wyliczałyśmy, że powinnyśmy bez problemu awansować. Niestety, nie cofniemy czasu, nie pobiegniemy jeszcze raz. Możemy teraz tylko patrzeć w przód, z nadzieją na dobry wynik podczas mistrzostw Europy - mówi Baumgart-Witan.

- Oczywiście, że jesteśmy rozczarowane. Możemy tylko przeprosić siebie, koleżanki, trenera i kibiców, że wyszło tak, jak wyszło. Same siebie trochę rozpieściłyśmy corocznymi medalami. Pokazywało to, jak silne jesteśmy. Potknięcia zdarzają się również najlepszym. Tym razem my się potknęłyśmy i upadłyśmy z hukiem - zauważa. - Ale podniesiemy się z jeszcze większym hukiem - wtrąca Święty-Ersetic.

"Za dużo było złej energii na tym wyjeździe"

Oby. Ale żeby się podnieść, trzeba najpierw uczciwie popatrzeć na upadek i wyciągnąć wnioski. - Tak, za dużo było złej energii na tym wyjeździe - przyznaje Hołub-Kowalik.

Ona z boku patrzyła, jak kłócą się uczestnicy sztafety mieszanej 4x400 m. Kiełbasińska miała tam obiecane, że pobiegnie tylko w finale, więc odmówiła udziału, gdy trener Matusiński prosił, żeby jednak pobiegła też w eliminacjach. A prosił, bo przeoczył (on, trener Marek Rożej też i ktoś z PZLA zapewne również) zmiany w regulaminie i nie wiedział, że teraz ma do wykorzystania tylko jedną zmianę. Gdy mleko się rozlało, Kiełbasińską skrytykowały biegające w tamtej ekipie Święty-Ersetic i Kaczmarek. Jasno dały do zrozumienia, że nie chcą z nią już biegać w Eugene.

Czas mijał, rany się niby zabliźniały, na indywidualny finał Kiełbasińskiej przyszła popatrzeć cała ekipa. Ale dzień później mamy przed oczami te rany w nodze Hołub-Kowalik i jednak wszyscy mamy poczucie, że za dużo było tu złej krwi. To dlatego nie udało się wszystkiego tak poukładać, by znów popędzić w jedną stronę i osiągnąć to, co było w zasięgu. Szkoda.

- Rozczarowanie jest ogromne, wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej. Ale mam nadzieję, że wszystko co złe, już za nami. Czasem kubeł zimnej wody jest potrzebny. Szkoda, że na takiej imprezie jak mistrzostwa świata, ale plus jest taki, że zaraz [w sierpniu] są jeszcze mistrzostwa Europy. Dla nas one są bardzo potrzebne, żeby oczyścić atmosferę, powalczyć i udowodnić coś sobie i kibicom. Poświęcamy wiele życia, żeby zrobić wszystko najlepiej, jak potrafimy. Tu się nie udało i teraz mamy coś do udowodnienia - podsumowuje Hołub-Kowalik.

Więcej o: