Natalia Kaczmarek szokująco szybka. Lepsza była tylko Szewińska. "Wiem, wiem"

Łukasz Jachimiak
- Wiem, wiem. Zawsze tak jest - śmieje się Natalia Kaczmarek, gdy słyszy, że po wielkim wyniku, jaki właśnie zrobiła, my chcemy jeszcze więcej. Mistrzyni i wicemistrzyni olimpijska jako pierwsza w historii zbliżyła się do rekordu legendarnej Ireny Szewińskiej. Czy 24-latka może go kiedyś pobić?

Kiedy Irena Szewińska biła rekord Polski w biegu na 400 metrów, na świecie nie było jeszcze nie tylko Natalii Kaczmarek, ale być może nie było nawet jej rodziców.

Zobacz wideo Zabawa w "5 sekund" z Tomaszem Majewskim. Jak odpowie wybitny sportowiec?

W 1976 r., na igrzyskach olimpijskich w Montrealu, najwybitniejsza polska sportsmenka w historii pokonała jedno okrążenie w czasie 49.28 s. To było 46 lat temu. Natalia Kaczmarek ma 24 i właśnie została pierwszą Polką w historii, która do Szewińskiej zbliżyła się na mniej niż sekundę. We wtorek Natalia wygrała mityng w Ostrawie, uzyskując czas 50.16. To najlepszy w tym roku wynik w Europie i piąty na świecie.

Kaczmarek aż o 0,54 s poprawiła swój rekord życiowy. Co jeszcze może zrobić mistrzyni olimpijska ze sztafety mieszanej 4x400 m i wicemistrzyni z klasycznej sztafety 4x400? Gdzie są jej granice?

Łukasz Jachimiak: Żałuję, że rozmawiamy tylko telefonicznie, bo gdybyśmy się widzieli, to specjalnie założyłbym kapelusz, żeby móc go przed tobą uchylić.

Natalia Kaczmarek: Nie no, bez przesady, ha, ha. Dziękuję bardzo!

We wtorek przebiegłaś 400 m w czasie 50.16 s. To najlepszy wynik polskiej lekkoatletyki od 1977 roku. Mamy środę i jak się z tym czujesz? Oswoiłaś się? Chcesz jeszcze więcej?

- Czuję się super, jestem megaszczęśliwa! To już jest kawał wyniku. I chociaż to dopiero początek sezonu, to już kilka razy startowałam, w Ostrawie to był czwarty czy piąty bieg, więc czuję się bardzo dobrze. Wiedziałam, że jestem w stanie zrobić rekord życiowy. W poprzednich startach trochę na to nie pozwalały warunki, a w Ostrawie były niemalże idealne.

Mówisz "wiedziałam, że jestem w stanie zrobić rekord życiowy". Ale swoją życiówkę raczej zmiażdżyłaś, niż po prostu poprawiłaś. Było 50,70 s, jest 50,16 s. To różnica aż 0,54 s.

- To prawda. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Będąc na poziomie 50.70 i chcąc się poprawić, mocno się walczy o każdą dziesiątą, a nawet setną sekundy. Faktycznie zrobiłam duży krok. Czułam się bardzo dobrze, warunki też były świetne. A teraz mam nadzieję, że dalej będę się kręcić koło takich wyników.

Co to właściwie znaczy, że warunki były świetne? Nie było przecież silnego wiatru, który by cię pchał.

- No tak, na 400 metrów huragan nie pomoże, bo zazwyczaj jak przez część dystansu cię pcha, to też przez część okrążenia ci przeszkadza. Rzadko się zdarza tak, że z jednej strony wieje w plecy, a z drugiej ucichnie, bo na przykład są tam trybuny. W Ostrawie było po prostu bezwietrznie. I to są idealne warunki.

Za to nie miałaś idealnego toru. Biegłaś z ósmego. Pewnie, startując z czwartego czy piątego, mogłabyś mieć na mecie jeszcze lepszy czas?

- Nie chcę tak mówić. Pobiegłam super i nie mam na co narzekać.

Jasne, nie chodzi o narzekanie, tylko o poszukanie pola do urwania kolejnych setnych.

- Trochę się tym ósmym torem martwiłam. Bo biegłam i nikogo nie widziałam. Od początku do końca biegłam więc swoim rytmem. Dzięki temu na końcówce zostało mi dużo siły. Gdybym była na którymś z torów w środku, to może ruszyłabym za mocno i później by mnie ścięło? Nie ma co się nad tym zastanawiać, zobaczymy, jak z innych torów pobiegnę w kolejnych startach. Jest dobrze. I tyle.

Twoje podejście jest oczywiście bardzo dobre, ale zrozum, że my dziennikarze, i my kibice, marzymy o jeszcze większych rzeczach. Chcielibyśmy, żebyś zeszła poniżej 50 sekund, a nawet - w kontekście twojego świetnego wyniku - przypominamy sobie o historycznym rekordzie Ireny Szewińskiej...

- Wiem, wiem. Zawsze tak jest. Ale ja się na razie cieszę z tego, co wybiegałam. I nie myślę, że teraz w każdym starcie będę się aż o tyle poprawiać, że mogę urwać tyle z tego i tyle z tamtego. 50.16 s to niesamowity wynik. Wiadomo, że chciałbym go jeszcze poprawić, ale nie wiem, czy tak będzie. Czasami trafia się dobry dzień, dobry bieg, dobre warunki i wtedy jest dobry wynik. Mam nadzieję, że jeszcze w tym sezonie tak mi się wszystko złoży, ale nie chcę mówić, że na pewno tak będzie.

W każdym razie w szczycie formy jeszcze nie jesteś? Planujesz go na lipcowe mistrzostwa świata w Eugene?

- Tak planuję. Formę chciałabym mieć i na mistrzostwach świata, i później na mistrzostwach Europy [w sierpniu w Monachium]. Zobaczymy czy się uda. Do tej pory raczej nie miałam problemu z utrzymywaniem formy przez cały sezon. W tamtym roku i w Tokio było super, i po Tokio też, bo jeszcze po igrzyskach zrobiłam życiówkę. Mam nadzieję, że trener [Marek Rożej] znów wszystko tak dobrze zaplanuje. Ufam mu.

Wróćmy do pani Ireny Szewińskiej. Miałaś kiedykolwiek w karierze myśl o zbliżeniu się do biegania na poziomie 49.28 s, czyli jej legendarnego rekordu z 1976 roku?

- Szczerze: nie. To był wynik tak odległy, że nie mogłam o nim myśleć. Jeszcze w tamtym roku myślałam o złamaniu granicy 51 sekund i to mi się wydawało odległe. Po czym chyba trzy razy w tamtym roku pobiegłam poniżej 51 sekund. Już to mi się wydawało niesamowite i marzyłam tylko o tym, żeby się na takim poziomie utrzymać.

A teraz, tracąc do rekordu Szewińskiej już "tylko" i wciąż aż 0,88 s, nie myślisz, że może kiedyś?

- Nie, nie. Na razie oswajam się z tym wynikiem, który pobiegłam. Na razie pobiegłam tak raz i jest super, ale chcę się na takim poziomie ustabilizować. Chciałabym pobiegać w granicach 50.20-50.30, nawet 50.50. I wtedy może zacznę myśleć o najwyższych celach. Widzę, że przesuwam własną granicę i sprawia mi to dużą radość. Tylko na tym się skupiam.

Chyba trochę też na rywalizacji z koleżankami z kadry? W Ostrawie ty zmiażdżyłaś swoją życiówkę, a Anna Kiełbasińska swoją wyrównała, wpadając na metę z czasem 50.38. Biegła z wami również najbardziej utytułowana w ekipie Justyna Święty-Ersetic. Wyobrażam sobie, że nakręcacie się nawzajem.

- Tak, i to na pewno bardzo pomaga. Cały czas rywalizujemy, każda chce być najlepsza. To jest zdrowa rywalizacja. Nie ma żadnej zawiści. Ale jak się jedna poprawia, to pozostałe coś takiego tylko napędza.

W niedzielę kolejny odcinek waszej rywalizacji. Kibice będą mogli was zobaczyć na Memoriale Kusocińskiego w Chorzowie?

- Potwierdzam i zapraszam na Stadion Śląski. A później będą mistrzostwa Polski. Po nich będę miała jeszcze jakieś starty, w tej chwili nawet do końca nie wiem gdzie, i będzie wylot do Stanów. Będziemy w nich już dwa tygodnie przed mistrzostwami świata. Żeby tam potrenować, zrobić jeszcze jakąś podbudowę. Przed mistrzostwami będzie się trzeba jeszcze podbić.

Więcej o: