Wstrząsająca relacja. "Rosjanie i Białorusini myślą, że to nieprawda!"

- Bomby spadają na przedszkola czy inne miejsca użyteczności publicznej. Wielu ludzi traci życie. Może się wydawać, że trwa jakiś koszmar, z którego każdy chce się obudzić - opowiada ukraiński lekkoatleta Bohdan Bondarenko w rozmowie z Onetem. Pochodzi z Charkowa, gdzie wciąż przebywają jego krewni i przyjaciel. On sam nie zdążył już wrócić do miasta.

Trwa rosyjska inwazja na Ukrainę, która pozbawiła życia tysiące ludzi, w tym także cywilów. Na rozkaz Władimira Putina wojsko rosyjskie wywołało największy konflikt w Europie od czasów drugiej wojny światowej. W związku z heroiczną obroną Ukraińców, Rosjanie dopuszczają się coraz to bardziej obrzydliwych czynów, jak chociażby użycie bomby termobarycznej czy bombardowanie rakietami obiektów cywilnych.

Zobacz wideo Warszawska Arena Ursynów przekazana do dyspozycji uchodźców

Ukraiński lekkoatleta nie rozumie sportowców z Rosji i Białorusi. "Są głusi na nasze cierpienia"

Jednym z miast, które cierpi najbardziej w trakcie rosyjskiego ataku, jest Charków. To właśnie z tego miasta leżącego tuż przy granicy z Rosją pochodzi ukraiński lekkoatleta Bohdan Bondarenko. 32-latek opowiedział portalowi Onet o sytuacji w mieście, w którym zostali jego krewni i przyjaciele. On sam nie zdążył już wrócić i przebywa pod Rzymem. Na szczęście jego żona i dzieci zdążyli uciec i dotarli już do Budapesztu, gdzie wszyscy się spotkają.

- W mieście zostali mama i brat, bo babcia jest w podeszłym wieku i trudno byłoby ruszyć z nią w drogę. Żona i córka wyjechały z Charkowa w czwartek po pierwszym bombardowaniu, o dziesiątej rano. I dopiero we wtorek przekroczyły granicę z Węgrami. Jechały samochodem, który się zepsuł. Miały mnóstwo problemów, na szczęście ludzie zachowali się wspaniale. Pozwolili przenocować, podwieźli - opowiada Bondarenko.

- Mama, brat i babcia każdego dnia schodzą do piwnicy, gdy zaczyna się bombardowanie. Spędzają tam prawie każdą noc, jest im zimno. Rozmawiamy przez telefon, choć połączenie przerywa. Na pewno też woleliby stamtąd wyjechać, ale nie mogą porzucić babci - mówi 32-latek. Z relacji jego bliskich wynika, że sytuacja w mieście wygląda tragicznie. - Ostrzeliwują dzielnice mieszkaniowe, to jest najgorsze! Niezaprzeczalny dowód stanowi film, na którym widać, jak celują prosto w domy zwykłych ludzi! Bomby spadają też na przedszkola, czy inne miejsca użyteczności publicznej. Dzieje się po prostu tragicznie. Wielu ludzi traci życie - dodaje. 

Bondarenko nie oszczędził także swoich kolegów - sportowców z Białorusi i Rosji, którzy wydają się być głusi na cierpienia Ukraińców. - Zdaje się, że sportowcy z tych państw w ogóle nie rozumieją, dlaczego dyskwalifikują ich teraz z zawodów na całym świecie, skąd biorą się tego typu sankcje. W ogóle nie zdają sobie sprawy, że panuje tu pełne bezprawie i że nas tu zabijają. Myślą, że to nieprawda! Szanuję jednak tych Rosjan i Białorusinów, którzy zdobywają się na odwagę i wychodzą na ulice na znak poparcia dla Ukrainy. Ryzykują, że spotka ich za to kara, ale w ten sposób okazują nam, choć małą pomoc. Nie wybierają milczenia. Bo milczenie jest dla mnie równoznaczne ze współuczestnictwem - podkreśla  Ukrainiec.

Bohdan Bondarenko to mistrz świata (Moskwa 2013) i Europy (Zurych 2014) w skoku wzwyż, a także brązowy medalista igrzysk olimpijskich (Rio de Janeiro 2016). Urodził się w Charkowie 30 sierpnia 1989 roku i tam cały czas mieszkał. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA