- Amerykanki porażkę z nami uznały za pstryczek w nos. Bolesny. Dziewczyny do nich podeszły, chciały podziękować za walkę i pogratulować, a one się obraziły, obróciły na pięcie - mówił nam trener Aleksander Matusiński o wydarzeniach z Jokohamy. Dwa lata temu to tam odbyły się nieoficjalne mistrzostwa świata sztafet. A Polki ze sztafety 4x400 m sprawiły jedną z największych sensacji.
W maju 2019 roku w Japonii Aniołki Matusińskiego wystąpiły w niemal całkiem innym składzie od tego, w jakim zaprezentują się teraz w Chorzowie. Na niecałe trzy miesiące przed igrzyskami w Tokio Justyna Święty-Ersetic, Iga Baumgart-Witan, Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka i Anna Kiełbasińska albo leczą drobne urazy, albo oszczędzają siły. W Chorzowie z gwiazd tej sztafety zobaczymy tylko Małgorzatę Hołub-Kowalik. Ale to żaden problem - na swoje szanse w tej ekipie coraz mocniej pracuje młodzież. Najlepszym przykładem 17-letnia Kornelia Lesiewicz. Ona w sezonie halowym zdobyła srebrny medal mistrzostw Polski w biegu indywidualnym na 400 m, przegrała tylko ze Święty-Ersetic. A w sztafecie ze starszymi koleżankami zdobyła brązowy medal mistrzostw Europy.
Lesiewicz to już 10. polska biegaczka, która ma swój udział w medalobraniu, jakie ta sztafeta organizuje sobie na wielkich imprezach od 2017 roku (poza wymienionymi Święty-Ersetic, Hołub-Kowalik, Baumgart-Witan, Wyciszkiewicz-Zawadzką i Kiełbasińską na podiach stawały jeszcze: Kaczmarek, Dąbrowska, Gaworska i Linkiewicz).
Matusiński mówił nam, że cała grupa bardzo uwierzyła w swoje siły po pierwszym medalu - brązie MŚ 2017. Trener opowiadał, że na konferencji w Londynie zażartował, że skoro jego zawodniczki robią tak duże postępy - dwa lata wcześniej na MŚ w Pekinie odpadły w eliminacjach - to następnym razem wygrają. - Amerykanki uznały, że to bardzo dobry żart, pośmiały się, było wesoło - wspominał szkoleniowiec.
W Jokohamie pokonanym Amerykankom nie było do śmiechu. A na następnych mistrzostwach - w 2019 roku w Dausze - Polki zdobyły srebro, ustępując tylko im. Teraz w Chorzowie drużyny USA nie będzie. Zrezygnowała z przyjazdu. Nie zdecydowały się na to również m.in. Jamajka oraz Trynidad i Tobago.
Brak niektórych mocnych ekip powinien być dobrą wiadomością dla naszej męskiej sztafety 4x400 m. Ona w 2018 roku spisała się rewelacyjnie na halowych MŚ w Birmingham, bijąc rekord świata i zdobywając złoty medal. Ale Rafał Omelko niedawno podjął decyzję o zakończeniu kariery, a Jakub Krzewina, który biegł wówczas na ostatniej zmianie i wyprzedził Amerykanina, właśnie się dowiedzieliśmy, właśnie zapadł się pod ziemię. W czwartek okazało się, że za wprowadzanie w błąd kontrolerów antydopingowych zawiesiła go POLADA. Wkrótce zawodnik może zostać zdyskwalifikowany na okres od roku do dwóch lat.
Niestety, wygląda na to, że nasza osłabiona sztafeta może mieć problem z wywalczeniem awansu do finału, co jest konieczne, by zdobyć prawo startu w Tokio. Na razie dwaj pozostali mistrzowie z Birmingham - Łukasz Krawczuk i Karol Zalewski - są tylko kandydatami do biegania w Tokio w sztafecie mieszanej z paniami. Nasz mikst kwalifikację zdobył, zajmując piąte miejsce na MŚ w Dausze. Oczywiście w Chorzowie Polskę też zobaczymy w takiej rywalizacji.
Więcej emocji od klasycznych zmagań czterystumetrowców polskim kibicom może przynieść nietypowa konkurencja 2 x 2 x 400 metrów. Będą nas w niej reprezentowali niedawna halowa wicemistrzyni Europy w biegu na 800 metrów Joanna Jóźwik i mistrz Europy na tym dystansie, Patryk Dobek.
– Jestem podekscytowana. W trakcie startu będę miała tylko ok. 50 sekund na odpoczynek, regenerację. Mamy już ustaloną z Patrykiem taktykę na ten bieg. Co prawda taki start może przypominać trening tempowy z ekstremalnie krótką przerwą, ale jestem przekonana, że będzie się to świetnie oglądało - mówi Jóźwik.
Nasza biegaczka reprezentowała Polskę na piątkowej konferencji prasowej otwierającej zawody. Jej najważniejszym gościem był lord Sebastian Coe, szef World Athletics. - Te mistrzostwa są dla nas bardzo ważne. Jesteśmy bowiem w kluczowym momencie sezonu. Jako World Athletics robimy wszystko co w naszej mocy, aby utrzymać współzawodnictwo. Organizatorzy oraz polska federacja robią wszystko, abyśmy czuli się tutaj bezpiecznie – mówił Brytyjczyk.
Organizatorzy podają, że chorzowskie zawody są największym lekkoatletycznym wydarzeniem w pandemii koronawirusa. Największym od MŚ 2019 w Katarze. Na starcie na Stadionie Śląskim ma stanąć 560 zawodników z 33 krajów.
Oczywiście wszyscy uczestniczy muszą przejść testy na covid. - Mogę powiedzieć tak w swoim imieniu, jak i mojego zespołu, że trafiliśmy do jednego z najlepszych miejsc na świecie do organizowania takich znaczących imprez. Wiem, że Śląsk chciałbym organizować kolejne wydarzenia. Polska jest krajem, który może być gospodarzem mistrzostw Europy czy świata. Polska zapewnia nam duże możliwości, więc całkowicie rozumiem i popieram ambicje kraju i regionu śląskiego - mówi Coe.
World Athletics Relays, czyli nieoficjalne mistrzostwa świata sztafet, odbywają się od 2014 roku, a dopiero po raz pierwszy zawitały do Europy. Trzy pierwsze edycje organizowały Bahamy, czwartą - Japonia.
Najlepsze zespoły w sztafetach olimpijskich (4x100 i 4x400 m kobiet i mężczyzn oraz mikst 4x400 m) uzyskają w Chorzowie awans do igrzysk olimpijskich w Tokio oraz planowanych na rok 2022 lekkoatletycznych mistrzostw świata w USA. Polska jest pewna wysłania na igrzyska dwóch sztafet - 4x400 m kobiet i mieszanej 4x400 m.
Co ciekawe, Polska jest już też pewna jednego medalu z Chorzowie. A to dlatego, że do mieszanej sztafety płotkarskiej poza naszą drużyną zgłosiły się jeszcze tylko Niemcy i Kenia.