Adrianna Sułek ma zostać ikoną. Idzie na rekord. "Postaram się pobiec życiówkę"

Łukasz Jachimiak
- Rośnie nam ikona wieloboju - mówi Marek Rzepka. Trener Adrianny Sułek nie czaruje: o medal MŚ w Eugene będzie bardzo trudno. Przed ostatnią konkurencją siedmioboju Polka jest czwarta, jednak do trzeciego miejsca traci raczej za dużo punktów. Ale to nie szkodzi. Medale przyjdą. Nawet jeśli Ada będzie narzekała na jedzenie na zgrupowaniach.

W marcu na halowych mistrzostwach świata w Belgradzie Adrianna Sułek zdobyła srebrny medal. To był jej pierwszy wielki sukces. Ale ona trochę płakała, bo chciała złota i czuła, że zwycięstwo było w zasięgu.

Zobacz wideo Maria Andrejczyk: Ważniejsze są cisza i spokój, które pozwalają skupić się na najcięższej pracy

Teraz 23-letnia Ada debiutuje na mistrzostwach świata na stadionie. W Eugene w Oregonie startuje wspaniale. Po pięciu konkurencjach była trzecia, ale przyszedł rzut oszczepem, na razie jej pięta achillesowa.

Teraz wygląda na to, że Ada skończy zawody z rekordem Polski, że poprawi niepoprawialny od 1985 roku wynik 6616 punktów należący do Małgorzaty Nowak. Żeby to zrobić, Sułek musi przebiec 800 metrów w czasie nie gorszym niż 2:10.96. - Od Ady już usłyszałem: "Trenerze, zrobię co mogę, postaram się pobiec rekord życiowy" - mówi nam Rzepka. Życiówka Sułek to 2:07.92.

Ale trudno zakładać, że nawet zejście poniżej rekordu życiowego da Polce medal. Sytuacja wygląda tak:

  1. Vetter (Holandia) 6045 pkt
  2. Thiam (Belgia) 6026
  3. Hall (USA) 5741
  4. Sułek (Polska) 5666

Złoto i srebro są już zdecydowanie poza zasięgiem, natomiast Hall ma nad Polką 75 punktów przewagi, czyli około 5 sekund zapasu w biegu. Tylko że Hall ma też wyraźnie lepszą życiówkę niż Sułek na 800 metrów - 2:03.11.

Bieg decydujący o medalach odbędzie się o godz. 3.55 we wtorek czasu polskiego.

Łukasz Jachimiak: Ada jeszcze walczy o medal czy już tylko a właściwie aż o rekord Polski?

Marek Rzepka: Walczymy do końca. To jest sport, są różne scenariusze. Ada się na pewno nie podda. To jest charakterny typ. Od razu po oszczepie mieliśmy krótką rozmowę. Usłyszałem: "Trenerze, zrobię co mogę, postaram się pobiec rekord życiowy". Dla nas celem jest przede wszystkim rekord Polski. Na MŚ w hali był medal, tu będzie o niego bardzo ciężko, ale mam nadzieję, że, tak czy inaczej, cała Polska będzie z Ady bardzo zadowolona.

Zdecydowanie są powody.

- To jest jeszcze bardzo młoda zawodniczka jak na wielobój. W tym sporcie wygrywa doświadczenie. Vetter i Thiam to są ikony [Holenderka ma 29 lat, Belgijka 28 a Polka 23]. Za dwa-trzy lata Ada złapie największą stabilizację. We wszystkim. W oszczepie też. Już robi w nim postępy. Miała trochę problemów z łokciem, a i tak rzucała tu w okolicach rekordu życiowego. Jestem przekonany, że dzięki współpracy z trenerem od oszczepu już wkrótce dla Ady osiągalny będzie poziom 44-45 metrów. A to przy takich wynikach w innych konkurencjach, jakie Ada ma w Eugene, da jej w sumie 6700-6800 punktów. Takie wyniki to już zawsze jest walka o medale. Rośnie nam nowa gwiazda. Naprawdę. Idzie nasz czas, najbliższe lata będą nasze.

Sułek może skończyć siedmiobój w Eugene pobiciem rekordu Polski, którego nie poprawił nikt od 1985 roku. Przez tyle lat nie było w naszym wieloboju nikogo z takim talentem? A może nie było zawodniczki z takim talentem do pracy? Co Adę wyróżnia?

- Ada to przede wszystkim typ startowy. Dla niej zawody są idealnym bodźcem. Mieliśmy obóz w Seattle i tutaj kilka treningów i wtedy Ada nie wyglądała tak super. Już się przyzwyczaiłem, że Ada to typ startowy. Wtedy potrafi wyzwolić adrenalinę. O to chodzi. Sport jest dla fighterów i Ada jest fighterką. Poza tym Ada bardzo szczegółowo podchodzi do każdej konkurencji. Nie boi się tego zrobić. W kuli już zrobiła duży postęp, pobiła tu trzy razy życiówkę, nie traci już dużo do czołówki. Oszczep wymaga więcej czasu, jest bardziej złożony. Ale Ada jest młoda, proszę nam dać jeszcze chwilę.

Skoro przywołał pan obóz w Seattle, to proszę powiedzieć czy naprawdę warunki tam były aż tak złe, jak powiedziała Ada w TVP Sport.

- Myślę, że nie. W zawodnikach są ciśnienia przedstartowe. A jeśli chodzi o żywienie, to Ada podchodzi do niego bardzo profesjonalnie. Oczywiście w każdej kuchni może czegoś zabraknąć. Pamiętajmy, że zawodnicy przyjechali tu do pracy, a nie na wakacje. Uważam, że na pewno kuchnię na obozie w Seattle można by troszeczkę poprawić, ale to nie była wina ani organizatora, ani Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, ani zawodników. Po prostu jest tak, że jak zawodnik jest w domu, to może sobie wszystko idealnie przygotować, zjeść to, co chce, czego potrzebuje, a na obozie trzeba się dopasować. Trudno przecież w ekipie liczącej tak dużo osób każdemu tak dostosować jedzenie, żeby dla niego było optymalne.

Dobrze, że pan tak mówi, bo nie będzie rozważań czy aby medal nie uciekł przez złe warunki przygotowań.

- Jak najbardziej trzeba stwarzać zawodnikom optymalne warunki. Ale przecież nikt nie chce, żeby zawodnik czegoś nie miał, żeby się źle odżywiał. Nasi zawodnicy i trenerzy jeżdżą po świecie i słyszałem od nich, że w Seattle jest naprawdę okej, że na innych zgrupowaniach było trudniej o dobre jedzenie. Myślę, że PZLA dba o to, żeby wszystko było w porządku. Do warunków w Seattle trzeba było się dopasować i każdy w takich warunkach powinien się odnaleźć.

Generalnie nie narzeka pan na PZLA? Nie brakuje wam niczego?

- Ja się muszę koncentrować przede wszystkim na mojej zawodniczce i na pracy, bo przyjeżdżam do pracy, a nie na wczasy. PZLA stara się stworzyć jak najlepsze warunki. Prosiliśmy o zgrupowanie dla Ady na przełomie czerwca i lipca - dostaliśmy. Z mojego punktu widzenia niczego nie brakuje. Ale wiadomo, że zawodnicy w strefie stresu, ciśnienia przed startem mogą coś znaleźć, do czegoś się doczepić.

Mówił pan, że współpracujecie ze specjalistą od oszczepu - na takie rzeczy PZLA daje wam środki?

- Nie, to jest nasza inwestycja. Wiadomo, że zawodnik, który myśli o wyniku, musi też w siebie zainwestować. Są u nas zawodnicy, którzy podchodzą do sprawy megaprofesjonalnie, jak Ania Kiełbasińska czy Norbert Kobielski, którzy bardzo sprofesjonalizowali trening pod każdym względem - pracy, żywienia, snu, koncentracji, rozmów z psychologiem. Ada idzie taką samą drogą. Już drugi rok pracuje z profesorem Blecharzem [znany zwłaszcza z lat współpracy z Adamem Małyszem] i naprawdę widać efekty. Profesor bardzo Adę chwali, że jest skoszarowana. Ja to samo mogę powiedzieć o treningu. Ada jest wobec siebie bardzo rygorystyczna. Generalnie chodzi o 110 procent profesjonalizmu. Jeśli zawodnik tak pracuje, to jest skazany na lepszy rezultat.

Jaką taktykę przyjmiecie na 800 metrów? Ryzyko? Pójście najmocniej od początku z nadzieją, że Ada bardzo ucieknie i jakimś cudem utrzyma przewagę? Czy jednak to by nie miało sensu?

- Biegania w trupa nie będzie. Trzeba zrobić wynik, pobiec rozsądnie. Ada przymierza się do rekordu życiowego. Walczymy o jak najlepszy wynik punktowy, wiadomo, że po oszczepie o medal będzie już bardzo trudno. Chociaż poczekajmy, zobaczymy co się wydarzy.

Wy pracujecie razem od roku, Ada trafiła do pana po śmierci Wiesława Czapiewskiego.

- Tak, po drodze miała jeszcze innych trenerów, a ja się staram godnie zastępować jej pierwszego trenera. Za nami krótki czas współpracy. Trudno przez rok wszystko w wieloboju uporządkować, ale już są życiówki, był medal halowych MŚ, tu jesteśmy bardzo wysoko. Idziemy do przodu. O to chodzi. Poszukanie wspólnego języka, poszukanie partnerstwa, poszukanie sposobu na rozwój nam wychodzi. Widzę jeszcze duże rezerwy i uważam, że rośnie nam ikona wieloboju.

Więcej o: