Filmował maskotkę, tańczył, a na koniec zdobył medal. Największy showman HME

Jakub Balcerski
Gianmarco Tamberi na halowych mistrzostwach Europy w Toruniu został operatorem kamery, gdy bawił się i filmował maskotkę imprezy, "Katarzynkę", tańczył po udanych skokach, a na koniec zdobył srebrny medal w skoku wzwyż mężczyzn, choć nim był trochę zawiedziony. Włoski showman i tak stał się jednak jedną z najciekawszych postaci imprezy.

Gianmarco Tamberi taki już po prostu jest. Gdy przyjeżdża na wielką imprezę, często tak samo głośno jak o jego skokach, jest o okolicznościach udziału w konkursie. Ma długą karierę, której szczyt przyszedł w 2016 roku - wtedy został mistrzem Europy w hali i mistrzem świata na stadionie. Doznał jednak kontuzji przed igrzyskami w Rio i tam nie wystąpił.

Zobacz wideo Ewa Swoboda: Cieszę się, że zaczynam sezon. Mam nadzieję, że będzie co najmniej jak w 2019

Teraz wraca do wielkiej formy i dodatkowo rozbudowuje swoją osobowość - dziesiątki fryzur, kolorowe buty zmieniane na każde ważne wydarzenie, specjalne gesty od tańca do salt na materacu po udanych próbach. W Toruniu tylko poszerzył ten wachlarz.

Tamberi zrobił show. Już na eliminacjach stanął za kamerą i filmował maskotkę

Występ w Polsce zaczął od eliminacji w czwartek, w których do awansu do finału wystarczyło mu pokonanie tylko dwóch wysokości - skoczył 2,16 i 2,21. Ale ile działo się pomiędzy tymi skokami! Włoch najpierw przywitał się w specjalny sposób z każdym z rywali. Z kilkoma wyskakiwali w powietrze i zderzali się barkami. Podczas rywalizacji Tamberi głównie chodził po hali i się nudził, więc w pewnym momencie zdecydował się na interakcję z maskotką mistrzostw - przypominającą piernik "Katarzynką". Włoch podszedł do stojącej obok niej kamery i został jej operatorem. Czujny realizator transmisji szybko wychwycił, na której kamerze widać obraz, który filmuje Tamberi i pokazał to widzom. 

Na start w finale Tamberi musiał czekać aż do niedzieli, ale wyznaczono go w sesji porannej, więc skok wzwyż i szaleństwa Włocha mogły być w centrum uwagi. 

Finał pod znakiem tańca, salt na materacu i śpiewów włoskiej kadry na trybunach

Po pierwszej próbie napiął cięciwę na swojej ręce i wypuścił w trybuny niewidzialną strzałę. Po drugiej najpierw popędził po rady do trenera, a następnie, ciągle mówiąc coś do siebie, przysiadł na słupku pomiędzy piątym a szóstym torem na starcie bieżni sprinterskiej. Przed trzecią nakleił sobie na ramieniu włoską flagę, a po pokonaniu 2,29 metra śpiewał z włoską kadrą zgromadzoną na trybunach. Jest przecież jej kapitanem, muszą go wspierać. Gdy skoczył 2,31, nie miał czasu na więcej niż kilka oklasków, bo w finale pozostał już tylko on i Białorusin Maksim Nedasiekau. Jego rywal skoczył 2,33 w pierwszej próbie, a Tamberi w tym momencie zaliczył pierwszą zrzutkę w konkursie. Aż przysiadł na krześle i ukrył twarz w dłoniach. Chwilę później w drugim skoku na tej wysokości zrobił już jednak wszystko perfekcyjnie. Tuż po zejściu z materaca po skoku pogratulowali sobie z Nedasiekauem. I życzyli powodzenia w największych wyzwaniach - skokach na 2,35 i wyżej. 

Na 2,35 obaj nie potrafili zaliczyć pierwszej próby. Tamberi nie dowierzał i przez kilkanaście sekund ciągle łapał się za głowę. Chwilę później Białorusin znów strącił poprzeczkę. Za to Włoch w najbardziej energicznej swojej próbie tego konkursu przepłynął w powietrzu tuż nad nią i wyrównał najlepszy wynik na świecie w tym sezonie. Oszalał z radości - zatańczył, zrobił salto na materacu i znowu poszedł śpiewać z całą włoską kadrą. Nedasiekau nie miał innej możliwości - przeniósł ostatnią pozostającą mu próbę na 2,37, żeby spróbować odzyskać prowadzenie. Niewiarygodne, ale to zrobił. Tamberi w odpowiedzi był blisko pokonania tej wysokości, ale zahaczył o poprzeczkę nogami. Wrócił na krzesło i na chwilę pogrążył się w myślach. Przed kolejnymi skokami odbył się jeszcze półfinał 60 metrów przez płotki, więc Tamberi miał czas, żeby dłuższą chwilę pogawędzić sobie z Nedasiekauem. W chwili startu płotkarzy w całej hali było słychać jego ciężki oddech przed kluczowym momentem walki o medale.

Przegrał walkę o złoto i padł na bieżni

Przed większością skoków prosił o rytmiczne oklaski. Tym razem chciał kompletnej ciszy, a po chwili głośno krzyknął i ruszył. Niestety dla niego znów strącił poprzeczkę. Przed trzecim skokiem wyciszał się tylko chwilę. Potem klęknął i znów zachęcał publiczność, żeby wsparła go klaskaniem. Ale i ta próba skończyła się zrzutką. To oznaczało, że Włoch zdobędzie srebro, a halowym mistrzem Europy zostanie Nedasiekau. Białorusin atakował jeszcze 2,40, czyli rekord mistrzostw, ale nie udało mu się go wyrównać.

Tamberi długą chwilę spacerował i nie mógł uwierzyć w to, że nie zdobędzie złota. Kręcił głową, przystawał, zawracał i w końcu, po tych wszystkich niedzielnych szaleństwach padł na bieżnię. Przez kilka minut leżał zupełnie zasmucony.

"Bycie showmanem? To trudne, gdy nie ma kibiców"

- Jestem trochę zawiedziony tym srebrem, ale wiem, że dałem z siebie wszystko. Poziom konkursu stał na naprawdę kosmicznym poziomie, a Maksim był szalony. To rzadki widok na mistrzostwach Europy. Do wysokości 2,37 mógłbym powiedzieć, że to był dla mnie fenomenalny konkurs, potem Maksim mnie pokonał. Wróciłem do tak dobrych i wymagających skoków po długiej przerwie, może potrzebuję jeszcze trochę czasu. Tak naprawdę liczy się przede wszystkim lato - mówił Tamberi dla Sport.pl po ceremonii medalowej.

- Bycie showmanem? To trochę trudne, gdy w hali nie ma kibiców. Ale włoska kadra bardzo mnie wspierała jako swojego kapitana. Chciałbym im bardzo podziękować - wskazał Tamberi. - Teraz skupiam się już na walce o dobrą formę na lato. Wrócę do startów w końcówce maja, a moim największym celem pozostają oczywiście igrzyska w Tokio. Będę chciał tam być w swojej najlepszej formie, jaką kiedykolwiek miałem. Nie chcę zmarnować tej szansy, bo Rio i kontuzja, przez którą nie mogłem tam wystartować ciągle siedzi mi w głowie. Teraz czuję, że mogę spełnić swoje oczekiwania i osiągnąć cel - ocenił Tamberi. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA