Po medal MŚ ze stoperanem. Katarzyna Zdziebło ma kolejne srebro, bo zgodziła się nieludzko cierpieć

Łukasz Jachimiak
- Marzę tylko, żeby mnie wszystko przestało boleć. Stan zapalny jeszcze ze mnie nie zszedł po ostatnim wyścigu - ledwo mówi Katarzyna Zdziebło. Jest cieniem człowieka, bo właśnie przeszła 35 km o prawie 10 minut szybciej niż kiedykolwiek w życiu. W pogotowiu u trenera leżały stoperan, nospa, paracetamol i dexak. U Kasi będą teraz leżały dwa srebrne medale MŚ z Eugene.

To była rzeźnia. Bardzo możliwe, że sportowi sprawozdawcy słowa "rzeźnia" nadużywają. Ale uwierzcie, że tu nie ma żadnej przesady.

Zobacz wideo Pia Skrzyszowska: Celuję w finał i liczę na poprawienie rekordu życiowego

"Ja z niej biorę przykład. Ja się od niej uczę"

O godzinie 6.15 w piątkowy poranek w Eugene (w Polsce była już godzina 15.15) Katarzyna Zdziebło wyszła na trasę chodu na 35 km. Było chłodno - 13 stopni Celsjusza. Miało być już bez szczególnej presji, w końcu wymarzony, pierwszy medal wielkiej imprezy Kasia zdobyła tydzień temu. Mogło się wydawać, że będzie zabawa, że nie stanie się nic, co szczególnie wykraczałoby poza sport. Że po prostu będzie kolejny wielki sukces świetnie przygotowanej lekkoatletki albo jednak nie będzie. Tymczasem była lekcja cierpienia. Rozciągnięta na aż dwie godziny i 40 minut. Albo tylko dwie godziny i 40 minut.

Katarzyna Zdziebło nigdy nie przeszła swoich ulubionych 35 kilometrów (choć teraz mówi, że już nie wie, czy nadal je lubi) w czasie lepszym niż 2:49.37. Teraz poprawiła go aż o dziewięć minut i 34 sekundy!

- Jak bijesz życiówkę o ponad dziewięć minut, to rzeźnia jest niewyobrażalna. Kaśka jest fenomenem. Jest superpracowitą i zdyscyplinowaną osobą. Ja z niej biorę przykład i ja się od niej uczę. Chciałbym być takim zawodnikiem, jak Kaśka - mówi nam Dawid Tomala.

Mistrz olimpijski z Tokio znów jako jeden z pierwszych gratulował sukcesu koleżance z treningowej grupy. Ale tym razem Zdziebło mogła w pierwszej chwili nawet nie wiedzieć, kto do niej podchodzi i czego chce.

"Moja świadomość jest na poziomie 20 procent"

Po niespodziewanym srebrnym medalu na 20 km, Zdziebło bardzo chciała potwierdzić swoją wartość. Wiedziała, że rodacy będą oglądali transmisję, bo pora zawodów jest korzystna dla europejskich telewizji. Stresowała się. Miała spać do godziny 3.30, wstała już o 1.40. - Spałam tylko trzy godziny - mówiła nam tuż po odebraniu drugiego srebra. Słuchanie tego, co mówiła, bolało. Podobnie jak patrzenie na jej wykrzywianą grymasami bólu twarz.

- Na razie marzę tylko, żeby mnie wszystko przestało boleć. Na razie to koniec moich marzeń. Moja świadomość jeszcze jest na poziomie 20 procent. Ale już mogę mówić, to sukces. Na mecie trudno z tym było, brakowało oddechu. I teraz już aż tak nie czuję palenia w nogach. Myślę, że z każdą minutą będzie lepiej - mówiła. Bełkotliwie, jak przez sen.

- Najgorsze dopiero przed Kaśką. Jutro i pojutrze to wyjdzie. Po takim wysiłku cały organizm jest bardzo spięty, wycieńczony, wypłukany z minerałów. Będą różne skurcze, będzie ogromne cierpienie - mówi Tomala.

Stolik pełen niespodzianek. "Ona nie zejdzie z trasy, nawet jak jej nogę urwie"

Ogromne cierpienie naszej (wice)mistrzyni zaczęło się po około 20 kilometrach. Stojąc przez większość zawodów przy trenerze Grzegorzu Tomali i fizjoterapeutce Marii Bukowiec, słyszałem, jak właśnie wtedy Zdziebło syknęła: "dwójki bardzo ciągną". Ale popędziła dalej i tylko lekkim, przeczącym ruchem głowy odpowiedziała na pytanie wykrzyczane przez fizjoterapeutkę - "Chcesz przeciwbóla?".

Na stole, przy różowych izotonikach dla Katarzyny i żółtych dla Olgi Niedziałek (11. miejsce, brawo!) leżały tabletki Dexac. Przeciwzapalne i przeciwbólowe. - Mamy też Paracetamol. I jeszcze Nospę - zdradziła Bukowiec na moją prośbę, by wyjaśniła, co konkretnie może podać cierpiącej zawodniczce.

- Zawsze mamy też Stoperan. Czasami jest jedynym ratunkiem - dodał dr Zbigniew Pijarczyk. - Nospę czasem biorę. Na rozkurcz mięśni brzucha. Stoperan jest potrzebny, bo przez ruch skrętny, który wykonujemy, bardzo się wzmaga perystaltyka jelit. Kiedyś mi się nawet zdarzyło, że musiałem zejść z trasy, do ubikacji. Zawsze kawałek za pętlą ją stawiają - mówi nam Tomala.

- Leki mamy przygotowane zawsze i zawsze mamy nadzieję, że nie będą potrzebne. Musisz mieć pewność, że razie czego możesz spróbować sobie pomóc. Chociaż jak bardzo boli, to już jest za późno na leki - dodaje.

Dla Kasi na leki było za późno. Tydzień temu zdobyła tu srebro w zawodach, w których jeszcze miesiąc przed mistrzostwami nie planowała startować. W ubiegły piątek poszła na 20 km, bo treningi pokazywały, że może uzyskać świetny wynik. Zwłaszcza w prognozowanym upale (wtedy zawodniczki startowały o 13, a nie o 6 rano). Opłaciło się, był medal, było wybicie się na rozpoznawalność, był rekord Polski. I to tak znakomity, że gorsze czasy na tym samym dystansie uzyskało aż 13 startujących w Eugene mężczyzn!

Teraz przyszło za to wszystko zapłacić. Polka nie jest przyzwyczajona do dwóch startów w tydzień. A Peruwianka Kimblerly Garcia Leon znów narzuciła szalone tempo (finalnie ona uzyskała piąty, a Polka szósty czas w historii konkurencji!). Przez ponad połowę dystansu Zdziebło wytrzymywała idealnie, ale w końcu zaczęła odpadać.

Do podwójnie złotej tu Peruwianki Zdziebło traciła kolejne metry już wtedy, gdy skarżyła się naszemu "stolikowi", że "dwójki bardzo ciągną". Ale w tamtym momencie fizjoterapeutka powiedziała uspokajające i przypominające: "Ona nie zejdzie z trasy, nawet jak jej nogę urwie".

Co za wyliczanka: "Dwugłowy, podkolanowy, biodro, czwórki. Rękę też czułam"

- W nodze coś tak szarpało, że mam nadzieję, że nic nie zerwałam. Ale ja bym szła jeszcze teraz, gdyby trzeba było - potwierdzała Zdziebło kwadrans po wszystkim. A pytana, co ją boli, wyliczała: - Dwugłowy, podkolanowy, biodro, "czwórki". Od pewnego momentu rękę też czułam. I potykałam się już o własne nogi.

- Ciężko było od samego początku. Stan zapalny jeszcze ze mnie nie zszedł po poprzednim wyścigu. Ale to nieważne. Teraz będzie czas na regenerację - dodaje nasza podwójna wicemistrzyni świata.

Tak potrafił tylko Robert Korzeniowski

W całej historii polskiego chodu tylko Robert Korzeniowski potrafił zdobyć medale na dwóch dystansach podczas jednej wielkiej imprezy. Dokonał tego na igrzyskach olimpijskich w Sydney, gdzie wygrał zarówno na 20, jak i na 50 km.

- Do niego mi jeszcze daleko. Bardzo dużo mi brakuje. Co ja mogę jeszcze powiedzieć? - usłyszeliśmy od Kasi, gdy przypomnieliśmy wyczyn pana Roberta.

Cóż, nie zgadzamy się. Nam się to skojarzenie nasunęło nie bez przyczyny. Ale wielką skromność tej wspaniałej dziewczyny szanujemy. Pamiętacie, że Zdziebło to absolwentka medycyny, która długo na pierwszym miejscu stawiała bardzo wymagające studia? Teraz odłożyła specjalizację, popracowała jeszcze mocniej i w Eugene dowiaduje się o sobie takich rzeczy, których pewnie nawet nie podejrzewała.

- Jeden medal na mistrzostwach świata to już było spełnienie marzeń. Nigdy nie oczekiwałabym więcej. A drugi? Boże, to jest szczyt szczytów. Teraz naprawdę bardzo cierpię. Mam nadzieję, że kiedyś z tego wyjdę. Na pewno wyjdę. Ale teraz dziękuję, po prostu dziękuję - kończy na razie najlepsza polska lekkoatletka 2022 roku.

Więcej o:
Copyright © Agora SA