W marcu na halowych mistrzostwach świata w Belgradzie Adrianna Sułek zdobyła srebrny medal. To był jej pierwszy wielki sukces. Ale ona trochę płakała, bo chciała złota i czuła, że zwycięstwo było w zasięgu.
Teraz 23-letnia Ada debiutuje na mistrzostwach świata na stadionie. W Eugene w Oregonie startuje wspaniale. Po pięciu konkurencjach była trzecia, ale przyszedł rzut oszczepem, na razie jej pięta achillesowa.
Teraz wygląda na to, że Ada skończy zawody z rekordem Polski, że poprawi niepoprawialny od 1985 roku wynik 6616 punktów należący do Małgorzaty Nowak. Żeby to zrobić, Sułek musi przebiec 800 metrów w czasie nie gorszym niż 2:10.96. - Od Ady już usłyszałem: "Trenerze, zrobię co mogę, postaram się pobiec rekord życiowy" - mówi nam Rzepka. Życiówka Sułek to 2:07.92.
Ale trudno zakładać, że nawet zejście poniżej rekordu życiowego da Polce medal. Sytuacja wygląda tak:
Złoto i srebro są już zdecydowanie poza zasięgiem, natomiast Hall ma nad Polką 75 punktów przewagi, czyli około 5 sekund zapasu w biegu. Tylko że Hall ma też wyraźnie lepszą życiówkę niż Sułek na 800 metrów - 2:03.11.
Bieg decydujący o medalach odbędzie się o godz. 3.55 we wtorek czasu polskiego.
Marek Rzepka: Walczymy do końca. To jest sport, są różne scenariusze. Ada się na pewno nie podda. To jest charakterny typ. Od razu po oszczepie mieliśmy krótką rozmowę. Usłyszałem: "Trenerze, zrobię co mogę, postaram się pobiec rekord życiowy". Dla nas celem jest przede wszystkim rekord Polski. Na MŚ w hali był medal, tu będzie o niego bardzo ciężko, ale mam nadzieję, że, tak czy inaczej, cała Polska będzie z Ady bardzo zadowolona.
- To jest jeszcze bardzo młoda zawodniczka jak na wielobój. W tym sporcie wygrywa doświadczenie. Vetter i Thiam to są ikony [Holenderka ma 29 lat, Belgijka 28 a Polka 23]. Za dwa-trzy lata Ada złapie największą stabilizację. We wszystkim. W oszczepie też. Już robi w nim postępy. Miała trochę problemów z łokciem, a i tak rzucała tu w okolicach rekordu życiowego. Jestem przekonany, że dzięki współpracy z trenerem od oszczepu już wkrótce dla Ady osiągalny będzie poziom 44-45 metrów. A to przy takich wynikach w innych konkurencjach, jakie Ada ma w Eugene, da jej w sumie 6700-6800 punktów. Takie wyniki to już zawsze jest walka o medale. Rośnie nam nowa gwiazda. Naprawdę. Idzie nasz czas, najbliższe lata będą nasze.
- Ada to przede wszystkim typ startowy. Dla niej zawody są idealnym bodźcem. Mieliśmy obóz w Seattle i tutaj kilka treningów i wtedy Ada nie wyglądała tak super. Już się przyzwyczaiłem, że Ada to typ startowy. Wtedy potrafi wyzwolić adrenalinę. O to chodzi. Sport jest dla fighterów i Ada jest fighterką. Poza tym Ada bardzo szczegółowo podchodzi do każdej konkurencji. Nie boi się tego zrobić. W kuli już zrobiła duży postęp, pobiła tu trzy razy życiówkę, nie traci już dużo do czołówki. Oszczep wymaga więcej czasu, jest bardziej złożony. Ale Ada jest młoda, proszę nam dać jeszcze chwilę.
- Myślę, że nie. W zawodnikach są ciśnienia przedstartowe. A jeśli chodzi o żywienie, to Ada podchodzi do niego bardzo profesjonalnie. Oczywiście w każdej kuchni może czegoś zabraknąć. Pamiętajmy, że zawodnicy przyjechali tu do pracy, a nie na wakacje. Uważam, że na pewno kuchnię na obozie w Seattle można by troszeczkę poprawić, ale to nie była wina ani organizatora, ani Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, ani zawodników. Po prostu jest tak, że jak zawodnik jest w domu, to może sobie wszystko idealnie przygotować, zjeść to, co chce, czego potrzebuje, a na obozie trzeba się dopasować. Trudno przecież w ekipie liczącej tak dużo osób każdemu tak dostosować jedzenie, żeby dla niego było optymalne.
- Jak najbardziej trzeba stwarzać zawodnikom optymalne warunki. Ale przecież nikt nie chce, żeby zawodnik czegoś nie miał, żeby się źle odżywiał. Nasi zawodnicy i trenerzy jeżdżą po świecie i słyszałem od nich, że w Seattle jest naprawdę okej, że na innych zgrupowaniach było trudniej o dobre jedzenie. Myślę, że PZLA dba o to, żeby wszystko było w porządku. Do warunków w Seattle trzeba było się dopasować i każdy w takich warunkach powinien się odnaleźć.
- Ja się muszę koncentrować przede wszystkim na mojej zawodniczce i na pracy, bo przyjeżdżam do pracy, a nie na wczasy. PZLA stara się stworzyć jak najlepsze warunki. Prosiliśmy o zgrupowanie dla Ady na przełomie czerwca i lipca - dostaliśmy. Z mojego punktu widzenia niczego nie brakuje. Ale wiadomo, że zawodnicy w strefie stresu, ciśnienia przed startem mogą coś znaleźć, do czegoś się doczepić.
- Nie, to jest nasza inwestycja. Wiadomo, że zawodnik, który myśli o wyniku, musi też w siebie zainwestować. Są u nas zawodnicy, którzy podchodzą do sprawy megaprofesjonalnie, jak Ania Kiełbasińska czy Norbert Kobielski, którzy bardzo sprofesjonalizowali trening pod każdym względem - pracy, żywienia, snu, koncentracji, rozmów z psychologiem. Ada idzie taką samą drogą. Już drugi rok pracuje z profesorem Blecharzem [znany zwłaszcza z lat współpracy z Adamem Małyszem] i naprawdę widać efekty. Profesor bardzo Adę chwali, że jest skoszarowana. Ja to samo mogę powiedzieć o treningu. Ada jest wobec siebie bardzo rygorystyczna. Generalnie chodzi o 110 procent profesjonalizmu. Jeśli zawodnik tak pracuje, to jest skazany na lepszy rezultat.
- Biegania w trupa nie będzie. Trzeba zrobić wynik, pobiec rozsądnie. Ada przymierza się do rekordu życiowego. Walczymy o jak najlepszy wynik punktowy, wiadomo, że po oszczepie o medal będzie już bardzo trudno. Chociaż poczekajmy, zobaczymy co się wydarzy.
- Tak, po drodze miała jeszcze innych trenerów, a ja się staram godnie zastępować jej pierwszego trenera. Za nami krótki czas współpracy. Trudno przez rok wszystko w wieloboju uporządkować, ale już są życiówki, był medal halowych MŚ, tu jesteśmy bardzo wysoko. Idziemy do przodu. O to chodzi. Poszukanie wspólnego języka, poszukanie partnerstwa, poszukanie sposobu na rozwój nam wychodzi. Widzę jeszcze duże rezerwy i uważam, że rośnie nam ikona wieloboju.