• Link został skopiowany

"Odpisz mi na maila". Paweł Fajdek wprost do prezesa World Athletics

Łukasz Jachimiak
- Najgorsze jest to, że moja córka ma siedem lat, z czego podejrzewam, że spędziłem z nią może rok. Trochę lipa - mówi Paweł Fajdek. Mimo to po zdobyciu piątego tytułu mistrza świata z rzędu nasz młociarz zapowiada, że kolejne lata spędzi w sporcie. I za naszym pośrednictwem apeluje do szefa World Athletics Sebastiana Coe o poważne traktowanie jego i całego rzutu młotem.
Paweł Fajdek podczas konkursu rzutu mlotem na mistrzostwach świata w lekkiej atletyce w Eugene.
Fot. David J. Phillip / AP Photo

To było polskie popołudnie w Eugene. Równo o 12 Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki zaczęli finałowy konkurs rzutu młotem. Z łatką faworytów, dominatorów. Przez Amerykanów byli nawet porównywani do rywalizujących lata temu legend tenisa z USA Martiny Navratilovej i Chris Evert.

Zobacz wideo Maria Andrejczyk: Ważniejsze są cisza i spokój, które pozwalają skupić się na najcięższej pracy

Polscy mistrzowie nie zawiedli - po świetnych zawodach Fajdek odebrał złoty, a Nowicki - srebrny medal. A później Nowicki trochę się cieszył a Fajdek był jak reklama radości i satysfakcji. Pięciokrotny złoty medalista MŚ czuje, że tworzy wyjątkową historię.

Łukasz Jachimiak: Jak bardzo zależało ci na piątym złotym medalu mistrzostw świata z rzędu?

Paweł Fajdek: To było dla mnie naprawdę ważne. W tym roku zależało mi tylko na tej imprezie. Dlatego często uciekałem, chciałem mieć spokój. Miałem świadomość, że technika nie jest do końca dograna. Ale przez lata w pewnych sprawach doszedłem do perfekcji i wiedziałem, że przed główną imprezą wszystko się poukłada. Nie chciałem w trakcie sezonu rozmawiać i wypominać sobie błędów w wywiadach. To niepotrzebne. Teraz chyba każdy to zrozumie, widząc, że walczymy o rzeczy wielkie i ich dokonujemy.

Za rok na MŚ w Budapeszcie będziesz mógł się zrównać z Sergiejem Bubką. On jako jedyny w historii wygrał MŚ sześć razy z rzędu.

- Taki jest plan! Rok to bardzo mało. Pamiętam jak przed chwilą jechałem do Karpacza, żeby się zregenerować przed ciężką robotą, a teraz już dla lekkoatletycznego świata sezon się kończy. My mamy jeszcze mistrzostwa Europy, jeszcze się będzie trzeba zebrać do pracy, bo młodzież goni. Ale - jak widać - stare pryki jeszcze sobie radzą. Miejmy nadzieję, jak najdłużej! W Monachium może być jeszcze dalsze rzucanie niż tu. Podejrzewam, że Wojtek będzie chciał się odgryźć, a ja będę chciał odzyskać tytuł mistrza Europy. Nawzajem się będziemy nakręcać. I będziemy sobie skakać do gardeł. Ja mogę myśleć o rekordzie Polski. W najdalszym rzucie tutaj młot mi wyleciał, a gdybym normalnie wyrzucił, to by było 83-83,5 metra, a nie 81.98 [rekord Polski wynosi 83.93 m i od 2015 roku należy do Fajdka].

Na koniec finału pokazałeś piątkę. Liczysz te tytuły, chcesz ich więcej - czujesz, że taka seria daje ci miejsce w historii lekkoatletyki?

- Tak, mam markę. Moje nazwisko coś znaczy. Z każdym tytułem mówi o mnie coraz więcej ludzi. I coraz więcej osób mnie zna. Niektórych zawodników nigdy wcześniej nie spotkałem, a każdy z nich przychodzi, ukłoni się, przybije piątkę. To są młodzi zawodnicy. Widzę, że coś w tym świecie znaczę. Mimo że rzutu młotem praktycznie nigdzie na mityngach nie ma. Miłe, że i tak mnie znają.

Spotkałeś już Sebastiana Coe?

- Ha, ha! Ostatnio w Oslo. [Tym pytaniem nawiązujemy do ostrych słów, jakie do szefa światowej lekkoatletyki skierował Fajdek po swoich poprzednim tytule mistrza świata. Wtedy domagał się lepszego traktowania rzutu młotem]

A gdybyś go dzisiaj spotkał, to co byś mu powiedział?

- "Odpisz mi na maila".

Co jest w mailu, którego mu wysłałeś?

- Propozycja fajnego eventu dla miotaczy. Obiecał, że odpisze, a jakoś mu nie idzie.

Chcesz zrobić mityng?

- Nie, chcę zrobić festiwal rzutów dla całego świata. Wszystko ładnie zostało opisane, jak to można zrobić. Staram się walczyć o rzut młotem, odkąd pamiętam. Coraz więcej ludzi stara się działać, ale nic nie jesteśmy w stanie zrobić, skoro nie ma nawet odpowiedzi na maila. Coe zapewniał mnie, że odpisze. Ja przy nim wysyłałem mu tego maila jeszcze raz, on sprawdził, że go ma i obiecał, że odpisze. Niestety, dalej nie mam odpowiedzi. Mam nadzieję, że gdzieś go tutaj łyknę i przypomnę mu się jeszcze raz!

Masz 33 lata, od 10 jesteś gwiazdą sportu i mówisz, że jeszcze długo chcesz nią być. A co z rodziną, z życiem osobistym?

- Najgorsze jest to, że moja córka ma siedem lat, z czego podejrzewam, że spędziłem z nią może rok. Trochę lipa. No dobra, może przesadziłem, że tylko rok. Ale mało jest tego czasu dla bliskich. To jest męczące. Ale, niestety, nie da się trenować na najwyższym poziomie i spędzać czas z rodziną. Są momenty w ciągu roku, kiedy można kombinować. Ja w tym roku miałem rodzinę na tydzień w Portugalii i fajnie nam ten czas minął. Ale to mało. A będzie coraz trudniej, bo jak dzieci rosną, to mają coraz więcej problemów. Moja córka we wrześniu zacznie szkołę, pójdzie do pierwszej klasy, to będzie dodatkowe obciążenie. Wszystko spada na żonę. Super, cieszę się, że jest wyrozumiała. I mam nadzieję, że jeszcze parę lat wytrzyma. Bo nie mogę myśleć o zakończeniu kariery, kiedy jest dobrze. Naprawdę liczę na jeszcze więcej sukcesów.

Po sezonie będziesz mógł zabrać rodzinę na piękne wakacje. Za złoto MŚ w Eugene zarobiłeś 70 tysięcy dolarów.

- Nie liczę pieniędzy, nie o to chodzi. Dla mnie najważniejsze było, żeby zamknąć niektóre mordki. Pokazałem, że szykowałem się do tej imprezy i się przyszykowałem. Fajny rezultat, mocny konkurs. Wiele razy zarzucano mi, że zdobywam mistrzostwa świata słabymi wynikami. No to bardzo proszę - poziom wyższy, a ja jeszcze lepszy! Za rok postaram się przygotować jeszcze lepiej.

Skoro twoja córka ma już siedem lat, to pewnie jest świadoma, co osiągasz i jest z ciebie dumna?

- Ja totalnie nie staram się przedstawiać córce siebie w jakimś lepszym świetle. Jestem człowiekiem, po prostu. Ona ma rówieśników i czasami musi sobie z różnymi sytuacjami radzić. Jak jesteśmy gdzieś na wakacjach, to denerwuje ją, że podchodzą ludzie i proszą o zdjęcie. Ona wtedy chciałaby mieć tatę dla siebie. Ale oczywiście wie, dlaczego tak jest. A gdy rok temu na igrzyskach w Tokio byłem trzeci, to płakała, bo tata nie wygrał. No to teraz na pewno nie płacze, mogę spokojnie dzwonić do domu.

Łukasz Jachimiak

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: