Ewa Swoboda w szoku. Na mecie pytała: A ja?! Kuriozalna wpadka na MŚ

Łukasz Jachimiak
Ewa Swoboda pewnie wygrała swój bieg eliminacyjny na 60 m na halowych mistrzostwach świata w Belgradzie. Wynik 7.10 jest o 0.11 s gorszy od jej rekordu życiowego. Ale formę - może nawet na rekord świata - nasza sprinterka ma pokazać wieczorem, w walce o medale. W eliminacjach doszło do wpadki organizatorów.

Ewa Swoboda z trzecim czasem weszła do półfinałów biegu na 60 m podczas lekkoatletycznych halowych MŚ w Belgradzie. Swój eliminacyjny wyścig najszybsza w tym roku sprinterka świata wygrała bezdyskusyjnie. Swoboda miała wielką przewagę od początku do końca, na ostatnich metrach chyba nawet nieco zwolniła, oszczędzając siły na wieczorne bieganie w półfinale (godzina 18.10, awansowała do niego też Pia Skrzyszowska) i - oby! - w finale (godzina 20.55).

Zobacz wideo Maria Andrejczyk: Ważniejsze są cisza i spokój, które pozwalają skupić się na najcięższej pracy

Swoboda była więc w szoku, gdy chwilę po biegu na tablicy wyników jej nazwisko znalazło się na drugim miejscu. "A ja?!" - rzuciła do kamery, widząc, że za zwyciężczynię uznano Victorię Cristinę Rosę. Tak naprawdę Brazylijka była dopiero czwarta z wynikiem 7.27. Druga w tym biegu Lotta Kempinen straciła do najszybszej Swobody 0.09 s., czyli przewaga Polki była bardzo wyraźna.

Priwałowa, Gevers, Jones, Ottey - Swoboda jest w klubie wielkich gwiazd

Ewa Swoboda zaczęła MŚ w Belgradzie w stylu, w jakim biega przez cały tegoroczny sezon halowy. Polka jest niepokonana. A jej nowy rekord życiowy - 6.99 - jest historycznym wynikiem.

Irina Priwałowa, Gail Devers, Marion Jones, Marlene Ottey - do grona takich sław dołączyła Ewa, łamiąc granicę 7 sekund. 24-latka z Żor nie było jeszcze na świecie, gdy Priwałowa biła rekord świata wynikiem 6.92 (to był 1992 rok). Teraz Ewa ma 10. wynik w historii. Do pobicia rekordu brakuje jej jeszcze tylko albo aż - tu zdania są podzielone - 0,08 s. Natomiast co do jednego zgadzają się wszyscy - w Ewie Swobodzie zaszła diametralna zmiana. I Ewa dopiero się rozpędza.

Dopiero co ją oglądała. "Wow! Pokonałam Elaine!"

- Czy możemy porozmawiać? - zapytaliśmy kilka dni temu Iwonę Krupę. Ta trenerka Ewę sportowo wychowała, doprowadziła do pierwszych sukcesów, a teraz pomaga jej osiągać wyniki, na które robimy wielkie oczy. - Nie - odpowiedziała szorstko pani trener. - Dlaczego? - Bo ja nie rozmawiam z dziennikarzami.

W końcu udało nam się umówić na rozmowę z panią Krupą. Ale nie teraz. Dopiero po mistrzostwach świata. Te właśnie się zaczęły, potrwają od 18 do 20 marca. Swoboda pojechała do Serbii jako niepokonana w tym roku liderka światowych list. Jako faworytka, która dopiero co wygrała wyścig ramię w ramię z wielką Elaine Thompson-Herah.

Pół roku temu Ewa siedziała przed telewizorem, gdy Jamajka powiększała swoją kolekcję olimpijskich medali. Na igrzyskach w Tokio dziewczyna z Banana Ground wygrała 100 metrów, 200 metrów i razem z koleżankami sztafetę 4x100 m. Nieźle, prawda? W Japonii sprinterka z Jamajki przebiła swoje osiągnięcia z Rio. W 2016 roku na igrzyskach w Brazylii Thompson-Herah też wygrała 100 i 200 metrów, ale z koleżankami ze sztafety miała "tylko" srebro.

Elaine wygrała już wszystko, ma wszystko i nic nie musi. Może tylko wciąż biegać szybko, najszybciej. Na pewno tak chciała pobiec pod koniec lutego na mityngu w Toruniu. Wynik 7,04 s, jaki tam uzyskała, dawał jej drugie miejsce na tegorocznych światowych listach. Ale w tamtych zawodach dał jej też tylko drugie miejsce. Za szybszą o 0,01 s Swobodą.

- Pokonałam Elaine! Wow! Wygrałam z tak utytułowaną kobietą! To coś niesamowitego - ekscytowała się Polka. Ekscytowała się nie po raz pierwszy w ostatnich tygodniach i nie po raz ostatni. Chwilę wcześniej w Łodzi ustanowiła nowy rekord Polski, uzyskując czas 7,00. Chwilę później, na mistrzostwach Polski w Toruniu, pobiegła jeszcze szybciej - 6,99.

Jest wiara w rekord świata!

Swoboda jest 10. najszybszą sprinterką na 60 m w historii. To już coś wielkiego. Ale podobno Ewa dopiero nabiera rozpędu.

- Na to wygląda. 6,99 to świetny wynik, ale spodziewam się, że Ewa jeszcze co najmniej kilka setnych urwie. Stawiam, że zrobi to w Belgradzie, na mistrzostwach świata - mówi w rozmowie ze Sport.pl Marian Woronin, najszybszy Polak w historii. - Uważam, że Swobodę stać na pobicie rekordu świata - dodaje wicemistrz olimpijski ze sztafety 4x100 m.

- Myślę, że to nie jest ostatnie słowo Ewy. Na mistrzostwach na pewno będzie mocna rywalizacja i liczę, że Ewa da radę wykrzesać z siebie jeszcze więcej energii, gdy będą ją naciskały inne szybkie zawodniczki. Ewa jest w tym sezonie niepokonana i mam nadzieję, że tak ten sezon zakończy - mówi nam z kolei Marcin Nowak, srebrny i brązowy medalista ME ze sztafety 4x100 m.

"Wiele łez Ewa musiała wylać"

Swoboda halę lubi, zdobyła w niej już m.in. złoto i srebro ME. Oczywiście mistrzostwa świata to impreza z nieporównywalnie większą konkurencją. Ale też Ewa jest w formie, w jakiej jeszcze nigdy nie była. I chodzi o formę nie tylko fizyczną.

- Nie spodziewałam się, że mój powrót będzie wyglądał aż tak dobrze. Sami wiecie, że ostatnie dwa lata to był ciężki okres. Nie cieszyłam się w ogóle bieganiem. A teraz się bawię, cieszę i są świetne wyniki. Czego chcieć więcej? - tak mówiła Swoboda po pokonaniu Thomson-Herah.

Ewa nie daje się namówić na dłuższą rozmowę, na spojrzenie w głąb siebie i za siebie w spokojnej atmosferze, a nie w postartowej gorączce i przed kamerami.

- Ewa się zmieniła. Wiele rzeczy musiało się wydarzyć, wiele łez musiała wylać. Ewa to typowa domatorka, osoba bardzo rodzinna. W porównaniu do innych sportowców jest dużo mniej aktywna w mediach społecznościowych. Rozmów z mediami nie unika, gdy jest na zawodach. Wie, że to jej obowiązek. Ale uważa, że od wywiadów są zawody, a czas między startami jest dla niej. Na trening, na odpoczynek i na rodzinę - mówi nam menedżer zawodniczki, Marcin Rosengarten.

Była praca, jest pasja. I nie ma 9 kilogramów

Rosengarten, który pomaga prowadzić kariery wielu gwiazdom naszej lekkoatletyki (m.in. Justynie Święty-Ersetic, Marii Andrejczyk, Pawłowi Fajdkowi), chętnie opowiada o nowej, naprawdę swobodnej Ewie.

- W Ewie zaszła diametralna zmiana, przewartościowała sobie wszystko. Widać to gołym okiem po niej, po sposobie jej wypowiadania się, po podejściu do wielu rzeczy - słyszymy. - Tak jest, po sylwetce Ewy też - dodaje Rosengarten, gdy przypominamy, że biegaczka sama publicznie policzyła kilogramy, które zrzuciła. Było ich aż dziewięć. - Profesjonalne prowadzenie się ma wielkie znaczenie. Na najwyższym poziomie, kiedy rywalizacja toczy się na poziomie rekordu świata, liczą się detale, nawet te najmniejsze - podkreśla menedżer. I tłumaczy: - Ewa generalnie nigdy nie dyskutowała jak trenować, nigdy nie słyszałem, żeby miała większe problemy z podejściem do pracy. Ale ostatnio zmieniła otoczenie, odcięła się od osób, które nie miały na nią dobrego wpływu i widzę, że dziś jest szczęśliwą osobą. Dużo więcej się uśmiecha. Odnalazła czystą radość z biegania i to jest najważniejsze. Bieganie sprawia jej frajdę, jest dla niej dzisiaj pasją a nie pracą.

To dostrzegają wszyscy. - Ewa poukładała wszystkie rzeczy związane z higieną życia pozasportowego. To nieodzowne na najwyższym poziomie w dzisiejszym sporcie. Wszystko, co Ewa robi, jest bardziej profesjonalne. To widać - mówi Nowak.

- Rozmawiając z Ewą, zauważyłem, że zmieniła się mentalnie. Stała się sprinterką z prawdziwego zdarzenia, bo wydoroślała. Przeszła metamorfozę. Na dobre wyszło jej to wszystko, co przeżyła - podkreśla Woronin.

Żory, Szwajcarki i krew

Weźmy tylko przeżycia Ewy z ostatniego roku. Gdy szykowała formę na halowe mistrzostwa Europy w Toruniu, ze startu wykluczył ją koronawirus. Gdy próbowała przygotować się do igrzysk w Tokio, nie pozwoliła jej na to kontuzja.

- Ogromnym marzeniem Ewy jest finał igrzysk olimpijskich. To jej największy cel. Do Tokio nie pojechała i to ją bardzo mocno zabolało. Widziała, jak w finale biegną dwie Szwajcarki [piąte miejsce zajęła Ajla Del Ponte a szósta była Mujinga Kambundji], z którymi wiele razy rywalizowała i wygrywała. Zobaczyła, że finał igrzysk jest naprawdę realny i że możliwe jest powalczenie w nim o coś więcej. Teraz celem jest Paryż - mówi nam Rosengarten.

Dwa lata temu Swoboda zrobiła wyjątek i zgodziła się na dłuższy wywiad. Wtedy dla Sport.pl mówiła nie tylko o krzykliwych tatuażach, na które wszyscy zwracali uwagę. - Mogłabym być czwarta, piąta, szósta, siódma czy ósma, nie musiałabym mieć medalu, a i tak to by było wielkie wydarzenie [...] Medal olimpijski, nawet brązowy, to po prostu byłoby coś największego, coś trochę nie do uwierzenia. No bo jak? Taka dziewczyna z Polski, z Żor, może zakręcić się koło podium i coś wielkiego zdobyć? Myślę, że o to powalczę. Ale trzeba jeszcze kilku lat - opowiadała.

Czy Swoboda zaczęła pracować z myślą o tym marzeniu? - Ewa to niesamowity talent, jeden z największych jaki kiedykolwiek się urodził, ale potrzeba było czasu, aby uświadomiła sobie, że kiedy wszystkie elementy okołotreningowe nie grają tak jak należy, to wyniki co prawda będą i to nawet bardzo dobre, ale sporadycznie, a nie regularnie - mówi Rosengarten. - Ewa uświadomiła sobie, że trzeba podejścia na 100 proc. w każdym zakresie, nie tylko w treningu. Trenerka wielokrotnie z nią o tym rozmawiała, ale młodej dziewczynie potrzebny był czas, by zrozumieć, że właściwa dieta, regeneracja i sprawy poza treningiem są równie ważne, a może nawet jeszcze ważniejsze niż sam trening - dodaje menedżer Swobody.

- Diametralna i największa zmiana jest w tym, że Ewa przestała się zadowalać pojedynczymi startami. W poprzednich sezonach cieszyła się z jednego biegu, od razu była euforia. A teraz w Ewie widać przemianę, czuje krew. W poprzednich sezonach bywało, że po świetnym biegu w eliminacjach ten finałowy już nie był tak dobry, a teraz jest on jeszcze lepszy - słyszymy od Rosengartena.

Swobodzie brakuje 10 cm wzrostu? "Absolutnie nie"

Swoboda pięknie biegnie przez sezon halowy. Świetnie jest widzieć ją w gronie najszybszych obok multimistrzyń sprintu, jakie już w tym tekście wymieniliśmy.

Wspaniale jest zastanawiać się czy Polkę stać na rekord świata (tej zimy już urwała 0,08 s z życiówki i jeszcze tylko 0,08 s brakuje jej do pobicia najlepszego w historii wyniki Priwałowej albo 0,07 s do wyrównania tego rezultatu). Ale trzeba też zaznaczyć, że to nie bieganiem na 60 metrów naprawdę wchodzi się do historii sprintu. Na największych zawodach, czyli na igrzyskach olimpijskich i na MŚ na otwartym stadionie, biega się na 100 metrów. A tam Ewa sukcesy miała na razie tylko w wieku juniorskim (wicemistrzostwo świata i mistrzostwo Europy).

- Na razie Ewa to typowa biegaczka na 60 m. 100 metrów to inny dystans. Tam Ewie przydałyby się lepsze warunki fizyczne. Kiedyś powiedziałem, że gdyby miała 10 cm wzrostu więcej [ma 167 cm], byłaby mistrzynią olimpijską i cały czas żałuję, że centymetrów jej brakuje, chociaż zauważam, że Ewa rekompensuje to walecznością, że i tak się przebija. Bardzo to doceniam - mówi Woronin.

- Warunki fizycznie absolutnie nie mają znaczenia - nie zgadza się Nowak. - W lekkoatletyce one są rzeczą drugorzędną. Przykładów jest mnóstwo, weźmy choćby skok wzwyż i mistrza olimpijskiego Stefana Holma, który przy wzroście 1,81 cm skakał 2,40 m. A już w sprincie miejsce dla siebie naprawdę znajdzie każdy: i wysoki, i niski, i z dużą muskulaturą, i szczupły - przekonuje były sprinter.

- Oczywiście w ostatnich latach dominował Usain Bolt, który miał świetne warunki. Ale popatrzmy na jego rodaczki. Jamajki też rządzą, a to są niskie dziewczyny - dodaje Nowak.

To prawda - Thomson-Herah ma 168 cm, czyli tylko o 1 cm więcej niż Swoboda. A razem z Elaine medale za 100 m w Tokio odbierały mająca tylko 152 cm wzrostu Shelly-Ann Fraser-Pryce i Shericka Jackson, która ze swoimi 173 centymetrami też przecież nie jest gigantką.

"Ewa ma dar". Ogromne szanse

Wymienione Jamajki na metę finału tokijskich igrzysk wpadły z czasami - odpowiednio: 10,61, 10,74 i 10,76 - na razie nieosiągalnymi dla Swobody. Rekord życiowy Polki to 11,07. Chcąc wchodzić do finałów największych imprez trzeba łamać 11 sekund.

- Żeby to robić, trzeba mieć dar do szybkiego biegania i Ewa go ma - przekonuje Nowak. - Jej bieganie 60 metrów poniżej 7 sekund to jest naprawdę wielka sprawa, ale wolałbym nie przekładać tego na 100 metrów i nie robić prognozy wyniku, jaki Ewa może osiągnąć - dodaje.

Dlaczego nie? - Bo to bardzo trudno zrobić. Trzeba by było przeanalizować wykresy między 40. a 60. metrem. Jeżeli tam prędkość wzrastała a przynajmniej nie spadała, to można by było się pokusić o jakieś prognozy. Ale 100 metrów to taki dystans, który tak naprawdę zaczyna się po 60. metrze - tłumaczy były sprinter.

Nowak podkreśla, że nawet trening wygląda inaczej, gdy pracuje się pod kątem startów na 60 m, a inaczej, gdy zawodnik szykuje się do biegania na setkę. - Skończy się hala i Ewa przejdzie przygotowania do dłuższego odcinka. Trening będzie się musiał trochę różnić. Zobaczymy, jak Ewa na niego zareaguje - słyszymy.

Ale czy to znaczy, że nic nie wiemy? Czy naprawdę nie da się wyciągnąć żadnych wniosków z tego, czym emocjonujemy się teraz? - Na pewno wynik poniżej 7 sekund na 60 m pozwala nam marzyć, że będziemy mieli sprinterkę biegającą 100 m w czasie poniżej 11 sekund. Te dziewczyny, które w historii łamały 7 sekund później faktycznie biegały setkę poniżej 11 sekund. Jeśli Ewie przygotowania pójdą dobrze, to zakładam, że sezon letni będzie równie ekscytujący. W wynik biegu na 100 m wchodzi więcej składowych. Ale szanse, że Ewa wyraźnie się poprawi, są ogromne. Już czekam z wielką niecierpliwością - podsumowuje Nowak

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.