Trzy inne "diesle" szybsze niż Justyna Święty-Ersetic. A Kiełbasińska tylko patrzy. "Jestem teraz wściekła!"

Łukasz Jachimiak
Mistrzyni olimpijska Shaunae Miller-Uibo była poza zasięgiem. Za szybkie dla Justyny Święty-Ersetic okazały się też Femke Bol i Stephenie Ann McPherson. Po raz trzeci w karierze Polka zajęła czwarte miejsce w biegu na 400 m na halowych MŚ. Wracająca do zdrowia Anna Kiełbasińska liczy, że medal - może nawet złoty - będzie w niedzielę, dla naszej sztafety.

Shaunae Miller-Uibo to mistrzyni olimpijska na 400 m z Rio de Janeiro i z Tokio. Biegaczka z Bahamów jest królową tego dystansu i złoto w Belgradzie wygrała bardzo pewnie. Ona uzyskała czas 50.31 s. Za nią z wynikiem 50.57 na metę wpadła Femke Bol (na igrzyskach w Tokio miała brąz na 400 m przez płotki), a na trzecim miejscu z czasem 50.79 finiszowała Jamajka Stephenie Ann McPherson, czyli czwarta biegaczka na 400 m z Tokio.

Zobacz wideo Maria Andrejczyk: Ważniejsze są cisza i spokój, które pozwalają skupić się na najcięższej pracy

Justyna Święty-Ersetic do tej wybornej trójki straciła sporo. Jej czas to 51.40 s. Justyna musiałaby zmiażdżyć swój tegoroczny halowy rekord Polski - 51.04 - by wywalczyć medal. A nie było w stanie tego zrobić.

"Wszyscy sobie narobili apetytów"

- Wiem, że wszyscy sobie narobili apetytów, że wszyscy mieli nadzieję, że będzie medal. Ja też wierzyłam. To na pewno było możliwe. Ale ja znam trochę ten dystans i znam rywalki, które Justyna miała - mówi w rozmowie ze Sport.pl Anna Kiełbasińska.

Nasza wicemistrzyni olimpijska ze sztafety 4x400 m z Tokio jest najszybszą Polką ze wszystkich biegających współcześnie na 400 m (na stadionie uzyskała czas 50.38 s) a historycznie drugą po wielkiej Irenie Szewińskiej. Kiełbasińska jest nazbyt skromna, gdy mówi, że trochę zna ten dystans.

- Miałam przeczucie, że Justynie będzie trudno i że będzie przepychanka z Lieke Klaver. Niestety, to wybija z rytmu - mówi wielka nieobecna MŚ w Belgradzie.

Święty-Ersetic wiele razy doganiała. Ale nie tym razem

Święty-Ersetic i Holenderka Klaver niemal wpadły na siebie w momencie zejścia wyjścia z torów po 200 metrach. Już wtedy trójka medalistek miała wyraźną przewagę nad resztą. Justyna próbowała gonić, ale - choć wiele razy w swojej karierze rozstrzygała biegi świetnymi finiszami - tym razem nie była w stanie zbliżyć się do Miller-Uibo, Bol i McPherson.

- Wszystkie trzy medalistki są bardzo podobnym typem biegacza do Justyny. One też są typem diesla, też się rozpędzają. Ale na starcie mają w sobie trochę więcej szybkości niż Justyna. Dlatego Justynie było tak trudno - mówi nam Kiełbasińska.

Była specjalistka od 200 metrów chwali swoją koleżankę za postępy. - Justyna bardzo dużo nad tym pracowała i myślę, że w tym sezonie wielu zaskoczyła, pokazując jak szybko potrafi otworzyć bieg. Ale, niestety, trzy medalistki jednak są szybsze - tłumaczy. - Decydował też tor i to, że było spięcie z Lieke. To wszystko zdecydowanie utrudniło sytuację Justynie - dodaje Kiełbasińska.

"Tylko spałam albo miałam zamknięte oczy"

W trwającym sezonie halowym ona mocno rywalizowała ze Święty-Ersetic i nawet w pewnym momencie była rekordzistką kraju z wynikiem 51.10. Niestety, ze startu w Belgradzie wykluczył ją pełnoobjawowy covid.

- Decyzja, że nie jadę, nie była podyktowana przypadkowym testem. Przez kilka dni leżałam. Tylko spałam albo miałam zamknięte oczy, bo nie byłam w stanie funkcjonować. Nie da się zrobić takiej wyrwy w treningu i udawać, że się nic nie stało. Nie chcę już jeździć na mistrzostwa, byleby jeździć, ja chcę coś osiągnąć. Musiałam pomyśleć już też o sezonie letnim, musiałam podjąć rozsądną, racjonalną decyzję - tłumaczy Kiełbasińska.

- Oczywiście jestem teraz wściekła! Już mogę trenować i na każdym treningu mówię sobie, że to już się więcej nie powtórzy, że nie ma takiej opcji - śmieje się. - Muszę to zaakceptować. Liczę, że dzięki temu będę już miała odporność na resztę sezonu - dodaje.

Mama pytała. Teraz my pytamy. O złoto

Kiełbasińska na pewno miałaby szanse na dobry wynik na MŚ w Belgradzie indywidualnie i byłaby też bardzo ważną postacią polskiej sztafety 4x400 m.

- Nawet mama mnie dziś pytała, jak siebie bym widziała, gdybym była w Belgradzie. Trudno mi odpowiedzieć, bo nigdy w życiu nie byłam w takiej sytuacji, że kilka razy z rzędu biegam 400 metrów, że robię to w rytmie turniejowym. Co innego jednorazowo startować na mityngu, a co innego w turnieju, w mistrzostwach. Natomiast biorąc pod uwagę moje doświadczenie i to, że od dwóch lat trenuję na takim samym treningu jak Femke i Lieke, to liczę, że też sobie będę radziła. A dodatkowo napędza mnie duży głód. Bo mam za sobą już 18 lat kariery, a indywidualnych sukcesów na poziomie seniorskim nie mam. W końcu poczułam, że mogłabym je mieć - mówi nasza biegaczka.

Kiełbasińska wierzy, że i bez niej Polki wywalczą w niedzielę medal (o godzinie 11.10 eliminacje o 19.40 finał). Nam wszystkim marzy się złoto. To cel tym bardziej realny, że zawodniczki kierowane przez Aleksandra Matusińskiego są mocne, a jednocześnie do Serbii nie przyjechały najszybsze z Amerykanek.

- Wiem, że wszyscy chcą usłyszeć, że będzie złoto, że dziewczyny są walczakami itd. Oczywiście to prawda. Na pewno dziewczyny, które jeszcze nie startowały, są głodne biegania. Natalia Kaczmarek jest pewnie niezadowolona po odpadnięciu w półfinale, Justyna jest niezadowolona, że nie ma medalu. Ale przewidywanie wyników w hali, gdzie jest duża przypadkowość, to abstrakcja. Nie ma nic gorszego niż zmiana rytmu biegu na 400 m. To męczy dwa razy bardziej niż normalnie, a wybicia z rytmu w hali często się zdarzają. Natomiast jeżeli bieg będzie jak po sznurku, to jasne, że mamy szansę na złoto. W takim scenariuszu dziewczyny powinny walczyć z też bardzo mocnymi Holenderkami - podsumowuje Kiełbasińska.

Więcej o:
Copyright © Agora SA